Już nawet Ministerstwo Rozwoju i Finansów nie wierzy, że wzrost gospodarczy Polski poprawi się w czwartym kwartale 2016 roku. Według ostatnich szacunków ministerstwa, gospodarka mocno hamuje i na koniec roku tempo wzrostu może spaść nawet poniżej 2%. Wpłynąć na taki wynik mają wciąż spadające inwestycje i eksport. Instytucje finansowe i banki są jeszcze większymi pesymistami, nie brakuje bowiem prognoz, które wskazują na zbliżenie się do poziomu 1% wzrostu PKB rocznie.
Wicepremier Mateusz Morawiecki ma nie lada kłopot, by zrealizować zapowiedzi Prezesa Kaczyńskiego o wyrwaniu Polski z pułapki średniego rozwoju. Póki co gospodarka dostała poważnej zadyszki, z której nie będzie łatwo się wyrwać. Optymizm resortu niezmiennie opiera się na stymulowaniu konsumpcji państwowymi środkami z programów socjalnych i nadziei na odbicie się od dna inwestycji unijnych. Problem jednak leży w tym, że władze Prawa i Sprawiedliwości nie chcą przyjąć do wiadomości, że dobry klimat gospodarczy tworzy się w sposób partnerski, w poszanowaniu przedsiębiorców i wysłuchaniu ich oczekiwań, a nie odgórnym poleceniem ze strony rządu. Sygnałów pozytywnych ze strony rządu jest niestety jak na lekarstwo, za to negatywnych nie brakuje. Jak wygląda gospodarczy plan Morawieckiego?
To, czy Polska znajduje się w pułapce średniego rozwoju jest kwestią dyskusyjną, jednak warto zwrócić uwagę, że nasza gospodarka wypełnia szereg kryteriów, by ją za taką uznać. Międzynarodowi specjaliści ekonomii rozwoju wskazują, że za takie kryteria należy uznać niskie nakłady na badania i rozwój, niewłaściwy system edukacji i szkolenia pracowników, znaczne rozmiary gospodarki nieformalnej oraz zbyt duże rozwarstwienie dochodów, będące pożywką dla populistów oferujących proste rozwiązania gospodarcze, w rzeczywistości hamujące wzrost.
Problemem polskiej gospodarki, najwyraźniej tkwiącej po uszy w pułapce średniego dochodu, są właśnie ci populiści, którzy dorwali się do władzy. Rządzący, którzy mówią o wyrwaniu się z niej, robią dokładnie coś przeciwnego. Zamiast wzrostu nakładów na badania i rozwój mamy coraz bardziej zmasowaną akcję upaństwawiania przedsiębiorstw do spółki z ulgami podatkowymi dla zagranicznych montowni wielkich koncernów. Zamiast poprawy systemu edukacji i szkolenia pracowników mamy cofanie do systemu obowiązującego w ustroju gospodarki planowanej. Walka z szarą strefą natomiast ogranicza się ostatnio choćby do tego, że Ministerstwo Rodziny wydaje interpretację, że ZUS-u opłaca się nie płacić.
Co zakłada plan Morawieckiego?
Wicepremier Morawiecki pokazuje slajdy o tchnięciu w gospodarkę nowych sił, jednak rząd niewiele robi, by zdobyć zaufanie przedsiębiorców oraz zachęcić do współdziałania. Sraczka legislacyjna, reformy systemu podatkowego uderzające w pracowitych i pomysłowych, czy większa opresyjność organów raczej nie sprawi, że przedsiębiorcy zaczną z radością budować polski wzrost. Zamiast inwestycji w innowacyjne branże wybierana jest reindustrializacja, dotowanie nieefektywnego górnictwa czy odbudowa branży stoczniowej. Wszystko na opak, niż nakazuje większość zaleceń ekspertów.
Na domiar złego, rząd nie tylko nie reformuje gospodarki w sposób efektywny, ale i przejada w prymitywnym stylu wszystkie oszczędności czy rezerwy, zapominając, że Polska nie jest samotną wyspą na oceanie. W Polsce trwa bal na Titanicu, kolejne międzynarodowe instytucje finansowe rewidują prognozy wzrostu gospodarczego dla krajów Europy, czy wskazują na kiepskie prognozy dla polskiej waluty. W najbliższych miesiącach upaść może strefa euro, targana wciąż bankructwem Grecji, czy możliwym upadkiem systemu bankowego we Włoszech. Również na innych rynkach jest bardzo niespokojnie, wiele wskazuje, że może dojść do wojny celnej pomiędzy Chinami a Stanami Zjednoczonymi, zaś u nas rząd udaje, że nic się nie dzieje i podczas budowy budżetu na kolejny rok wybiera wyłącznie optymistyczne założenia. W międzyczasie gwałtownie spada zainteresowanie polskimi papierami dłużnymi, co oznacza, że trudniej będzie tanio pożyczać, gdy rzeczywistość nie okaże się tak różowa.
Ostatnio Ryszard Petru powiedział, że gdy już skończą się rządowi pieniądze, to pozostanie mu wywoływanie skrajnych emocji i organizacja igrzysk dla tłumu. Wiele bon motów używa w swoich wypowiedziach przewodniczący Nowoczesnej, jednak coraz więcej wskazuje, że tym razem użył wyrażenia właściwie. Nam szaraczkom pozostaje natomiast jedynie ślepy optymizm i wiara w plany Morawieckiego.
Fot. flickr/P.Tracz
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU