Polityka i Społeczeństwo

Ten błąd może Kaczyńskiego słono kosztować. Prezes PiS stanął w obliczu poważnego zagrożenia wewnątrz własnej formacji

Ostatni miesiąc jest dla polskiej prawicy okresem wyraźnego przesilenia. Ujawnienie powiązań z politykami działaczy organizacji neonazistów i niedługo potem powstały kryzys w relacjach z Izraelem doprowadziły do dawno niewidzianego patriotycznego uniesienia i poczucia urażonej narodowej dumy na prawicy. Działa to jak doskonała tarcza dla partii rządzącej uodparniając ją na całą lawinę medialnej krytyki. Potwierdzają to sondaże, które wydawałoby się wieszczą zwycięstwo taktyki zarządzania przez kryzys. PiS sięga wszakże w nich aż 49% poparcia, zaś PO zaledwie 15%. Jednak w sytuacji wydawałoby się tak niekwestionowanej dominacji pojawiło się dla Jarosława Kaczyńskiego ziarno zagrożenia.

PiS znajduje się bowiem w momencie, kiedy grozi mu bunt w środowiskach najbardziej nacjonalistycznych, co może wnieść do politycznego znaczenia narodowców. Prezes jest świadom tego zagrożenia, ma na to dowód Węgier. Idący tym samym politycznym torem Viktor Orban utracił monopol na prawicy, gdzie urosła wobec niego silna opozycja ze strony nacjonalistów, którzy zwarli szeregi pod sztandarami partii Jobbik. Możliwość powtórzenia takiego manewru nad Wisłą wydawała się mało prawdopodobna aż do teraz. Narodowa duma, kompleksy i budowanie poczucia osaczenia przez zagranicę stają się bowiem w sytuacji skrajnych emocji bronią obosieczną. PiS przez dwa lata przymykał oko na działania narodowców, nacjonalistów i obecnych w ich szeregach radykałów, ponieważ był to prawicowy odpowiednik polityki “ciepłej wody w kranie”. PiS celowo nie wykluczał żadnej grupy prawicowych wyborców, ponieważ przy jego sile politycznej i medialnej pozwalało mu to traktować skrajną prawicę jak polityczną przystawkę, konsumując jej elektorat.

Postawiło to rząd w trudnej sytuacji po materiale TVN. Aby nie stracić centrum zareagowano zdecydowanie wobec “Dumy i Nowoczesności”, jednak partia zrobiła równocześnie wszytko, aby przy tej okazji nacjonaliści nie uznali jej za swojego wroga, którym miała pozostać dalej PO. PiS musiał balansować na pozycji “być za, a nawet przeciw”. Stąd kuriozalne tłumaczenia Joachima Brudzińskiego w Sejmie, gdzie minister próbował przekonywać, że problemu nie ma, a to opozycja jest winna próbie puczu, czy czci komunistycznych zbrodniarzy itp.

Zachowaniu owej równowagi służył właśnie projekt nowelizacji o IPN. Ustawa leżała bowiem ponad rok w zamrażarce i nie wydawało się, że prędko zostanie przegłosowana. Ambasador Izraela w jednym z wywiadów nawiązała do tego, że panowało przekonanie, że sprawa jest zawieszona. Tymczasem rząd nacisnął pedał gazu i przegłosował błyskawicznie nowe prawo, aby udowodnić wszem i wobec, że broni pamięci o ofiarach faszyzmu, a przede wszystkim dobrego imienia Polski. Ustawa wydawała się perfekcyjnym narzędziem. Rząd oskarżano o wspieranie faszystów, pojawiały się komentarze o brunatnieniu Polski. Nowelizacja pozwoli podpiąć krytykę partii rządzącej pod kategorię szkalowania dobrego imienia kraju, co pozwalało przykryć aferę po materiale TVN. Jednak międzynarodowa awantura postawiła PiS w znacznie trudniejszej sytuacji. Wylew antysemickiego hejtu radykalnie zaczął wymykać się spod kontroli. Równocześnie konfrontacja stanowiła ryzyko przekreślenia nowego otwarcia w polityce zagranicznej po rekonstrukcji rządu. Wydawałoby się, że rozsądnym było pójść na kompromis, dokładnie tak, jak nieraz PiS robił, cofnąć się, ale nie przyznać się do winy.

Tu jednak mamy decyzje natury polityki wewnętrznej, a nie zagranicznej. Na szczytach władzy w PiS jasnym jest, że uleganie naciskom międzynarodowym to odsłonięcie prawej flanki partii na uderzenie narodowców. Z tego powodu ci ostatni pragnęli wbrew racji stanu podgrzać emocje demonstrując pod ambasadą Izraela. Jest to jeden z istotnych powodów, dla których rządzący postawili na taktykę “ani kroku wstecz”. Słabość w obronie dobrego imienia kraju stanowiłaby pożywkę dla nacjonalistów. Do zbudowania nowego ruchu politycznego potrzeba silnych społecznych emocji, które pojawiają się bardzo rzadko. Dziś jednak jesteśmy świadkami jednej z takich sytuacji.

Prezes nie może popełnić błędu i zlekceważyć narodowców, ponieważ wówczas z roli przystawki mogą przekształcić się w zagrożenie, które wprawdzie nie osiągnie od razu dużej skali, ale będzie mogło zabrać partii rządzącej kilka procent poparcia, które będą mogły zaważyć o wyniku wyborów. Jest to zwłaszcza istotny element w szerszej układance. Na horyzoncie jest już sejmowa batalia o aborcję. Prezes pragnie pozbyć się ustawy zaostrzającej obecne przepisy, jednak musi zrobić to pośrednio, bez wzbudzania nadmiernego gniewu obrońców życia. Po ostatnim odrzuceniu projektu zakazującego aborcję wiadome jest, że emocje na tym polu będą ogromne. Jeśli PiS pozwoli dziś wybić się narodowcom na obronie narodowej dumy Polaków, to za parę miesięcy może otrzymać z ich strony kolejny cios, kiedy to stworzy wobec siebie opozycję światopoglądową na prawej stronie sceny politycznej. Byłaby to sytuacja niebezpieczna. Stąd rządzący realizują obecnie prostą strategię, której celem jest utrzymanie spójności elektoratu formacji, nawet jeśli ceną będzie utrata reputacji międzynarodowej.

fot. Shutterstock/Michael Wende

POLUB NAS NA FACEBOOKU

[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]

Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.

WPŁAĆ

POLUB NAS NA FACEBOOKU

Facebook Comments

blok 1

Redakcja portalu CrowdMedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez użytkowników.
Media Tygodnia
Ładowanie