Początek roku nie jest łaskawy dla opozycji, zarówno tej sejmowej, jak i pozaparlamentarnej. Jeszcze nie zdążyła przycichnąć zadyma, związana z wyjazdem Ryszarda Petru na Maderę, w trakcie gdy jego koledzy marzli w Sali Plenarnej, a już na celowniku mediów znalazł się szef KOD – Mateusz Kijowski.
Kijowski przez wiele miesięcy zarzekał się, że za pracę na rzecz KOD nie pobiera żadnego wynagrodzenia, że pełni tę funkcję społecznie, a utrzymuje się dzięki wsparciu rodziny. Jak się okazało, nie do końca ma to potwierdzenie w rzeczywistości.
Jak donoszą dziennikarze Onetu, pieniądze ze zbiórek publicznych na KOD trafiały do firmy Mateusza Kijowskiego i jego żony Magdaleny Kijowskiej. Firma Kijowskiego wystawiała faktury za działalność usługową na rzecz Komitetu, na łączną kwotę 91 tys. 143,5 zł. Pieniądze, które zostały przelane na konto firmy należącej do Kijowskiego, pochodziły z funduszy Komitetu Społecznego KOD, czyli ze zbiórki publicznej. Innymi słowy były to pieniądze z puszek, z wpłat internetowych, przekazywane przez sympatyków.
Abstrahując od rozważań co do zasadności kwot na fakturach i konieczności ponoszenia tych wydatków, trzeba przyznać, że jest to ogromny strzał w stopę.
Cała sytuacja jest co najmniej niezręczna. Mówiąc dobitnie – w pełni obciąża ona Mateusza Kijowskiego, zaś jego tłumaczenia o tym, że zabrakło doświadczenia i o tym, że nie złamano prawa są śmieszne. Kijowski działa zgodnie ze starą zasadą: “złapali mnie za rękę, więc mówię, że to nie moja ręką”. Co więcej lider KOD zasłania się niewiedzą i mówiąc, że nie miał pojęcia o tym, że środki pochodziły z tzw “darowizn puszkowych” od sympatyków. Szef KOD próbuje również odwracać uwagę od meritum sprawy i sugeruje, że jest to sfabrykowana afera, mająca na celu skompromitowanie go.
Całe zajście będzie miało poważne skutki. Nie chodzi tu bynajmniej o karierę polityczną Kijowskiego, który przed wyjściem na jaw afery fakturowej, przez wielu obserwatorów życia politycznego uznawany był za mało charyzmatyczną osobę, bez zadatków na frontmana.
Tu chodzi o coś znacznie bardziej istotnego. O zaufanie obywateli do sfery życia publicznego i do polityków. Zaufanie to jest i tak mocno nadwątlone, można by rzecz, że wisi wręcz na włosku.
Postępowanie Kijowskiego jest skrajnie nieodpowiedzialne, żeby nie powiedzieć głupie. Czy szef KOD, na którego zwrócona jest uwaga opinii publicznej, naprawdę myślał, że nikt się nie dowie? Że sprawa ujdzie mu na sucho?
To właśnie ten brak poszanowania dla zasad, niefrasobliwość i poczucie bezkarności boli najbardziej. Sprawa przypomina słynne platformiane ośmiorniczki, choć oczywiście w znacznie mniejszej skali.
Szczególnie bolesne jest to, że na całym zamieszaniu najbardziej korzysta PiS. Partia Kaczyńskiego od dłuższego czasu buduje narrację, że liberalna część strony politycznej jest skorumpowana i skompromitowana moralnie. Swoim nieetycznym, nieprzemyślanym, wręcz skandalicznym zachowaniem Kijowski dostarcza amunicji mediom narodowym i zwolennikom Prawa i Sprawiedliwości. Narracja o świniach oderwanych od koryta w najbliższych dniach tylko zyska na sile. Co gorsza będzie w nim niestety ziarnko prawdy. Propaganda bez pokrycia w rzeczywistości jest niebezpieczna. Propaganda, która ma pokrycie w rzeczywistości może się okazać dla polskiej demokracji zabójcza.
Warto jednak pamiętać, że nie można stawiać znaku równości między Kijowskim, a KOD-em. KOD to przede wszystkim pospolite ruszenie ludzi, którzy sprzeciwiają się łamaniu prawa przez PiS. Zdecydowana większość członków lub sympatyków Komitetu nie ma żadnych ambicji politycznych i jest gotowa marznąć na mrozie w imię ideałów, w które wierzy.
W takim ujęciu oddolny społeczny ruch protestu jest pożyteczny i potrzebny, bez względu na to czy będzie nosił nazwę Komitetu Obrony Demokracji, Komitetu Obrony Kijowskiego, czy Klubu Przyjaciół Kubusia Puchatka. W demokracji kontrola władzy przez społeczeństwo jest jednym z głównych gwarantów przestrzegania prawa. Politycy boją się jedynie reakcji mediów i opinii publicznej. To właśnie zwykli obywatele decydują o tym, która partia utrzyma się przy władzy. Gdyby zabrakło nacisków ze strony społeczeństwa, rządzący dopiero by się rozbestwili.
Zachowanie Mateusza Kijowskiego jest tym bardziej bolesne dla osób, które bezinteresownie angażują się w działania KOD. Kijowski tak naprawdę jeszcze nic w polityce nie osiągnął, a już zdążył zdradzić ideały, z którymi rok temu wychodził do ludzi.
Kijowski się skompromitował i powinien zrezygnować z przywództwa w Komitecie. Tego oczywiście nie zrobi, gdyż już ogłosił, że za dwa miesiące wystartuje w wyborach na stanowisku szefa KOD.
Pozostaje mieć wiarę, że osoby, które dzielnie angażują się lub wspierają ten ruch społeczny, nie zniechęcą się beznadziejnym zachowaniem lidera i będą dalej wytrwale walczyć o poszanowanie prawa w naszym kraju.
Lider ruchu się skompromitował, lecz sama idea ruchu nie. Warto mieć to na względzie, mając jednocześnie nadzieję, że doczekamy czasów, gdy pojawią się w Polsce mężowie stanu z prawdziwego zdarzenia. Wszakże ostatni tydzień udowodnił, że ani Petru, ani Kijowski się do tej roli nie nadają.
Kaczyński po cichutku zaciera ręce, podczas, gdy “liderzy” opozycji dokonują rytualnego samozaorania…
fot.Michael Wende/Shutterstock
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU