Choć dziś w porannej rozmowie w Radiu Kraków szef klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości Ryszard Terlecki przekonywał, że rekonstrukcja rządu nie obejmie Beaty Szydło na stanowisku premiera, coraz więcej wskazuje na to, że to tylko zasłona dymna. Do zmiany premiera musi bowiem dojść i to wcale nie dlatego, że premier Szydło jest za słaba, by rozwiązywać spory pomiędzy podległymi jej ministrami a dlatego, że staje się zbyt silna zawierając strategiczne sojusze z politykami spoza PiS.
Nie jest tajemnicą, że w rządzie mają miejsce nieustanne tarcia pomiędzy frakcjami, których w obozie Zjednoczonej Prawicy jest bez liku. To oczywisty skutek stworzenia rządu w oparciu o kruchą większość trzech różnych środowisk, wygłodniałych 8 latami posuchy na poziomie ogólnokrajowym oraz w samorządach. Każdy gra o jak największy kawałek tortu i to nie zawsze fair. Czasem, by jedni mogli zyskać, drudzy muszą stracić, więc nic dziwnego, że konflikty się pojawiają. Dopóki żadna z poszczególnych frakcji nie zyskuje nadmiernej przewagi nad pozostałymi, prezes PiS to toleruje – w końcu zarządzanie poprzez kryzys to jego ulubiona forma rządzenia. W ostatnich miesiącach jednak jedna frakcja stała się wyjątkowo silna, a to za sprawą nieukrywanego już sojuszu taktycznego Beaty Szydło ze Zbigniewem Ziobrą, głównie przeciwko Mateuszowi Morawieckiemu.
Około tydzień temu Dominika Wielowieyska z Gazety Wyborczej sugerowała, że to, czy Kaczyński zostanie premierem, zależy właśnie od siły ministra sprawiedliwości i tego, jak bardzo staje się on osobą rozdającą karty w obozie rządzącym. Jakiś czas temu nawet prezydent Duda, pozostający ostatnio w niełasce prezesa PiS przypomniał to, o czym z pewnością głośno mówi się we frakcjach odsuniętych na boczny tor – że Ziobro już kiedyś Kaczyńskiego zdradził. Dziś natomiast, w sojuszu z Szydło, staje się poważnym zagrożeniem dla zakonu PC, dla smoleńszczaków czy dla gowinowców. Ziobro liczy na przejęcie schedy po Kaczyńskim jako naturalny sukcesor – czyli ten, który w momencie usunięcia się prezesa PiS z aktywnej polityki będzie dysponował największą władzą i wpływami. Dziś taką gwarancję daje mu wspieranie Szydło i poszerzanie swojego imperium – jak choćby poprzez umieszczenie na fotelu prezesa PKO BP swojego człowieka czyli Michała Krupińskiego.
Nie mam żadnych wątpliwości, że prezes PiS widzi to, jak rośnie siła Ziobry i najchętniej to jego wyrzuciłby z rządu w ramach listopadowej rekonstrukcji. Tego jednak zrobić nie może, gdyż dziś te kilkanaście szabel, które Ziobro zabrałby z obozu Zjednoczonej Prawicy, doprowadziłoby do utraty większości w Sejmie. Co innego z dymisją Szydło i wsadzeniem na fotel premiera Morawieckiego albo wręcz objęcie teki Prezesa Rady Ministrów samemu. Taktyczny sojusz zostanie rozbity, Ziobro osłabiony, a ryzyko nasilenia się walki frakcyjnej zażegnane. Przynajmniej na jakiś czas.
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU