Gorący temat w dzisiejszych mediach pisanych i na serwisach społecznościowych został opisany hashtagiem #Tupolewizm. Związany jest on z ujawnieniem przez dziennikarza Dziennika Gazety Prawnej, Zbigniewa Parafianowicza, kulisów powrotu rządowej delegacji z Londynu. Obraz niedbałości o przestrzeganie podstawowych zasad bezpieczeństwa i zdrowego rozsądku, cała obsada resortów siłowych w jednym samolocie, brak planu podróży czy spójnej koncepcji przygotowań tej podróży. Włosy się na głowie jeżą, że po 6 latach od tragicznej soboty 10 kwietnia 2010 r., osoby pełniące najważniejsze funkcje państwowe mogą zachowywać się tak bardzo nieodpowiedzialnie.
Powrót do Polski odbywać miał się w dwóch turach, wojskową CASĄ oraz rządowym Embraerem 175. Jednym wracać mieli dziennikarze, drugim rządowa delegacja. Jako, że wojskowy samolot miał lecieć później i dłużej, ktoś zarządził, że wszyscy polecą wcześniej, a pasażerów obu samolotów wciśnie się do jednego. Niektórzy najwyraźniej, mimo wielu już lat dyskusji o bezpieczeństwie przewozów lotniczych, nadal nie rozumieją, że samolot to nie jest wiejski autobus, do którego pasażerów upycha się jak szproty w puszce. Samolot przeciążony to samolot potencjalnie niebezpieczny. Pilot może i ma w dupie losy delegacji, ale niekoniecznie przez ich głupotę chce sam ginąć w lotniczej katastrofie. Na szczęście po katastrofie smoleńskiej, przewozy najważniejszych osób w państwie powierzono pilotom cywilnym, na których generał na pokładzie nie robi wrażenia. Pilot i cała załoga LOT-owskiego Embreaera powiedzieli wprost – nie lecimy, dopóki waga samolotu nie będzie właściwa. Nie dziwię się, że nie chcieli brać udziału w żenujących przepychankach kto ma wysiąść, a kto zostać, zwłaszcza gdy okazało się, że nawet na pokładzie rządowego samolotu pani premier nie jest głównym dowodzącym.
Na koniec jeszcze tylko kilka pytań, które opozycja powinna zadać czym prędzej.
- Kto odpowiadał za przygotowanie wizyty w Londynie oraz za bałagan związany z powrotem i jakie w związku z tym konsekwencje spotkają Beatę Kempę?
- Jak pilota rządowego Embraera tym razem nazwie poseł Suski i jakich konsekwencji dyscyplinarnych dla niego zażąda?
- Jak to się stało, że przez niemal tydzień żaden pracownik rządowy i przychylnych rządowi mediów nie ujawnił tego wydarzenia i ilu z tych, którzy milczeli nadal uważają, że w Smoleńsku był zamach, a nie wypadek CFIT spowodowany klasycznym polskim “jakoś to będzie”.
Pozostaje się tylko cieszyć, że polski rząd po Smoleńsku zdecydował się oddać przewozy VIPów w ręce prywatnego, cywilnego przewoźnika. Jakby byli świadomi, że sobie ufać nie mogą. Że państwowe to byle jak, na chybcika i na odpierd*. Szkoda tylko, że nie znamy powodów dlaczego w każdej innej sferze życia uważają inaczej.
Fot. P. Tracz / KPRM
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU