Jednym z największych sukcesów, jakimi chwali się ekipa tzw. “dobrej zmiany”, to przywrócenie – wbrew trendom światowym, ostrzeżeniom ekspertów i zdrowemu rozsądkowi, niższego wieku emerytalnego. Po zmianach kobiety ponownie mogą przechodzić na garnuszek ZUS w wieku 60 lat a mężczyźni w wieku 65 lat. Oczywiście władza nieustannie przekonuje, że niższy wiek emerytalny to prawo a nie obowiązek i nikt nikogo nie będzie zmuszał do dłuższej pracy. Mimo to, zaraz po uchwaleniu ustawy obniżającej wiek emerytalny rząd rozpoczął dużą kampanię informacyjną, mającą na celu uratowanie budżetu przez zbyt wielkimi kosztami wprowadzonych zmian.
Na początku czerwca tego roku odbyła się konferencja w ramach prowadzonego przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej programu pt. “Godny wybór. Przywrócenie wieku emerytalnego”. Istotą kampanii było uświadomienie przyszłym emerytom, że jeśli zdecydują się na pobieranie świadczenia zaraz po osiągnięciu ustawowego wieku, to raczej z wysokości zadowoleni nie będą. Co innego, jeśli zdecydują się pracować dłużej. Wówczas za każdy rok dodatkowej pracy wysokość emerytury może rosnąć o 8%. Komunikat ze strony minister Rafalskiej jest zatem jasny – władza za to odpowiedzialności nie bierze i jeśli świadczenie się nie podoba, to można obwiniać tylko siebie.
Okazuje się jednak, że Polacy nie są specjalnie zainteresowani apelami rządu i masowo odchodzą na emeryturę, niwecząc plany budżetowe wicepremiera Morawieckiego i pokazując środkowy palec minister Rafalskiej. Jak donosi Gazeta Wyborcza, szacunki rządu, nawet te w wersji pesymistycznej okazały się i tak zbyt odważne. Do połowy listopada na emeryturę przeszło już 332 tys. Polaków, a do końca roku będzie to liczba bliska 400 tys. Rząd szacował natomiast 331 tys. do końca 2017 roku, więc pomyli się prawdopodobnie o ponad 20 %. To z kolei oznacza, że dziura w ZUS na koniec roku będzie znacznie większa niż planował resort finansów.
A jeśli już po 3 miesiącach funkcjonowania niższego wieku emerytalnego dziura w ZUS robi się o 20% wyższa, niż zaplanowano, może się okazać, że koszty tej zmiany będą znacznie wyższe i w kolejnych latach. Wówczas niemal pewne jest zniesienie limitu 30 krotności ZUS dla najlepiej zarabiających, zaniechanie wprowadzenia dłuższego okresu preferencyjnego ZUS-u dla prowadzących działalność gospodarczą, a finalnie także podwyżka innych podatków. Budżet z gumy nie jest i za nieodpowiedzialne gospodarowanie ktoś musi zapłacić. Szkoda, że nie politycy, tylko wszyscy obywatele.
Źródło: Gazeta Wyborcza
fot. flickr/Sejm RP
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU