Prawicowa legenda byłego posła Kukiz’15 Adama Andruszkiewicza ostatecznie umiera na naszych oczach. Polityk, który na swojej retoryce wręcz bohaterskiej walki z “układami i kastami III RP” zbudował silną grupę fanatycznych zwolenników okazał się być ostatecznie kłamcą w kluczowej dla swojej pozycji kwestii. Poseł został bowiem brutalnie zdemaskowany przez Agnieszkę Gozdyrę w programie TAK czy NIE na antenie Polsatu.
Andruszkiewiczowi zarzucono bowiem wyłudzenie publicznych środków, kiedy okazało się, że odebrał prawie 40 tys. złotych tzw. kilometrówki, mimo że nie miał ani samochodu, ani prawa jazdy. Wówczas poseł, do którego dziennikarze Super Expressu zadzwonili o komentarz przed publikacją głośnego artykułu, rozpoczął jedno z najbardziej żenujących show w historii obecnego Sejmu. W skrócie poseł doniósł bowiem na swoim profilu na Facebooku, że doszły go słuchy, że układ szykuje akcję przeciwko niemu i na dniach może rozpocząć się zorganizowany atak medialny przeciwko jego osobie. Tak przygotowany grunt pod późniejszą publikację SE był umacniany historiami o tym, że to jest swego rodzaju zemsta polityczna za heroiczną, realizowaną kosztem życia prywatnego, walkę posła z “kastami”. Padały argumenty, że sam parlamentarzysta jest w pierwszej dziesiątce najaktywniejszych posłów w obecnej kadencji Sejmu i organizuje regularne spotkania otwarte “ by Obywatele mogli rozmawiać z posłem nie tylko w czasie kampanii, ale zawsze”.
Andruszkiewicz nie przejmował się już tym, że przy kwocie 40 tys. zł oznaczało to mało prawdopodobny scenariusz, że ktoś woził posła na dystans liczone w setkach kilometrów praktycznie co drugi dzień przez cały rok. Andruszkiewicz grzmiał, że rozprawi się z fałszywymi oskarżeniami i ujawni listę miejsc i kilometrów, które musiał pokonać. Jego zwolennicy chwycili powyższą przynętę. Uwierzyli w zapewnienia posła, który zapowiedział ujawnienie danych, które obalą fałszywe zarzuty i zaczęli atakować każdego, kto śmiał mieć inne zdanie. Tymczasem kiedy swoim zagraniem poseł uspokoił elektorat w momencie wybuchu afery, to kiedy przycichły emocje nie był już chętny wywiązać się z obietnicy. Co szczególnie smutne w całej sprawie, jego, uważający się za “antysystemowych”, wyborcy nie rozliczyli go ze złożonych deklaracji zapominając zupełnie o sprawie.
Jednak nie wszyscy zapomnieli o złożonej obietnicy. Agnieszka Gozdyra w “TAK czy NIE” wypomniała Andruszkiewiczowi, że nie powinien się czepiać nagród ministrów skoro sam ma nierozliczoną do dziś sprawę kilometrówki. Poseł stwierdził, że to nieprawda argumentując:
“Żeby pobierać ryczałt na paliwo, tak samo jak żeby skorzystać z przelotów samolotami, nie ma ustawowego obowiązku, żeby mieć ku temu uprawnienia. Bardzo wielu posłów nie ma prawa jazdy (…) każdy poseł co roku ma kontrole z Kancelarii Sejmu i musi zdawać sprawozdania finansowe”.
Dziennikarka przypomniała posłowi jego obietnicę, że przedstawi wykaz miejsc, w których był po pobraniu 40 tys. zł “kilometrówki”. Andruszkiewicz wówczas odpowiedział że:
“To jest nie do przedstawienia. Przez cały rok poseł jeździ wszędzie. Starałem się przez cały rok to zebrać, ale nie ma takiej możliwości”.
Poseł na dalsze pytania zaczął w końcu odwracać kota ogonem:
“Jeśli wszyscy posłowie będą musieli pisać dokładnie gdzie są, to niech każdy poseł prowadzi taki kalendarzyk i tak będziemy się zachowywać”.
Agnieszka Gozdyra nie ustąpiła i dopytywała, czy są inni posłowie, którzy nie mają prawa jazdy, a pobrali z Sejmu podobne kwoty. Andruszkiewicz zaczął się dalej pogrążać powołując się, że “są posłowie, którzy wylatali 100 tys. zł miesięcznie samolotami” i tacy, którzy pobierają ryczałt na paliwo, mimo że nie mają prawa jazdy. Jednak nie chciał wskazać konkretnych osób zasłaniając się, że:
“Nie będę wskazywał palcami na osoby, które nie mają prawa jazdy, bo to nie jest złamanie prawa”.
Poseł zaczął powoływać się na swoje uprawnienia ustawowe, podczas gdy w analogicznych sprawach za podobne taktyki krytykował przedstawicieli innych ugrupowań oskarżając ich o nadużywanie swojej pozycji.
Po tylu miesiącach maska Adama Andruszkiewicza zatem w końcu opadła i bezspornie widzimy, że poseł ma jednak sprawy do ukrycia. Parlamentarzysta oszukiwał przy tym swoich zwolenników kreując się na walce z układami i nadużywaniem politycznej pozycji, podczas gdy wszystko na to wskazuje, że sam posunął się do nieetycznych praktyk. Zdemaskowanie kłamstwa posła ws. kilometrówki oznacza całkowitą kompromitację parlamentarzysty. Może doprowadzić to do przekreślenia możliwości dołączenia posła w szeregi Prawa i Sprawiedliwości. Wiadomo bowiem, że partia rządząca przymyka oko na wiele praktyk, ale złapanie posła za rękę zmienia całkowicie postać rzeczy. Najbardziej oburzające jest jednak to, że poseł osiągnął praktycznie Himalaje hipokryzji, ponieważ z własnych czynów nie potrafi się wytłumaczyć ktoś, kto kreował się na bohatera walki z nieprawidłowościami, ktoś, kto był dotychczas pierwszy do bezwzględnego rozliczania innych.
Źródło: polsatnews.pl
fot. Wikimedia
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU