Początek wakacji był rewelacyjny dla opozycji. Dwa weta prezydenta Dudy po ogólnopolskiej fali protestów usadawiały ją w komfortowej sytuacji pomimo tego, że nie były to demonstracje urządzane pod partyjnymi szyldami. Ostatni raz było tak romantyczne po czarnym proteście, gdy rząd zrobił krok w tył przy kontrowersyjnej ustawie aborcyjnej. Dzisiaj przy sporze między Nowogrodzką i Pałacem Prezydenckim o kształt ustaw sądowniczych, dla Grzegorza Schetyny i Ryszarda Petru już tak różowo nie jest. Zresztą widać to nawet po wynikach sondażowych przychylnych rządowi kukizowców, którzy także tracą poparcie na rzecz Prawa i Sprawiedliwości.
Konflikt o zmiany w wymiarze sprawiedliwości wciąż udaje się utrzymywać pod kontrolą. Dzieje się tak nawet pomimo wojowniczych zapędów Zbigniewa Ziobro, które minister sprawiedliwości sam musi co jakiś czas temperować – tak jak choćby na ostatniej konwencji partyjnej, gdy mówił o wyciągniętej do prezydenta ręce i chęci współpracy. Być może nazywanie tego temperowaniem jest zbyt na wyrost, ale ewidentnie pojawiają się akcenty mówiące cały czas o jedności lub kolektywnej współpracy. To wystarcza do trzymania na krótkiej smyczy całej kłótni w rodzinie, tak aby nie przybrała monstrualnego rozmiaru i nie rozlała się szeroką falą na całą Zjednoczoną Prawicę. Wszystkie uszczypliwości oraz wbijane sobie szpilki są neutralizowane pozytywnym przekazem płynącym z obu stron. To sprawia wrażenie twardej ale nie wulgarnej dyskusji, co również działa na korzyść obozu rządzącego, ponieważ społeczeństwo co chwilę spotyka się z bardzo mocnymi sformułowaniami płynącymi zarówno z szeregów opozycji jak i z partii rządzącej. Paradoksalnie można stwierdzić, że Prawo i Sprawiedliwość wprowadziło normalność w dyskusji politycznej.
I chyba najważniejsze w całej tej sytuacji jest to, że nazywanie tego, co dzieje się między PiS i prezydentem mianem konfliktu, nie do końca jest trafne. Cała sytuacja ma raczej daleko idące znamiona negocjacji i takie właśnie można odnieść wrażenie, gdy telewizje informacyjne przy każdym spotkaniu Jarosława Kaczyńskiego z Andrzejem Dudą, robią z tego wydarzenie na miarę przyjazdu Donalda Trumpa do Polski. Prezes jedzie uzgadniać, prezes przyjechał na pertraktacje, to jedni zwrócili się z prośbą o spotkanie, a za tydzień to ci drudzy chcieli dyskutować. Komunikaty wydawane przez obie strony po belwederskich biesiadach sądowych też nie pozostawiają złudzeń i są w bardzo koncyliacyjnej formule. Statystyczny konsument chleba niezagłębiający się w meandry polityki dostaje jasny obraz wszystkich okoliczności i tła, w jakim się spotkania odbywają. Aha, czyli panowie ze sobą rozmawiają (czyt. negocjują), nie walą na oślep i gdzieś na końcu wypracują kompromis. No to luz, wracam do robienia obiadu i odrabiania lekcji z dziećmi.
I tu dochodzimy do kluczowego pytania – gdzie w tym całym zgiełku jest miejsce dla opozycji? Otóż nie ma go, bo opozycja została fizycznie zmarginalizowana. Tylko proszę mnie źle nie rozumieć. Nie piszę o tym, jaka jest słaba z tego względu, że to nie jest ich wina, jak sprawy się teraz toczą. Prawo i Sprawiedliwość razem z urzędującym prezydentem od dobrego miesiąca zagospodarowali bardzo skutecznie całą przestrzeń polityczną. Nie ma tu kompletnie miejsca na jakieś propozycje, własne inicjatywy czy nawet bieżące komentowanie wydarzeń związanych z sądami. Nie ma, bo nie wiedzą, co jest grane i nie mają pojęcia, na jakich instrumentach grają obie strony. Opozycja jest jak świat w starciu z Koreą Północną. Nie wiadomo co się tam dzieje, nie ma możliwości pozyskania stamtąd żadnych informacji i w efekcie można tylko czekać na rakietę, którą wystrzelą lub nie.
Te wszystkie elementy skutkują tym, że PiS ma dzisiaj tak wysokie poparcie w sondażach. W tym przypadku nie można mówić o słabej opozycji, bo pewnie jakby było więcej wiadomo w tym temacie, to zapewne podjęto by jakieś działania. Tu można raczej mówić o obezwładnieniu opozycji embargiem na informacje. Czy jeżeli USA nie są w stanie przeniknąć do hermetycznego reżimu Korei Północnej, żeby wiedzieć co się tam dzieje, to powiemy, że są słabi? Nie. Po prostu takie sytuacje się zdarzają i nawet mocarstwa muszą uznać wyższość hermetyczności nad potęgą militarną. Tak samo jest w przypadku opozycji. Nie są w stanie np. zorganizować protestów, bo nie wiedzą przeciw czemu protestować, a siła militarna społeczeństwa jest po ich stronie, co było widać w lipcu.
Najgorszym scenariuszem dla opozycji jest przeciąganie w czasie przez Prawo i Sprawiedliwość oraz prezydenta sporu (czyt. negocjacji) przy projektach ustaw. Na dzisiaj ta kura znosi złote jajka w tempie, które się nie śniło agronomom. Jeszcze gorszym wariantem jest zamrożenie tej sprawy w czasie, po aksamitnym rozejściu się od stołu negocjacyjnego i przeniesienie tej kwestii na następną kadencję. To może być mordercze dla opozycji przed następującymi po sobie wyborami. Podejrzewam, że nikt w PiS nie upadnie na głowę i nie zastopuje negocjacji wywróceniem stolika i potężną kłótnią. Taka koncepcja zakończy się automatyczną utratą poparcia, które uzyskano na sprawie wydawało się przegranej w początkowej fazie. Nikt mi nie powie, że politycy obozu rządzącego nie byli pod ścianą na początku sezonu wakacyjnego, a jednak udało się wyjść z tego podwójnego Nelsona i cieszyć się takim poparciem w sondażach. W ciągu dwóch miesięcy zgromadzono ogromny kapitał i pozostaje tylko zapytać, czy byłby większy, gdyby w przestrzeni publicznej ponownie z dużą intensywnością pojawił się temat uchodźców?
fot. flickr/Sejm RP
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU