Jarosław Kaczyński złożył polskiemu Kościołowi ofertę analogiczną do tej, jaką w Rosji Putin złożył Cerkwi. Jest to oferta „obrony Polski przed sekularyzacją” przez prawicowe państwo. Oferta „zapobieżenia katastrofie Irlandii”, która dopiero dziś staje się państwem świeckim. Przyjaznym Kościołowi, ale nie ulegającym mu w stanowieniu świeckiego prawa. W zamian za tę ochronę ze strony państwa Kościół miałby „tylko” namaścić władzę Kaczyńskiego i PiS-u. Część polskich biskupów i księży tę ofertę przyjęła, część widzi w niej zdradę katolicyzmu jako religii „powszechnej” – czyli łączącej ludzi, których Kaczyński dzieli na „lepszy” i „gorszy” sort.
Nihiliści w poszukiwaniu idei
Putin, chcąc ideologicznie odseparować Rosję od liberalnego Zachodu, zdecydował się postawić na Cerkiew. Bynajmniej nie dlatego, że ten dawny funkcjonariusz KGB przeszedł jakieś żarliwe religijne nawrócenie. Po prostu miał żadnej innej ideologii czy nawet idei pod ręką. Świecka obietnica komunizmu skompromitowała się w oczach Rosjan prawie całkowicie. Podejmowane przez grono związanych z Kremlem „technologów władzy” próby cynicznego skonstruowania nowej imperialnej ideologii świeckiej też spełzły na niczym. W dzisiejszej Rosji wygasła nawet najbardziej niewinna świecka wiara w technologiczny i społeczny postęp. Nacjonalizm rosyjski rozkwita, ale w wersji zupełnie nieprzydatnej jako ideologia państwowa wieloetnicznego imperium. Rosyjscy narodowcy walczą dla Putina w Donbasie, ale jednocześnie skutecznie odpychają od Moskwy Ukraińców, Ormian, Gruzinów, Kazachów. Najbardziej oddana Putinowi część rosyjskiego ludu wielbi go jako człowieka, który „wyzwolił Krym”, upokorzył Ukraińców, a teraz „podnosi Rosję z kolan”, niszcząc Unię, wybierając Amerykanom prezydenta i grając im na nosie w Syrii. Jednak nie przeszkadza to rosyjskiemu ludowi bić kolejne rekordy w spożyciu alkoholu czy dokonywać milion aborcji rocznie, wciąż traktowanych w Rosji jako ostateczny środek antykoncepcyjny, przy kompletnym braku zainteresowania państwa edukacją seksualną czy bardziej cywilizowaną antykoncepcją.
Putinowi potrzebna była zatem ideologia dostarczająca ludziom poczucia sensu, dyscyplinująca ich życie codzienne, mobilizująca Rosjan po stronie władzy i państwa. A przede wszystkim niebędąca „zachodnim liberalizmem”, ani w ogóle żadną z „zachodnich”, „europejskich”, „świeckich” idei wolności osobistej czy politycznej. Jako polityczny nihilista postanowił w roli ideologii władzy wykorzystać religię. W ten sposób Cerkiew stała się dla niego „współczesnym odpowiednikiem dawnego partyjnego wydziału agitacji i propagandy”, jak złośliwie powiedział w wywiadzie dla „Nowej Gaziety” rosyjski historyk Andriej Zorin.
Jarosław Kaczyński jako polski ideolog „demokracji suwerennej i nieliberalnej” (nad koncepcją władzy pozbawionej liberalnych hamulców pracował wcześniej niż Orban czy Putin, jednak długo nie mógł testować swoich pomysłów w praktyce) chcąc ideologicznie oddzielić Polskę od liberalnego Zachodu postawił na Kościół. Kaczyńskiego ideologie, ani nawet idee nigdy nie interesowały. Jego fascynuje władza dla władzy, z dodatkiem przekonania, że tylko on u władzy potrafi uczynić Polskę silną, wszyscy oprócz niego władzę w Polsce marnują. Ale nawet pozbawiony własnych ideologicznych potrzeb Kaczyński wie, że jakaś ideologia jest do rządzenia potrzebna.
Także uderzenie w zachodni liberalizm jest dla Jarosława Kaczyńskiego wyłącznie próbą pozbycia się instytucji i norm, które mogłyby go dyscyplinować, ograniczać jego osobistą władzę. Jednak poszukując ideowego zaplecza i sojusznika zaczął zupełnie cynicznie używać konserwatywnej i fundamentalistycznej krytyki Zachodu jako przestrzeni świeckiej, pluralistycznej, gdzie prawa obywatelskie i wolności jednostki uznaje się za absolutny priorytet.
Władimir Putin po wyborze na trzecią już prezydencką kadencję powiedział, że „bez Cerkwi Prawosławnej nie można sobie wyobrazić ani rosyjskiej państwowości, ani naszej kultury”. Mówił to w obecności patriarchy Moskwy i Wszechrusi Cyryla, od którego ten były funkcjonariusz KGB otrzymywał właśnie uroczyste błogosławieństwo. Jarosław Kaczyński powiedział podczas uroczystości 24 rocznicy istnienia Radia Maryja, że „każda ręka podniesiona na Kościół to ręka podniesiona na Polskę”, przyjmując przy tej okazji błogosławieństwo z rąk ojca Rydzyka. A Kościół – w projekcie Kaczyńskiego – także ma pełnić rolę „wydziału agitacji i propagandy” jego własnej władzy. Ze wszystkimi benefitami, jakie stąd mogą dla Kościoła wynikać – w edukacji, w kulturze, w monopolistycznej pozycji społecznego wychowawcy, ale także na poziomie finansowym.
Kto podpisze cyrograf
Oferta Kaczyńskiego jest dla polskiego Kościoła kusząca. Oczywiście tylko cynik albo idiota może powtarzać twierdzenia prawicowych publicystów, że w III RP, pod rządami PO i PSL, nawet SLD, „Kościół był prześladowany”. Kaczyński obiecuje jednak przelicytowanie wszystkie wcześniejsze oferty i dary. To nie tylko gigantyczna zrzutka wszystkich Polaków na biznesy Tadeusza Rydzyka, to także porzucenie na zawsze tematu likwidacji Funduszu Kościelnego (corocznych gigantycznych budżetowych dotacji na Kościół) i zawieszenie prac nad zastąpieniem go przez podatek kościelny, który w oczach części polskich hierarchów uzależniłby ich od oceny wiernych. To także zaostrzenie praktyki, a w przyszłości także ustawodawstwa w odniesieniu do aborcji, antykoncepcji, in vitro. Do tego dochodzi monopolistyczna pozycja Kościoła w edukacji zagwarantowana przez panią minister i jej kuratorów.
Ale są też cienie oferty Kaczyńskiego. Po pierwsze, on sam zbyt zaostrza konflikt dzielący także polskich katolików, na co już skarżą się niektórzy biskupi, a nawet parafialni księża. Jeszcze bardziej niepokoją jednak polski Episkopat ewidentne ambicje Kaczyńskiego, żeby mieć własny Kościół. Nie tylko „smoleński”, ale lojalny wobec każdego wyboru nowej władzy. Biskupi wiedzą, że Kaczyński posiada dziś narzędzia, aby sobie własną Cerkiew z polskiego Kościoła wykroić. I nie chodzi tylko o to, że radykałowie o mózgach wypranych przez „Frondę” wolą Cerkiew Jarosława od Kościoła Franciszka. Kaczyński ma do dyspozycji o niebezpieczniejszy instrument – wszystkie teczki polskiego Kościoła, a także ludzi, którzy nie zawahają się ich użyć. Gmyz, Kania, Targalski, Cenckiewicz chętnie lustrują polityków, dyplomatów, prawników, dziennikarzy, aktorów, którzy się Kaczyńskiemu przeciwstawiają. Jednak tych, którzy Kaczyńskiego poparli, przed lustracją bronią. Takie samo jest nastawienie dzisiejszego IPN-u przejętego już całkowicie przez PiS, a także wszystkich „niepokornych”, którym za tę moralność Kalego Kaczyński płaci stanowiskami i pieniędzmi.
Episkopat wie doskonale, że kto ma w ręku teczki i materiały tajnych służb, kto potrafi używać ich do walki politycznej tak bezwzględnie jak politycy i propagandyści PiS, ten prędzej czy później użyje ich do podporządkowania sobie Kościoła. Publicyści i historycy Prezesa z dziką satysfakcją zlustrują (politycznie, agenturalnie, obyczajowo) każdego księdza czy biskupa, którzy się Kaczyńskiemu sprzeciwi. Podczas gdy obronią przed lustracją księdza czy biskupa, który się Kaczyńskiemu podporządkuje. Polski Kościół po PRL-u ma z taką pedagogiką bardzo złe skojarzenia. Zatem polscy biskupi z narastającym niepokojem obserwują nihilizm Kaczyńskiego podporządkowany jednemu tylko celowi – umacnianiu swojej władzy. Wiedzą, że ten nihilizm, raz zastosowany wobec ludzi świeckich, może być bez problemu powtórzony także wobec Kościoła. Kaczyński nadal będzie wychwalał cywilizacyjne osiągnięcia i wyższość polskiego katolicyzmu, ale przecież nie „agentów i zdrajców”, wśród których dziwnym trafem znajdą się wyłącznie ci księża lub biskupi, którzy się Kaczyńskiemu będą przeciwstawiać.
Kaczyński dał polskiemu Kościołowi do podpisania cyrograf: gigantyczne pieniądze i udział w ziemskiej władzy, a w zamian prośba o zapalenie od czasu do czasu małego ogarka dla diabła politycznej władzy – namaszczenie Prawa i Sprawiedliwości, potępienie opozycji, przyzwolenie dla pacyfikowaniu społecznych protestów. Kościół Rydzyka podpisał ten cyrograf bez chwili wahania. Jeśli dziś Rydzyk o coś walczy z Prezesem, to wyłącznie o wysokość zapłaty liczonej w pieniądzach i wpływach. Jednak polski Kościół nie jest jeszcze w całości Kościołem Rydzyka. I mam nadzieję (choć nie mam pewności), że się nim nie stanie.
fot. Shutterstock/praszkiewicz
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”250″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU