Od wczoraj media huczą od plotek, że to niespodziewanie Mateusz Morawiecki ma zastąpić Beatę Szydło na stanowisku premiera. Informacja ta stała się wiadomością dnia i cała uwaga opinii publicznej zeszła na roszady wewnątrz obozu dobrej zmiany. Jednak czy kandydatura Morawieckiego jest realną zmianą układu sił w Zjednoczonej Prawicy, czy może wszyscy daliśmy się nabrać na prostą zagrywkę Prawa i Sprawiedliwości?
PiS w przekazie dnia gra niezachwianą pewność siebie, jednak w głębi gabinetów politycznych partii rządzącej wciąż kryje się strach, czy w najbliższych dniach nie powtórzy się scenariusz lipcowy, kiedy to ludzie wyszli na ulice, co wykorzystał Andrzej Duda do dokonania swojej zemsty na Jarosławie Kaczyńskim. Bowiem właśnie najbliższe trzy dni w Sejmie to kluczowy okres dla demolujących porządek prawny ustaw o Sadzie Najwyższym i KRS. PiS musi dodatkowo przepchnąć kolanem skandaliczne zmiany w ordynacji wyborczej. Sytuacji nie ułatwia fakt, że w tym samym czasie zdradzony przez Kaczyńskiego prezydent niechybnie czeka na swój moment, aby pokazać, że upokarzanie Pałacu Prezydenckiego kosztuje.
Prezes PiS znany jest jednak z grania o pełną stawkę i nie cofania się o krok, dlatego PiS przyjął inna taktykę. Rząd wciąż idzie na starcie czołowe, ale tym razem lepiej przygotowany niż w lipcu. Kluczem do zniszczenia motywacji do protestów jest bowiem odwrócenie uwagi. To, co rozproszy wyborcę, nie musi być koniecznie pozytywnym przekazem, wystarczy, że będzie to temat, który lekko irytuje, ale nie wywoła otwartej potrzeby buntu. Tak było ze słynnym Atlasem Kotów, który został ujawniony w momencie, kiedy debatowano o destrukcji Sądu Najwyższego, a Polacy zamiast budować swój gniew na władzę za niszczenie ładu prawnego, koncentrowali się na żartach i memach z prezesa. Tak jak wtedy taktyka ta przyniosła sukces, tak dziś Kaczyński wyciągnął kolejnego asa z rękawa. Jest nim właśnie wicepremier Morawiecki, który swoją osobą stał się dla władzy lepszym narzędziem niż nawet najbardziej barokowy slajd w power poincie.
Beata Szydło budziła bowiem nienawiść najbliższego otoczenia Jarosława Kaczyńskiego, a jej nieudolność w zapanowaniu nad gabinetem była źródłem irytacji prezesa. Morawiecki jest na powyższe problemy niczym zastąpienie dżumy cholerą. Polityk mniej przez Polaków lubiany, równie mocno nienawidzony wewnątrz PiS, a co gorsza niesamowicie skłócony z wieloma ministrami, co oznacza, że Morawiecki stałby się premierem malowanym, bez realnej kontroli nad rządem.
Czy Jarosław Kaczyński potrzebuje takiej zmiany? Jeśli chciał rządów słabego premiera, który będzie od niego całkowicie zależy, to mógł zostawić u władzy Beatę Szydło, a po prostu napuścić na nią pozostałych partyjnych wodzów, aby na zasadzie dziel i rządź dalej sprawować kontrolę nad krajem z tylnego fotela. Zatem wczorajsza plotka nie ma sensu.
Tym bardziej, że Jarosław Kaczyński nie ma litości dla zdrajców. Z tajnego spotkania, poufne informacje dotarły w tym samym czasie do kilku redakcji, co oznacza, że albo ktoś pragnie wydać na siebie polityczny wyrok, albo cała sprawa jest przeciekiem kontrolowanym, jednym z bardziej popularnych narzędzi polityki, bardziej niż większość wyborców zdaje sobie sprawę.
My będziemy debatować o dalszym losie Beaty Szydło, o sylwetce Morawieckiego i tajnym planie prezesa, a w tym samym czasie przez Sejm przejdzie reforma sądów. Ludzie żyjący rekonstrukcją nie wyjdą na ulice, a za parę dni obudzimy się w innej rzeczywistości przesypiając moment, kiedy podstawy ustroju były zdemolowane. Tak się uprawia politykę. W sztuce zwodzenia Jarosław Kaczyński jest bez wątpienia ekspertem. Nie dajmy się jednak tak łatwo nabrać.
fot. flickr/Sejm RP
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU