Wielka konwencja PiS i Zjednoczonej Prawicy, która odbyła się 14 kwietnia miała pomóc otworzyć władzy nowy rozdział. Miała skutecznie odwrócić uwagę od katastrofy wizerunkowej, z jaką od początku roku Prawo i Sprawiedliwość musi sobie radzić – zdemaskowania prawdziwej twarzy rządu, dbającego przede wszystkim o siebie i swoich działaczy, przyznającego sobie horrendalne nagrody i synekury w państwowych spółkach na niespotykaną dotąd skalę.
Kluczowym elementem planu “nowego otwarcia” była zapowiedź “Piątki Morawieckiego”, czyli kolejnych obietnic, które rząd wprowadzi w życie, realizując postulaty obywateli. PiS znów miał zacząć słuchać potrzeb suwerena. Stąd jedną z obietnic w ramach zobowiązania premiera była rewolucja w naliczaniu składek na ZUS dla polskich przedsiębiorców. Oto w końcu mają być one niższe, proporcjonalne do sytuacji prowadzących polskie firmy. Na to od wielu lat czekają dziesiątki tysięcy firm z sektora MŚP.
Bardzo szybko się jednak okazało, że zapowiedzi sobie, a życie sobie. Gdy w końcu światło dzienne ujrzał projekt ustawy „o zmianie niektórych ustaw w celu obniżenia składek na ubezpieczenia społeczne”, przygotowany przez Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii, okazało się, że kolejny raz zmiany proponowane przez rząd są de facto atrapą, mającą na celu wywołać wielkie wrażenie propagandowe, przy nikłym zasięgu rzeczywistego oddziaływania. Coś w stylu refundacji okularów osobom niewidzącym, wysokiej klasy słuchawek bezprzewodowych osobom niesłyszącym czy wysłanie na kurs oratorstwa osób niemych. Z projektu wynika bowiem, że istotne znaczenie dla określenia grona podmiotów, które skorzystają z możliwości rozliczania składek na ZUS proporcjonalnie będzie miał przychód, a nie dochód w wysokości 2,5 minimalnego wynagrodzenia. A takie wyłączenie wyłącza ze stosowania tej preferencji 90% polskich drobnych przedsiębiorców, którzy ponoć najbardziej mieli na tej propozycji skorzystać.
Dobór akurat przychodu, a nie dochodu oznacza, że w gruncie rzeczy skorzystają z tej możliwości głównie freelancerzy, drobni rzemieślnicy i … osoby wypchnięte przez pracodawców na samozatrudnienie, których w moim przekonaniu wręcz przybędzie. To oczywiste, że jest tylko kwestią czasu, by pracodawcy podpowiedzieli swoim pracownikom, że bardziej opłacalne będzie ich zatrudnienie na kontrakcie, bo dostaną więcej pieniążków na rękę i zapłacą niższy ZUS. Jak to się ma do ograniczania tego zjawiska i walki z szarą strefą? Nie wiadomo.
Istotne jest też to, że nawet jeśli uda się drobnemu przedsiębiorcy dostać do grona szczęśliwców z proporcjonalnym ZUS-em, to i tak to uprawnienie nie będzie trwało długo. W ustawie zapisano bowiem, że niższe składki będzie można płacić tylko „przez 36 miesięcy w ciągu kolejnych sześciu lat”.
Premier Morawiecki zapewne jednak osiągnął swój cel, przynajmniej krótkofalowo. Ciemny lud, do którego adresowane były obietnice z konwencji usłyszał, że rząd PiS obniży składki i pomoże przedsiębiorcom. Ustawę przeczyta być może nikły procent wyborców. I o to przecież chodziło.
Źródło: Wyborcza.biz
Fot. M. Rzewuski / KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU