Wydarzenia ostatnich tygodni pokazują dobitnie, że polityków rządzącego w Polsce obozu Zjednoczonej Prawicy oraz osoby, którym postawiono zarzuty karne w toku prowadzonych przeciwko nim śledztw łączy jedna, fundamentalna kwestia – mogą bezkarnie okłamywać prokuratora, przed którym składają zeznania w sprawie. Oczywiście zupełnie odmienne są powody takiego stanu rzeczy.
Osoba, której organ prowadzący postępowanie przygotowawcze, postawił zarzuty popełnienia przestępstwa, może bez żadnych oporów kłamać, manipulować i opowiadać niestworzone historie, mające potwierdzić jego niewinność, gdyż gwarantuje mu to konstytucyjne prawo do obrony i domniemanie niewinności. To strona, będąca oskarżycielem ma za zadanie przedstawić dowody, które ewentualnie te kłamstwa obalą i ujawnią, jak było naprawdę. Może się posługiwać dowodami rzeczowymi, dowodami z dokumentów i osobowymi środkami dowodowymi, czyli zeznaniami świadków, którzy w przeciwieństwie do oskarżonego kłamać nie mogą, zeznając pod rygorem odpowiedzialności karnej. Art. 233 Kodeksu karnego mówi wprost, że ten, kto składając zeznanie mające służyć za dowód w postępowaniu sądowym lub w innym postępowaniu prowadzonym na podstawie ustawy, zeznaje nieprawdę lub zataja prawdę, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 8 lat.
To, że świadkowie mimo to kłamią przed wymiarem sprawiedliwości jest niestety plagą, a im bardziej władza patrzy przez palce na takie kłamstwa i pozostawia je bezkarnymi, tym bardziej rozzuchwaleni czują się notoryczni kłamcy, którzy przy pomocy swoich niepolegających na prawdzie zeznań chronią kolegów, bliskich czy kompanów w grupach przestępczych. Zabawne, że władza Prawa i Sprawiedliwości wielokrotnie zapowiadała, że gdy oni przejmą władzę nad państwem, to będzie ono na tyle silne i na tyle groźne dla przestępców, że nikt kłamać się nie odważy – w końcu kary są wyższe (PiS podniósł zagrożenie karą za fałszywe zeznania z 3 do 8 lat) i będą też lepiej egzekwowane. Niestety dla polskiego wymiaru sprawiedliwości statystyki tej tezie przeczą. Od wielu lat systematycznie spada liczba stwierdzonych przestępstw krzywoprzysięstwa – w 2007 roku było to 7388 przypadków, w 2011 roku 3442 a w 2016 – 2578. Nie oszukujmy się, świadkowie nie przestali kłamać, świadkowie po prostu czują pełną bezkarność swoich kłamstw. Nic jednak dziwnego, gdy przykład idzie z samej góry.
Tylko w ostatnich tygodniach media ujawniły co najmniej dwa przypadki ordynarnych kłamstw funkcjonariuszy publicznych przed prokuratorem, które popełnili po to, by chronić swoich kolegów czy wybielić swoją własną odpowiedzialność. Prokuratura, która ma w aktach twarde dowody na to krzywoprzysięstwo funkcjonariuszy państwa PiS nie robi absolutnie nic, choć automatycznym odruchem powinno być skierowanie do prokuratury zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa właśnie za art. 233 k.k.
Najpierw Gazeta Wyborcza donosiła o tym, jak premier Szydło, oraz funkcjonariusze BOR kłamali w sprawie okoliczności wypadku w Oświęcimiu w lutym 2017 roku. Zeznania innych świadków, nagrania z monitoringu czy zapisy z “czarnej skrzynki rządowego Audi” potwierdzają, że funkcjonariusze celowo rozminęli się z prawdą, próbując przerzucić swoje winy (brak sygnałów dźwiękowych w kolumnie) na Sebastiana K., mającego zostać obciążonym odpowiedzialnością za tamto zdarzenie. Sprawę fałszywych zeznań BOR-owików chcieli głębiej zbadać prokuratorzy prowadzący sprawę, jednak napotkali na mur ze strony przełożonych – w efekcie honorowo odmówili podpisania się pod aktem oskarżenia.
Dziś natomiast portal sluzbyspecjalne.pl donosi o tym, że minister koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński złożył fałszywe zeznania w sprawie afery w PKP przy okazji Światowych Dni Młodzieży. Ułaskawiony w kontrowersyjnych okolicznościach były szef CBA, który już raz został skazany za przestępstwo nadużycia władzy, teraz znów naraża się na odpowiedzialność karną. I tu znów, choć prokuratura w aktach sprawy ma bezpośrednie dowody na to, że minister kłamie, pozostaje całkowicie bierna.
Dzieje się tak, bowiem mamy dziś w Polsce do czynienia ze zjawiskiem skrajnie patologicznym, czyli podporządkowaniem ostrza wymiaru sprawiedliwości partyjnemu interesowi obozu władzy. Przedstawiciele władzy wiedzą, że mogą bez ograniczeń kłamać prokuratorowi w oczy, bowiem mają gwarancję swojej bezkarności tak długo, jak żyją w zgodzie z ministrem Ziobrą. Ten układ jest korzystny dla wszystkich, choć do czasu. Każde kolejne popełnione krzywoprzysięstwo przez funkcjonariuszy państwa PiS czyni prokuratora generalnego potężniejszym i nieusuwalnym, zwłaszcza w kontekście przyszłej walki o schedę po Jarosławie Kaczyńskim. Los polityka przyłapanego na kłamstwie przed prokuratorem leży w rękach szefa Solidarnej Polski, który w razie potrzeby będzie gotowy użyć ich do partyjnych rozgrywek. Dopóki jednak utrzymywane jest polityczne status quo, politycy mają gwarancję bezkarności. I nie mają oporów, by z niej korzystać.
Fot. Flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU