Jedną z największych klęsk rządów Prawa i Sprawiedliwości w latach 2005-07 była polityczna działalność CBA i nadzorujących tę służbę prokuratorów w sprawach o wyraźnym zabarwieniu politycznym. Głośne sprawy posłanki Sawickiej przyłapanej na łapówkarstwie, afera gruntowa mająca uderzyć we współkoalicjanta Andrzeja Leppera czy sprawa willi Kwaśniewskich spektakularnie upadały w sądach, najczęściej z powodu albo totalnej nieudolności śledczych służby Mariusza Kamińskiego i łamania prawa podczas zbierania dowodów albo z powodu braku faktycznych dowodów, wskazujących na prawdziwość stawianych przez prokuraturę zarzutów.
Dziś okazuje się, że władza Prawa i Sprawiedliwości nie wyciąga wniosków i po dwóch latach przejmowania kolejnych instytucji państwa oraz zmianie przepisów tak, by zalegalizować dowody zdobyte z naruszeniem prawa (tzw. owoce zatrutego drzewa), zamierza powielać błędy sprzed ponad dekady. Wszystkie bowiem znaki na niebie i na ziemi wskazują, że zarzuty, jakie przygotowuje dla sekretarza generalnego największej partii opozycyjnej czyli Platformy Obywatelskiej, Stanisława Gawłowskiego to stek bzdur, oparty na niewiarygodnych zeznaniach osób, które w świetle prawa mogą bez żadnych ograniczeń kłamać i dzięki kłamstwom polepszać swoją sytuację procesową.
Dwa dni temu, właśnie na ten aspekt zeznań Mieczysława O. i Łukasza L. zwrócił uwagę Roman Giertych, który na swoim Facebooku ogłosił, że podejmie się obrony posła Gawłowskiego, walcząc o całkowite uniewinnienie.
Przeanalizowałem więc uważnie wniosek prokuratury oraz wszystkie dokumenty przedstawione przez posła Gawłowskiego. Z całości tej analizy wniosek jest jeden: trzy osoby pomawiają sekretarza generalnego PO. Wszystkie trzy osoby zaplątane są w ogromną aferę korupcyjną, która została wykryta za rządów PO. Ich wyjaśnienia obciążające posła Gawłowskiego zostały złożone już za rządów PiS. Każdy z nich dzięki tym wyjaśnieniom mógł poprawić swoją sytuację procesową. Ponieważ zarzuty wobec posła Gawłowskiego opierają się na wyjaśnieniach podejrzanych, to każdy z nich mógł bezkarnie kłamać, gdyż podejrzany nie musi mówić prawdy. Dwaj pomawiający są kochankami, od lat podsłuchiwanymi jak planują uderzenie w ówczesnego wiceministra Gawłowskiego. Trzeci jest aktywnych działaczem PiS, dla którego o protekcję prosili lokalni liderzy PiS zwracając się do posła Joachima Brudzińskiego. – pisze Giertych, miażdżąc wniosek prokuratorów nie tylko za opieranie się na zeznaniach niewiarygodnych świadków ale i za brak wykazania związku przyczynowo – skutkowego pomiędzy rzekomym przekazaniem łapówki a konkretnym działaniem, jakie miałoby ono spowodować.
Dziś gwóźdź do trumny wbił sam Gawłowski, który poinformował o zrzeczeniu się immunitetu wraz z jednoczesnym upublicznieniem dowodów, w świetle których zarzuty prokuratury wyglądają jak prymitywna zagrywka polityczna, motywowana oczywistym celem. O kontrataku sekretarza generalnego PO napisał dzisiaj portal radia RMF FM. Okazuje się bowiem, że żonie posła Gawłowskiego udało się znaleźć to, czego nie znaleźli śledczy, przeszukujący na zlecenie prokuratury mieszkanie posła, a mianowicie dowód zakupu oraz oryginalne opakowanie zegarka TAG Heuer Carrera, który miał być przedmiotem rzekomej łapówki w 2011 roku. Problem prokuratury polega na tym, że w ten sposób poseł udowadnia, że zegarek nabył wspólnie z żoną już w 2007 roku.
Służby dokonujące przeszukania mieszkania posła PO nie znalazły żadnego innego zegarka firmy TAG Heuer, poza tym zakupionym w 2007 roku, który znacznie rożni się od modeli, których przyjęcie zarzuca Gawłowskiemu prokuratura. Tym samym brak jest jakichkolwiek dowodów na to, że faktycznie doszło do przekazania łapówki, a prokuratura dysponuje jedynie zeznaniami niewiarygodnych świadków, którzy nie są w stanie ani pokazać maila, w którym Gawłowski miał rzekomo ich żądać ani zdjęcia zegarków, które miał sobie zażyczyć. Trudno oczekiwać, by tak obalony zarzut mógł się utrzymać w jakimkolwiek sądzie.
Nie lepiej jest z drugim zarzutem korupcyjnym, jaki prokuratura chce postawić posłowi opozycji. Gawłowski ma też usłyszeć zarzut przyjęcia w sierpniu 2011 roku około 200 tysięcy złotych łapówki od działającego w branży melioracyjnej przedsiębiorcy z zachodniopomorskiego. Krzysztof B., skazany już na karę bezwzględnego więzienia w związku z zarzutami korupcyjnymi w “aferze melioracyjnej”, nie podaje jednak żadnych okoliczności wręczenia tej łapówki. Przeznaczone na nią pieniądze wypłacił z banku między 9 a 12 sierpnia w kilku częściach.
On stwierdził, że na początku sierpnia 2011 przekazał mi w Koszalinie, w niewiadomych okolicznościach i w niewiadomym miejscu, ale w Koszalinie, około 200 tysięcy złotych łapówki. Kłopot polega na tym, że ja na początku sierpnia przebywałem w Chorwacji– mówi Gawłowski i na dowód przedstawia wyciągi z rachunku za swój telefon.
Wobec ujawnionych przez sekretarza generalnego PO dowodów, prokuratura stoi obecnie pod ścianą. Dalsze trwanie akcji prokuratury mającej na celu grillowanie ważnego polityka głównej partii opozycyjnej może być przeciwskuteczne i utwierdzać opinię publiczną w przekonaniu, że niezależnej prokuratury w Polsce już nie ma. Sprawę będziemy z pewnością uważnie śledzić. Tym bardziej, że podobnych akcji może w najbliższych miesiącach drastycznie przybywać.
Źródło: RMF FM
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU