Mówi się, że po zwycięstwie Donalda Trumpa, korki od szampanów wystrzeliły nie tylko w sztabie kandydata, ale także na politycznych salonach Moskwy. Z powodu wzajemnej sympatii obu polityków, wielu przedstawicieli mediów i zwykłych Polaków zaczęło obawiać się o bezpieczeństwo w relacjach polsko-rosyjskich. Z uwagi na naszą trudną historię i obecną polityką rządu należymy do najbardziej antyrosyjsko nastawionych krajów świata, co przekłada się na nasze wyobrażenia o współczesnej Rosji. Odpowiedzmy sobie zatem na pytanie, czy faktycznie Władimir Putin stanowi tak duże zagrożenie jak nam się wydaje?
Rosja stara się wywierać w mediach wrażenie potężnego mocarstwa, które może poważnie zagrozić NATO. Stąd często tzw. “prężenie muskułów” w postaci wielkich manewrów wojskowych, co ma na celu odstraszać opinię publiczną zachodu przed podgrzewaniem stosunków z Moskwą. Jednak jeśli przyjrzymy się realnym liczbom to okaże się, że mimo wielu lat zbrojeń, Rosję i NATO wciąż dzieli przepaść. Rosja wydała w 2015 roku 66 mld dolarów na zbrojenia, co z punktu widzenia naszego MON może wydawać się kwotą niebotyczną, to jednak blednie ona w porównaniu do Stanów Zjednoczonych, które przeznaczyły na ten cel aż 596 mld dolarów. Europejskie kraje sojuszu znajdują się mocno w tyle, ale i tak kilkukrotnie przewyższają możliwości Rosjan. Jeśli zsumujemy budżety samej Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec i Włoch to uzyskamy już całkiem sporą kwotę 170 mld dolarów. Co więcej, zgodnie z politycznymi deklaracjami można spodziewać zwiększenia tych wydatków w Europie w najbliższych latach, co przełamie dość długi okres ograniczania militarnego potencjału na zachodzie kontynentu. Już teraz w szybkim tempie rosną wydatki w Europie środkowej, w czym liderem jest Polska, ze wzrostem wydatków o rekordowe 22% w 2015, dobijając do poziomu 10,5 mld dolarów.
Sam budżet nie mówi jednak wszystkiego o sile armii. Europejskie kraje NATO, mimo przewagi materialnej, z pewnością cierpią na brak koordynacji działań poszczególnych armii, zarówno w sferze dowodzenia, jak i woli politycznej. Co więcej, europejskie armie często nie są przygotowane do prowadzenia działań bojowych na większą skalę, zwłaszcza kuleją możliwości szybkiego przemieszczania głównych sił sojuszniczych do obszaru konfliktu. Jest to kwestia wymagająca szczególnej uwagi w sytuacji, kiedy największe siły zbrojne stacjonują na zachodzie Europy, łącznie z oddziałami amerykańskimi.
Jednak mimo słabości organizacyjnej po stronie NATO, armia rosyjska jest trawiona na tym polu przez nie mniejsze problemy. Wyższe koszty utrzymania jednostek w krajach o wysokim poziomie płac sprawiają, że Rosja jest w stanie za swoje ograniczone środki wystawić relatywnie duże do budżetu siły zbrojne. Z tego powodu Rosjanie mają wprawdzie ponad 750 tysięczną armię, ale jej poziom wyszkolenia pozostawia wiele do życzenia. Dużym sukcesem Rosji są jej elitarne jednostki zdolne do szybkiego reagowania, co widzieliśmy podczas aneksji Krymu, jednak stanowią one wciąż niewielką część sił zbrojnych.
Rosja nadal nie uporała się z korupcją w swoich szeregach, stąd mimo lat reform, wiele jednostek wciąż stanowi siłę bojową tylko na papierze.
Kolejnym elementem jaki powinniśmy porównywać jest uzbrojenie. Na tym polu kraje NATO, nawet bez uwzględniania Stanów Zjednoczonych, mają przewagę liczebną niemal na każdym polu. Co więcej, po stronie NATO stoi również wyższa jakość sprzętu, ponieważ Rosja mimo posiadania nowoczesnych technologii, podobnie jak nasz kraj, nie potrafiła dokonać pełnej wymiany sprzętu, przez co w użytku wciąż jest mnóstwo przestarzałego uzbrojenia.
Jest jedno pole, na którym Rosja dorównuje potencjałowi całego NATO. Tym obszarem jest broń masowego rażenia. Rosyjski arsenał nuklearny jest największy na świecie. Nie dzieje się tak bez powodu. Od początku prezydentury Władimira Putina, Rosjanie koncertowali się w pierwszej kolejności na utrzymaniu sprawności broni jądrowej, która wobec słabości sił konwencjonalnych, stanowi dla Moskwy podstawową gwarancję bezpieczeństwa.
Powinniśmy zdać sobie sprawę, że siłą Rosji jest tak naprawdę jedynie słabość Europy. Żyjemy w absurdalnej rzeczywistości, gdzie ponad 500 milionów mieszkańców Unii Europejskiej czuje strach przed 140 milionami Rosjan i szuka gwarancji bezpieczeństwa w pomocy Stanów Zjednoczonych (320 mln ludności).
Jeśli weźmiemy pod uwagę potencjał gospodarczy Unii Europejskiej i Rosji, to okaże się, że różnice są jeszcze większe, bo wynoszą aż 16,2 do 1,3 bln dolarów PKB w 2015 r.
Donald Trump wywołał duże poruszenie, mówiąc o uzależnieniu pomocy militarnej od wypełniania zobowiązań wobec NATO. Warto sobie w tym punkcie uzmysłowić, że o ile potencjał gospodarczy Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej jest na podobnym poziomie, to różnica w nakładach na obronność jest kilkukrotna. Zasadne jest zatem zadanie pytania, co my jako Europa możemy zrobić więcej dla naszego bezpieczeństwa, zamiast wiecznie oglądać się na wielkiego brata?
Powyższe pytanie wymaga pilnej odpowiedzi, niezależnie od wyników ostatnich wyborów, ponieważ centrum zainteresowań amerykańskiej polityki zagranicznej już kilka lat temu przeniosło się z Rosji i Bliskiego Wschodu na Chiny. Powinniśmy spodziewać się coraz większego zaangażowania Amerykanów w Azji, co nie tylko pochłonie olbrzymie środki supermocarstwa, ale stworzy wspólne interesy dla USA i Rosji. Oznacza to tylko jedno. Obojętnie od tego, kto będzie sprawować władzę za oceanem, Rosja będzie problemem, z którym w naszym najlepszym interesie jest poradzić sobie w gronie państw europejskich.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU