Starannie budowany od początku kadencji wizerunek partii rządzącej, jako formacji społecznie wrażliwej i zwracającej się ku tym przez “układ” zapomnianym, przeżywa głęboki kryzys. Okazuje się jednak, że rząd nie znajdzie wytchnienia, bo ledwie zniknęła presja protestu sejmowego, a szpilę obozowi władzy postanowili wybić jego bliscy sojusznicy – związkowcy z “Solidarności” i OPZZ.
Związek zawodowy starł się bowiem z rządem ws. projektu płacy minimalnej. Piotr Duda określił propozycje PiS mianem “nie do przyjęcia”, ponieważ “Solidarność” pragnie zrównania płacy minimalnej z wartością 50% średniego wynagrodzenia, co napotkało opór w Ministerstwie Finansów. Związkowcy postulowali podniesienie płacy minimalnej w 2019 r. do co najmniej 2278,5 zł, a OPZZ poszedł jeszcze dalej oczekując 2383 zł. Oznaczałoby to wzrost wynagrodzeń o odpowiednio 8,5 i 13,5%. Tymczasem rząd był gotów zaoferować 2220 zł, co oznacza wzrost o 120 zł względem 2018 r., czyli równowartość 47,3 proc. prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej.
OPZZ argumentuje przy tym:
“W Polsce sytuacja gospodarcza jest coraz lepsza, mówi się o rynku pracownika. W bieżącym roku płaca minimalna wzrosła zaledwie o 100 zł przy dobrej sytuacji gospodarczej i spadającym bezrobociu. Z drugiej strony, jeżeli chodzi o fundusz płac w PKB, to Polska jest cały czas w ogonie Europy. Polscy pracownicy zarabiają bardzo mało. Naszym zdaniem płaca minimalna to jest jeden z głównych instrumentów rządu na rzecz poprawy sytuacji pracowników”.
Tym samym związkowcy postawili PiS w trudnym położeniu, ponieważ partia rządząca w kwestii płacy minimalnej także stara się kreować swój wizerunek społecznej wrażliwości. Kolejna grupa kontestująca propozycje rządowe w sprawach dotyczących najuboższych zabiera obozowi władzy długo oczekiwany moment wytchnienia niezbędny, aby rządzący mogli przejść do nowej ofensywy.
Spor o płacę minimalną pokazuje jednak absurd debaty publicznej w Polsce o rynku pracy. Związkowcy upatrują poprawy sytuacji pracownika w ustawowej podwyżce, równocześnie partia Razem walczy o skrócenie wymiaru pracy pomimo istniejącego już dziś problemu z nadgodzinami, a rząd zmniejsza wartość wynagrodzeń poprzez coraz to nowe wspierające inflację podatki nazywane “opłatami, daninami” itp. Tymczasem realizacja postulatów dziedziców socjalistycznego spojrzenia na gospodarkę jest szkodliwa dla samych zainteresowanych. Bezrobocie może być niskie, ale podwyżki płacy minimalnej to dalszy wzrost kosztów pracy, który może w biednych regionach, tych dotkniętych nawet dziś stosunkowo wysokim bezrobociem, odbić się w mniejszym zapotrzebowaniu na pracowników. Obecna sytuacja pokazuje bowiem dobitnie, że to dopiero niedobór rąk do pracy stymuluje realny wzrost wynagrodzeń i zmienia rynek pracy na korzyść pracownika.
Tymczasem ani związkowcy, ani rząd nie potrafią zaadresować jednego, ale kluczowego problemu. Na każdą podwyżkę płacy minimalnej o 1 zł od pracodawcy przypada 60 groszy, które trafia do pracownika i 40 groszy, które stanowią podatki. Przypomnijmy sobie, że przed reformą PIT 40% stanowił najwyższy próg podatkowy dla najbogatszych, który dziś wynosi 32%. Kiedy mówimy o rządowym zlikwidowaniu górnego progu składek na ZUS i daninie solidarnościowej, to wskazuje się na problemy mogące z tego radykalnego rozwiązania wynikać. Trzeba jednak mieć świadomość, że mówimy o problemach, które są od lat systemową codziennością najmniej zarabiających. Tym samym ustawowa płaca minimalna to w znacznej mierze większe dochody budżetowe ze składek i podatków. Obecna płaca minimalna to 2100 zł, czyli 1530 zł netto. Jednak wielu umykają koszty składek po stronie pracodawcy, które powodują, że koszt zatrudnienia za płacę minimalną to 2532,81 zł. Oznacza to, że ten prospołeczny rząd z walczącymi jak lew o pracowników związkami zawodowymi wspólnie chcą dalszego odzierania najmniej zarabiających z ponad 1000 zł każdego miesiąca.
Jeśli rząd naprawdę troszczyłby się o najuboższych z “Solidarnością” i OPZZ, to obie strony postulowałyby przywrócenie elementarnej sprawiedliwości w systemie podatkowym, aby płaca minimalna nie była tak drastycznie opodatkowana. Jeśli rząd zmniejszyłby obciążenie podatkowe z 40% do 20%, czyli zostawiłby w kieszeni pracownika o 500 zł więcej, to płaca minimalna wzrosłaby z miejsca o jedną trzecią. To byłby duży cios w szarą strefę, umowy śmieciowe i inne formy dyskryminacji pracowników, które stały się codziennością w znacznej mierze z powodu chciwości kolejnych rządów. Jednak kiedy mowa o wyzysku, to wszyscy wskazują na pracodawców, a nikt nie wskaże najgłębiej sięgającego do kieszeni pracownika państwa.
Źródło: dziennik.pl
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU