Wiceminister edukacji Tomasz Rzymkowski przyznał, że jest świadomy problemów kadrowych w szkołach. Jednak zapytany o nauczycielskie pensje, stwierdził, że pedagodzy „widzieli, co brali”.
Sprawa podwyżek
Relacja nauczycieli z rządem PiS nie jest, eufemistycznie mówiąc, najlepsza. Konflikt ciągnie się od kilku lat. Nauczyciele domagają się podwyżek, przekonują, że ich ciężka praca nie jest odpowiednio wynagradzana. Gdy w 2019 roku doszło do dużego strajku systemu oświaty, obóz rządzący w odpowiedzi urządził na nauczycieli medialna nagonkę. Pedagodzy stali się antybohaterami pisowskich mediów. A potem jeszcze partia rządząca przygotowała oświacie „prezent” i zrobiła Przemysława Czarnka nowym ministrem edukacji…
Nic dziwnego, że nauczycieli brakuje. Władza niczym nie zachęca młodych osób do wybrania tej ścieżki zawodowej. Szacuje się, że przed nowym rokiem szkolnym dyrektorzy szkół szukają blisko 13 tysięcy nauczycieli. Wiceminister edukacji Tomasz Rzymkowski przyznał, że jest świadom braków kadrowych. Przekonywał jednak, że powodem są nie tylko zarobki.
– Problemem jest też zbyt niskie pensum nauczycieli – 18 godzin, bariery wynikające z karty nauczyciela. Powodów odejść jest wiele, różnej maści – od wynagrodzeń poprzez kwestie organizacyjne pracy – wymieniał na antenie Radia ZET. Na zarzuty o zbyt niskich pensjach dla nauczycieli, wiceminister ma jeden argument. On sam zarabia 11 tysięcy zł netto miesięcznie. Jak dodał, “za siedem dni pracy w tygodniu”.
“Widzieli, co biorą”
Gdy prowadząca program Beata Lubecka poprosiła, by wiceminister „wskazał nauczyciela, który tyle zarabia”, Rzymkowski odparł, że takich zna.
– A skoro ja znam, to chyba nie jest to zjawisko odosobnione – uznał zadowolony polityk. Dziennikarka jednak nie odpuszczała tematu wynagrodzeń, co chyba nie spodobało się wiceministrowi.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU