Z zaskakującym pomysłem nowelizacji ustawy o państwowym ratownictwie medycznym wyszli wiceminister zdrowia Marek Tombarkiewicz, Mateusza Komza, dyrektor departamentu ratownictwa medycznego i obronności w resorcie zdrowia, oraz Robert Gałązkowski, szefa Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Dzisiejsza Gazeta Wyborcza donosi, że niemal wszystko, co jest związane z funkcjonowaniem z działalnością pogotowia może zostać utajnione.
Tajne przez poufne
Jeśli nowelizacja wejdzie w życie w zaproponowanym przez resort zdrowia kształcie, tajne staną się koszty utrzymania karetek, zasady współpracy ekip pogotowia między sobą, a także z organami administracji publicznej. Sekretem zostanie objęta lokalizacja dyspozytorni, zasady współpracy między dyspozytorami, zasady łączności radiowej między dyspozytorami i karetkami. Nie będziemy mogli też poznać liczby i kwalifikacji zawodowe dyspozytorów oraz liczby ratowników i lekarzy zatrudnionych w karetkach.
Nie dowiemy się już, czy pogotowie wypełnia swoje zadania należycie i ile jak fatalna jest rzeczywista sytuacja. Tajemnicą mają zostać objęte także takie informacje, jak to, ile razy karetki na danym terenie wyjeżdżały do chorych i ofiar wypadków, ile średnio czasu im to zabrało, jaki jest maksymalny czas dotarcia na miejsce zdarzenia, który wyznacza sobie pogotowie, oraz ile razy ten czas przekroczono. Nie dowiemy się też, na ile skutecznie pogotowie podejmowało akcje ratunkowe. Co więcej, nie będą już znane granice tzw. rejonów operacyjnych, czyli jaki teren ma pod swoją opieką dana stacja pogotowia. Wreszcie, jak czytamy w projekcie, prawnie chronioną tajemnicą będzie również liczba pacjentów trafiających na oddziały ratunkowe i izby przyjęć w szpitalach oraz liczba dzieci przyjmowanych w tworzonych właśnie dla nich centrach urazowych. Czyżby władza zabezpieczała się przed medialnym linczem i ujawnieniem fatalnej sytuacji pacjentów?
Konsekwencje “Niech jadą”
Najwyraźniej w myśl zasady “niech jadą”, koordynatorem ratownictwa medycznego w województwie nie będzie musiał być już lekarz ze specjalizacją z medycyny ratunkowej. W ogóle nie będzie to musiał być lekarz. Wystarczy ratownik lub pielęgniarka. Powstanie za to dużo nowych stanowisk, m.in. kierownika dyspozytorni, zastępcy kierownika dyspozytorni, głównego dyspozytora medycznego, zastępcy głównego dyspozytora medycznego, psychologa dyspozytora medycznego. Kosztować ma to 1,7 mld złotych, choć przecież dziś resort zdrowia przekonuje, że brakuje mu pieniędzy nawet na lekarzy, których warto to podkreślać, jest w Polsce wyraźnie za mało.
Czemu to ma służyć?
Zdaniem autorów nowelizacji, utajnienie prac ratownictwa medycznego i zdjęcie z niego społecznej kontroli ma służyć zmniejszeniu zagrożenia terroryzmem. Trudno to jednak tłumaczyć racjonalnie, tym bardziej, że dopiero co minister koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński przekonywał, że lada moment ma wejść w życie ustawa o jawności życia publicznego. Oczywista sprzeczność tych deklaracji jest widoczna gołym okiem.
Przedstawiciele ministerstwa tłumaczą, że rozwiązania te to skutek raportu NIK oraz zapowiadają możliwe wniesienie autopoprawki, która zdejmie tajemnicę z części obszarów działania pogotowia. Co ciekawe, przeciwników takich rozwiązań nie brakuje w samym PiS. Były wiceminister zdrowia, a obecnie europoseł PiS Bolesław Piecha mówi, że ta nowelizacja robi z pogotowia paramilitarną formację. To niepokojące. Nie ma żadnego powodu, żeby pogotowie wyjmować spod społecznej kontroli. Przeciwnie, taka kontrola jest w interesie ludzi. Zasłanianie się groźbą ataku terrorystycznego to absurd.
Więcej w Gazecie Wyborczej
Fot. Kancelaria Sejmu/Krzysztof Białoskórski
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU