Politycy Prawa i Sprawiedliwości zaliczyli kolejną wtopę. Hipokryzja obozu władzy doprowadziła bowiem rządzących do osiągnięcia istnie bizantyjskich standardów, w ramach których publiczne pieniądze zasiliły szerokim strumieniem kieszenie polityków. Nagrody były tylko pierwszym elementem znacznie szerszej układanki, którą uzupełniło następnie 600 tys. zł senator Anny Marii Anders na podróże samolotem, ponieważ polityk nie potrafiła zniżyć się do klasy turystycznej. Teraz natomiast na jaw wychodzi, że czołowi politycy PiS postanowili prowadzić wystawny styl życia na koszt podatnika, a mianowicie zorganizowali za publiczne środki kosztowne podróże zagraniczne, które ciężko uzasadnić samym wypełnianiem obowiązków służbowych.
Jak donosi “Super Express”, odkąd PiS przejął władzę, na podróże samych tylko marszałków i wicemarszałków Senatu wydaliśmy aż 666,7 tysięcy złotych. Marszałek Karczewski kosztował podatnika 205,4 tys. zł, a wicemarszałek Koc – 106,5 tys. zł. Rekordzistą okazał się jednak wicemarszałek Adam Bielan, który wydrenował na podróże aż 265,7 tys. zł. Przypomnijmy, że Adam Bielan jeszcze niedawno skarżył się na swoje uposażenie wynoszące 10 tys zł na rękę (w rzeczywistości 19 tys zł brutto), które dał do zrozumienia, że wystarcza tylko dlatego, że jego żona również pracuje. Tymczasem wicemarszałek stworzył sobie drugą pensję, gdzie pobierał niemal tyle samo środków co jego oficjalne wynagrodzenie na same tylko podróże. Zwykli obywatele muszą na swoje wakacyjne plany odkładać, co stanowi ważną pozycję wielu budżetów domowych, podczas gdy politycy z pierwszych stron gazet robią to na koszt podatnika i równocześnie skarżą się na warunki płacowe. Wiadomo bowiem, że rzeczywistość zagranicznych delegacji członków parlamentu jest odległa od intensywnie przepracowanych wizyt roboczych. Z ust polityków słyszymy, że nie ma w tym nic złego:
“Jeśli marszałek mnie deleguje, to wyjeżdżam. Polonia nas zaprasza, a my jeździmy”.
Takie tłumaczenie można by przyjąć za w pełni zasadne, gdyby tylko PiS nie prezentował się jako partia ta lepsza, która nie korzysta z przywilejów i nie żyje na koszt podatnika. Od ludzi, którzy wszem i wobec zadeklarował się jako męczennicy w służbie publicznej i walce z przywilejami, można wymagać bowiem znacznie więcej, ponieważ nie obowiązuje ich już tylko litera prawa, ale także własne słowo. Problem w tym, że politycy PiS pokazali po raz kolejny wyborcom, że ich słowo nie ma żadnej wartości. Warto przypomnieć odpowiedź marszałka Karczewskiego do lekarzy rezydentów:
“Pieniądze nie są najważniejsze. Warto pracować dla idei”.
Tak więc idee marszałka kosztowały podatnika skromne 200 tys. zł.
Sprawa podróży marszałków i wicemarszałków Senatu nie pozwala odejść w zapomnienie nagrodom w gabinecie Beaty Szydło. Rząd PiS wciąż jest ścigany przez własną hipokryzję i chciwość swoich ludzi. Z każdą taką informacją rośnie natomiast znużenie wyborców dobrej zmiany, ponieważ w momencie, kiedy upadnie ostatecznie mit, że “to tamci kradną”, to w tym samym momencie PiS straci dla swoich własnych wyborców sens dalszej politycznej egzystencji. W sytuacji ciągle pojawiających się afer i nierozwiązanego problemu protestu sejmowego można zatem powiedzieć, że proces erozji władzy Prawa i Sprawiedliwości trwa i zaczyna brakować politykom już pomysłu jak go powstrzymać.
Źródło: se.pl
fot. Katarzyna Czerwińska / Kancelaria Senatu
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU