PiS wygrało wybory parlamentarne w znacznej mierze dzięki wzięciu na sztandary haseł anty-imigranckich, które znalazły odzwierciedlenie zarówno w twardej postawie władzy i przychylnych jej mediów na długo po wyborczym zwycięstwie. Okazuje się jednak, że w polityce tylko krowa nie zmienia zdania i nawet fundamenty ideologiczne mogą zostać całkowicie przebudowane.
PiS dokonuje bowiem kluczowego zwrotu w swoim podejściu do migracji. Za placami posłów, mediów, unikając debaty publicznej, rząd wprowadza bowiem zmiany, które otworzą drzwi do Polski szeroko dla dużych grup imigrantów. Władza planuje ułatwić wszystkim przybyszom spoza UE uzyskiwanie zezwoleń na pracę i jednocześnie wydłużyć czas ich obowiązywania. Obecnie to najwyżej trzy lata, wkrótce może być nawet pięć. Także możliwość pracy na podstawie oświadczenia zostanie wydłużona z maksymalnego obecnie pół roku do roku, co obejmuje obywateli sześciu państw byłego ZSRR. Powstanie także ścieżka umożliwiająca szybkie przejście z oświadczenia na zezwolenie o prace, co ma następować automatycznie. Jednak to nie wszystko.
Rząd planuje jeszcze bardziej poluzować politykę wobec obywateli takich krajów jak Filipiny, czy Wietnam, którzy w praktyce nie będą dłużej potrzebowali pozwoleń na pracę, co szeroko otworzy drzwi dla imigrantów z Azji południkowo-wschodniej. Wyborców PiS zszokuje zapewne najbardziej inny pomysł władzy. Rządzący skopiowali bowiem częściowo najmocniej krytykowany element polityki uchodźczej Unii Europejskiej, czyli procedurę łączenia rodzin. W przypadku uchodźców jeszcze niedawno mówiono o zwielokrotnieniu za jej pomocą ilości napływających do Europy imigrantów. Dziś natomiast małżonek osoby, która ma pozwolenie na pracę w Polsce, nie będzie musiał się o nie już ubiegać. Okazuje się bowiem, że rządowi nie zależy na załataniu tylko luki na rynku pracy, ale osiedlaniu się imigrantów na stałe i zakładaniu rodzin, czyli zapełnianiu luki demograficznej imigracją. Tym samym po cichu władza zrywa z dotychczasowym paradygmatem politycznym i pokazuje klęskę polityki prorodzinnej państwa.
Duża część zmian proponowanych przez rząd może być krokiem w dobra stronę, ponieważ polskiemu rynkowi brakuje pracowników, a ściągnie wysokowykwalifikowanych imigrantów jest jak najbardziej korzystne. Jednak plany PiS wskazują na brak logiki działania dobrej zmiany. PiS krytykuje zachód za politykę multikulturalizmu, który wynikał pierwotnie nie jak twierdzą prorządowe media z naiwności i tolerancyjności, ale właśnie poszukiwania kolejnych źródłem taniej siły roboczej, dokładnie na tej samej zasadzie jak dziś PiS. Minęło jednak na zachodzie kilkadziesiąt lat, aby liczba imigrantów osiągnęła znaczące społecznie rozmiary i zaczęły powstawać z tego tytułu problemy. W Polsce wystarczyło parę lat, aby w naszym kraju pracowało około miliona Ukraińców. Sytuacja pokazuje jednak kolejny absurd.
Mateusz Morawiecki dużo mówi o pułapce średniego rozwoju, a równocześnie proponowana polityka oznacza w jej utkwienie. Siła gospodarki tkwi w PKB per capita, czyli na głowę mieszkańca. Nie ma zatem tutaj biletów na gapę, każdy imigrant to nie tylko korzyści, ale i koszty – opieki zdrowotnej, edukacji dzieci, infrastruktury publicznej i mieszkaniowej i w końcu emerytur. Ściągnięcie miliona imigrantów może nie ruszyć PKB nawet o krok, jeśli będą to nisko płatne miejsca pracy, ponieważ nominalnie jako kraj urośniemy, ale statyczny mieszkaniec może się nie tylko nie wzbogacić, co nawet zubożeć. Gospodarka zawsze będzie szukać nowych zasobów, w tym siły roboczej, stąd imigracja jest studnią bez dna, ponieważ niezależnie ilu i migrantów przyjmiemy, to równocześnie stworzymy zapotrzebowanie na kolejnych.
Jednak celem rządu miała być jakość miejsc pracy i walka o powrót polskich emigrantów, a nie masowa imigracja. Polacy wyjeżdżają masowo, ponieważ w kraju pensje są zbyt niskie w stosunku do kosztów życia. Obecnie jesteśmy jednak w przełomowym momencie, kiedy brak rąk do pracy tworzy presję płacową, aby obywatele zaczęli zarabiać w końcu adekwatnie do swoich kompetencji. Jednak PiS woli w tym momencie ściągnąć imigrantów, którzy tę presję na podwyżki zredukują. Jest to przegrana strategia, ponieważ w taki sposób nie tylko nie ściągniemy z powrotem naszych rodaków z zagranicy, ale kolejni, wykształceni i zdolni wyjadą.
Premier mówi też dużo o gospodarce nowych technologii, co także gryzie się z planami władzy. Jaki jest sens ściągać imigrantów, którzy pracują potem jako np. kasjerzy, skoro już mamy technologie kas samoobsługowych. Wiele miejsc pracy da się zastąpić maszynami, co sprawi, że pozostali pracownicy będą wynagradzani lepiej. Jednak do tego nie dojdzie jeśli od maszyny wciąż łatwiej będzie pozyskać imigranta za stawkę minimalną.
Co warte podkreślenia rząd chce ściągać przedstawicieli deficytowych zawodów, które są takimi tylko dlatego, ponieważ nasz system edukacji stanął na głowie, nie ucząc praktycznych umiejętności, a promując studia, z których kierunków znaczna część jest po prostu bezwartościowa (na poziomie koncepcji, zbyt dużej ilości studentów, jak i niskiego poziomu nauczania). Zamiast naprawić źródło problemu, dolewamy wody do dziurawego wiadra i międzyczasie cieszymy się z “reformy” gimnazjów.
Dobrze prowadzona polityka imigracyjna jest bowiem głównie walką o talenty, o lekarzy, inżynierów, przedsiębiorców. Te grupy państwo powinno aktywnie ściągać, ponieważ tworzą one dla lokalnej społeczności i gospodarki wartość dodaną. Tak buduje się dobrobyt gospodarczy. Droga na skróty nie popłaca. PiS swoimi działaniami w polityce migracyjnej krąży natomiast od jednej szkodliwiej skrajności do drugiej, podczas gdy potrzebujemy zdrowego rozsądku. Warto zwrócić uwagę, że tylko w 2017 roku wydano ponad 230 tysięcy nowych zezwoleń o pracę (bez uwzględniania przedłużeń), co pokazuje, że imigracja już dziś nie jest małym zjawiskiem. W perspektywie krótkookresowej szeroka imigracja stanowi wręcz plaster wady strukturalne naszego rynku pracy, ale długoterminowo nie rozwiązuje kluczowych problemów, a tylko sprawia, że rządzący mogą dalej spoczywać na laurach uważając, że na otwarciu drzwi dla imigracji ich reformatorskie obowiązki się kończą.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU