Rolnicy wściekli na ministrów z PiS. To może się skończyć katastrofą w wyborach samorządowych

Większość sondaży przed wyborami samorządowymi pokazuje, że Prawo i Sprawiedliwość może być pewne zwycięstwa we wschodnich regionach Polski. Ich przewaga nad pozostałymi partiami opozycyjnymi jest olbrzymia i jeszcze niedawno wydawało się, że całkowicie niezagrożona. To właśnie w tzw. Polsce B najlepiej odbierane są dyrdymały o “wstawaniu z kolan”, “przywracaniu godności” czy wyrównywaniu nierówności społecznych. To tereny znacznie mniej uprzemysłowione i rozwinięte niż te na zachód od Wisły, wciąż opierające się w dużej mierze na rolnictwie. Niestety wydarzenia ostatnich miesięcy mogą sprawić, że to właśnie rolnicy ze wschodniej Polski odwrócą się od rządu Prawa i Sprawiedliwości najliczniej i przykładnie ich rozliczą przy urnie wyborczej.

Do znanego już problemu, wciąż nierozwiązanego przez ministra Jurgiela czyli nieskutecznej walki z afrykańskim pomorem świń (ASF) dochodzą właśnie skutki nowego prawa łowieckiego, które stworzył nowy minister środowiska Henryk Kowalczyk. A że napisał je, jak większość przepisów wychodzących z rządu PiS, na kolanie i bez konsultacji z zainteresowanymi, dziś okazuje się, że skutki są katastrofalne zarówno dla włodarzy gmin, jak i potencjalnych beneficjentów czyli właśnie rolników. O co chodzi?

Jak donosi Wirtualna Polska, znowelizowane prawo łowieckie wprowadziło od 1 kwietnia 2018 roku nowe zasady szacowania szkód łowieckich na terenach rolniczych. Natomiast już 3 tygodnie później minister środowiska zwrócił się z prośbą do szefa związku łowieckiego, by ustawy nie stosować tylko stosować w jej miejsce ugody na podstawie kodeksu cywilnego. Dlaczego? Otóż okazało się, że gminy, na które spadł obowiązek szacowania szkód nie mają przygotowanych do tego kadr i niewielkie mają szanse na ich znalezienie. Resort środowiska działał bowiem w jakimś totalnym oderwaniu od rzeczywistości, totalnie ignorując fakt iż w Polsce niewielu jest specjalistów w dziedzinie szacowania szkód łowieckich. Efekt? Wkurzeni sołtysi, wójtowie i zniecierpliwieni brakiem przyznania odszkodowań rolnicy.

– Wcześniejszy system polegał na tym, że rolnik zawierał ugodę z kołem łowieckim, do czego dochodziło w dziewięćdziesięciu paru przypadkach. W pozostałych kilku spory co do odszkodowania rozstrzygały sądy – tłumaczy WP Dariusz Młotkiewicz, szef klubu św. Huberta.

Rolnik ze wschodniej Polski: – Połowę areału rzepaku stratowały mi sarny i jelenie. Należy mi się ponad 100 tys. zł za te szkody. Koło łowieckie kłóci się z gminą, kto ma się sprawą zająć. W urzędzie gminy usłyszałem, że nie mają wyszkolonych ludzi. Odesłali mnie do koła łowieckiego, gdzie zapytali, czy potrafię czytać i powiedzieli, że wedle ustawy szacować powinna gmina. Trudno się zatem dziwić rozgoryczeniu rolników na ministra Jurgiela i ministra Kowalczyka.

Najgorsze jest to, że choć sprawa wymaga błyskawicznej reakcji i poprawienia przepisów tak, by mogły zacząć działać to sprawę komplikuje konflikt pomiędzy ministrami. Zamiast się dogadać i znaleźć wspólnie rozwiązanie, jeden zwala winę na drugiego. Sprawę dodatkowo paraliżuje fakt, że nieobecny jest Jarosław Kaczyński, który mógłby rozstrzygnąć po której stronie jest racja i odpowiedzialność za załatwienie sprawy. Rozmowy z premierem Morawieckim mają być prowadzone, ale trudno oczekiwać, by stare lisy posłuchały partyjnego młokosa bez politycznego zaplecza.

Źródło: Wirtualna Polska

Fot. W. Kompała / KPRM

POLUB NAS NA FACEBOOKU

[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]