Słowo “duma” w narracji PiS może być odmieniane przez wszystkie przypadki. To właśnie wokół niej zbudowano całą retorykę “wstawania z kolan” i zakończenia z “polityką wstydu”. Jednak jako źródło potężnego kapitału politycznego rząd zapędził się w jej eksploatacji zbyt daleko. Zbyt wielka duma przeradza się bowiem w pychę, a ta idzie krok przed upadkiem. Rząd robiąc z patriotyzmu i obrony godności narodu tarczę postawił bowiem samemu sobie poprzeczkę tak wysoko, że znalazł się dziś w sytuacji bez wyjścia. Mateusz Morawiecki dziedzicząc cały balast polityczny PiS ostatnich dwóch lat znalazł się bowiem przed wyborem w zasadzie niemożliwym, co udowodniła wczorajsza konferencja w Monachium.
Rząd w celu podbicia notowań odrzucił największy atut dyplomacji – zimną kalkulację. Prawdziwym celem polityki zagranicznej jest realizowanie interesów, a wszystko co im nie służy jest w tym momencie zbędne i powinno być zaniechane. Stąd właśnie milczenie potrafi być bardzo potężnym narzędziem w dyplomatycznym arsenale. Aby rozwiązać kryzys w relacjach z Izraelem, rząd musiał zdać sobie sprawę z jednej prostej rzeczy, że nie ma szans twardym stanowiskiem zdobyć przychylności mediów, ponieważ opinia publiczna w tematyce Holocaustu zawsze stanie po stronie Izraela. Dlatego należało schować do kieszeni narodową dumę, zrobić krok w tył, wrócić do stołu rozmów i wysłać jasny sygnał, że rząd ma dobre intencje, a kontrowersyjne prawo zostanie poprawione tak, aby nikt nie miał wątpliwości co do jego celu. Jednak PiS sam wyrzucił do kosza taką możliwość, ponieważ utwierdził elektorat w przekonaniu, że trwa atak na Polskę, który ma rangę wręcz ostatecznej bitwy nie tylko o dobre imię kraju, ale także jego godność i niezależność. Wmówiono bowiem obywatelom, że ustępstwo oznacza słabość, która doprowadzi do eskalacji roszczeń, ponieważ nowelizacja IPN jest tylko pretekstem w rękach międzynarodowego spisku. Polityczna paranoja i syndrom oblężonej twierdzy osiągnęły jednak taki poziom, że z wdrożenia narracji “ani kroku wstecz” rząd nie potrafi się już wycofać, ponieważ straciłaby swoją wiarygodność.
Stąd premier podjął się innej taktyki naprawy relacji zagranicznych, która jest jednak z góry skazana na bolesną klęskę, za którą wysoką cenę nie zapłaci obecny rząd, ale państwo polskie. Podczas gdy ustawa o IPN wciąż jest na stole, to z jej powodu odrzucono projekt ustawy reprywatyzacyjnej, która obojętnie jak oceniamy polityczne show Patryka Jakiego jest po prostu potrzebna. Przehandlowano zatem bardzo istotną reformę za utrzymanie na powierzchni bubla nowelizacji ustawy o IPN. Jakby tego było mało, premier postawił na nachalne edukowanie zagranicznych dziennikarzy i obywateli. Polska Fundacja Narodowa promowała spoty wśród izraelskich internautów, co spotkało się z krytyką lokalnych mediów. Morawiecki zaś przy każdej okazji uparcie powtarza o tym, że “polskich obozów nie było” i problemu wokół ustawy nie ma, co jednak jak zobaczyliśmy wczoraj potrafi doprowadzić do efektów odwrotnych od zamierzonych.
W walce z fałszowaniem historii jesteśmy bowiem na etapie, gdzie zasadnie można zacytować słynne słowa Piłata “czymże jest prawda”?
Wczoraj w Monachium na Mateusza Morawieckiego spadły gromy. Zalew nagłówków w stylu “oburzająca, szokująca wypowiedź”, oskarżenia o odwracanie kota ogonem, czy wręcza jak stwierdził premier Izraela – negowanie Holocaustu. Czy jednak premier faktycznie jak mówi większość mediów minął się z prawdą?
Nic z tych rzeczy. Mateusz Morawiecki powiedział w twarz zgromadzonym dziennikarzom to, co z perspektywy uczciwie prowadzonej debaty historycznej powinni byli usłyszeć, a reakcja mediów pokazała tylko to, że PiS nie jest jedyną grupą hipokrytów w całym sporze. Debata wokół udziału Polaków w Holocauście nie jest bowiem wobec Polski uczciwa i niestety nie będzie, stąd rząd powinien w swoich działaniach brać to pod uwagę i unikać prowokujących wypowiedzi. Tymczasem premier zachował się jak słoń w składzie porcelany. Miał rację, ale w wojnie i polityce prawda jest zawsze pierwszą ofiarą. Można powiedzieć nawet więcej, że jak na ironię premier poległ dokładnie od takiej samej broni, jaką PiS zastosował wrzucając pod głosowanie nowelizację ustawy o IPN.
Zanalizujmy bowiem szerzej to, co się wczoraj wydarzyło. Do Morawieckiego zwrócił się dziennikarz Ronen Bergman, który przedstawił historię swojej urodzonej w Polsce matki, która przeżyła Holokaust, ale wielu członków jej rodziny zginęło, ponieważ zostali zadenuncjowani na Gestapo przez Polaków. Padły mocne słowa: “Gdybym opowiedział jej historię w Polsce, byłbym uznany za przestępcę. Co wy próbujecie zrobić? Dolewacie oliwy do ognia”.
Premier odpowiedział wówczas:
“Jest to niezmiernie ważne, aby zrozumieć, że oczywiście nie będzie to karane, nie będzie to postrzegane jako działalność przestępcza, jeśli ktoś powie, że byli polscy sprawcy. Tak jak byli żydowscy sprawcy, tak jak byli rosyjscy sprawcy, czy ukraińscy – nie tylko niemieccy”.
Dziennikarz opisał następnie na Twitterze z oburzeniem, że ta reakcja była “niewiarygodna”, co podchwyciło wiele mediów.
his reaction was unbelievable:" we do not deny the fact that there were Polish perpetrators as well as there were Jewish perpetrators or Ukrainian perpetrators…." https://t.co/q1OBnBkQoF
— Ronen Bergman (@ronenbergman) February 17, 2018
W polskich mediach szeroko cytuje się także wypowiedz izraelskiej korespondentki, która zachowała dziennikarski profesjonalizm na poziomie Gazety Polskiej, za co inni użytkownicy mocno ją skrytykowali w dyskusji, o czym jednak już się nie pisze:
Outrageous scene at the @MunSecConf. Polish PM answers @ronenbergman’s question on the law denying polish complicity in the holocaust by comparing ‘Polish perpetrators’ in the holocaust to ‘Jewish perpetrators’. The audience, Europe’s elite, stays politely quiet #MSC2018 #MSC18 pic.twitter.com/5Q0a6bqYqS
— Noa Landau (@noa_landau) February 17, 2018
Jest to przykład, że niezależnie od tego, co premier na tym etapie będzie mówił o trudnej historii, to i tak będzie przypisywać się mu złe intencje. Z tego względu powinien wiedzieć kiedy zamilknąć. Dziennikarz New York Times udowodnił jak wielu ludzi mediów traktuje personalnie i emocjonalnie sprawę IPN, co przekreśla szanse na racjonalny dialog oparty na samych faktach historycznych. Rząd wpadł bowiem w tarapaty stosując tygodniami polski relatywizm historyczny mitu narodu bohaterów, a w Monachium zderzył się z równie wyidealizowanym izraelskim mitem narodu ofiar. Świata nie oburzyło bowiem mówienie o rosyjskich i ukraińskich zbrodniach obok polskich, ale tylko o żydowskich. Fakty historyczne są jednak takie, że takowi kolaboranci pomagający w zbrodni byli, przykładem może być żydowska policja w gettach. Niewyjaśnioną do końca sprawą jest także udział żydowskiej partyzantki na Białorusi braci Bielskich w zbrodniach wojennych na polskich cywilach. Wybieranie pojedynczych narodowości do piętnowania ciemnych kart ich historia jest przykładem hipokryzji. Warto zacytować wypowiedź premiera Izraela, którą po zmianie podmiotu można by podpisać nazwiskiem Morawieckiego, ponieważ jest dokładną kalką wybielającej retoryki historycznej Prawa i Sprawiedliwości:
“Słowa polskiego premiera tutaj w Monachium (podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa) są oburzające. Jest problem niezrozumienia historii i braku wrażliwości na tragedię naszego narodu (…) Polski premier mówi jak zwyczajny negacjonista Holokaustu”.
Spór wokół nowelizacji ustawy o IPN nie ma zatem wymiaru czystej walki o prawdę, ponieważ za dużo jest w nim polityki obu krajów. Niezależnie od położenia racji, to PiS z premedytacją umieścił Polskę w miejscu, gdzie podlega bardzo ostrym, nie w pełni zasłużonym atakom. Odpowiedzialnością władzy jest bowiem zapobiegać takim sytuacjom. Rząd stanął zatem dziś przed dylematem jak ostatecznie rozwiązać kryzys, ale niestety wiele wskazuje na to, że rządzący bardziej boją się swoich wyborców niż zagranicznych partnerów. Stąd będą woleli kontynuować strategię minimalizacji strat w kraju kosztem oddawania pola za granicą. Takie działanie rządu oznacza wytrącanie z ręki ostatnich atutów polskiej dyplomacji, która może znaleźć się w położeniu, gdzie o naprawę dobrego imienia naszego kraju trzeba będzie walczyć latami.
fot. P. Tracz/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU