Dwa lata kiwania się z Unią Europejską w sprawie ustaw sądowych zaprowadziło Prawo i Sprawiedliwość do zmiany premiera oraz do klęknięcia na jedno kolano. Na razie na jedno, bo w kontekście proponowanych zmian można wyczytać zarówno głosy o fasadowości propozycji, jak i o głębokim kompromisie. To, jakiego kalibru są to modyfikacje ocenią unijni prawnicy. Na razie wiemy o negocjacjach tyle, że rozmawiano o nich w ścisłym kierownictwie PiS oraz że w rozmowach nie uczestniczył nikt z Ministerstwa Sprawiedliwości. Wiemy również, że na dniach mają pojawić się nowe ustępstwa dotyczące flagowych zmian prezydenta Dudy. Chodzi o lansowaną przez głowę państwa skargę nadzwyczajną, która ma opuścić zwarte szeregi przegłosowanych przepisów.
W normalnym kraju nikogo nie powinno dziwić, że władza idzie na ustępstwa. Wszak konsensus jest sztuką robienia kroków w tył i każdy jest w stanie to zrozumieć. Inaczej jest w Polsce, gdzie przez ostatnie dwa lata wymachiwano najgorszymi sformułowaniami pod adresem unijnych instytucji i osób tam zasiadających. Te dwa lata były dla elektoratu Prawa i Sprawiedliwości Mazurkiem Dąbrowskiego, który niósł się od Lublina po Madryt oraz od Londynu po Ateny. Porównania do Jana Sobieskiego i szarży wiedeńskiej były na porządku dziennym. “Bicie kurw i złodziei” Piłsudskiego przewinęło się nawet przez okładki tygodników prorządowych mediów.
Angela Merkel była złem wcielonym, chociaż sama była powściągliwa przy wypowiadaniu się o stanie praworządności w Polsce. Jeden jedyny raz pozwoliła sobie na ostrą uwagę pod adresem Polski podczas kampanii wyborczej mówiąc, że nie można siedzieć cicho wobec reformy polskiego wymiaru sprawiedliwości. Tydzień temu przeleciała do Polski i rozmawiała z premierem Morawiecki oraz prezydentem Dudą i została przyjęta z najwyższymi honorami. Trzy dni później Prawo i Sprawiedliwość zorganizowało konferencję prasową, na której poinformowało o pierwszych ustępstwach. Politycy PiS zapewniali, że wizyta nie miała wpływu na zaproponowane zmiany, ale koincydencja czasowa jest bezlitosna.
Mateusz Morawiecki po trzech miesiącach gaszenia pożarów potrzebuje sukcesu jak ryba wody. Nowogrodzka po pokaźnej inwestycji w nowego premiera, na dzisiaj nie czerpie profitów z oprocentowania tej lokaty i cały czas dokłada do interesu. Przejście przez Unię do kolejnego etapu wdrażanych procedur byłoby dla Morawieckiego katastrofą. To przede wszystkim podważałoby autorytet Jarosława Kaczyńskiego, który wobec partyjnego oporu przeforsował roszadę na stanowisku premiera. Walka nie idzie tylko ułożenie się z Unią i wywalczenie lepszej pozycji negocjacyjnej przed rozmowami o kolejnym budżecie. Tu tak naprawdę idzie o życie prezesa PiS, o jego wizję polityki bez Beaty Szydło kierującej rządem.
Rola Jarosława Kaczyńskiego w mało zrozumiałym dla partii i elektoratu przewrocie premierowskim jest kluczowa. Dlatego to na jego osobiste barki spadnie odpowiedzialność za brak nowego otwarcia. Jak życie pokazuje, prorządowe media są w stanie pokazać wszystko jako sukces Prawa i Sprawiedliwości i tak będą przedstawione wykonywane kroki w tył przez partię rządzącą. Będzie to jednak kamuflaż spreparowany na potrzeby zamaskowania ułomności decyzji o postawieniu Morawieckiego na czele rządu. Tak naprawdę to nie premier Morawiecki właśnie klęka na jedno kolano i prosi o niski wymiar kary, tylko sam Jarosław Kaczyński. Cała rozpędzona przez niego machina zderza się z realiami jego osobistych decyzji. To nie premier ratuje właśnie swój wizerunek, tylko prezes PiS.
fot. Kancelaria Sejmu/Krzysztof Białoskórski
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU