Dlaczego ukryty do tej pory Jarosław Kaczyński postanowił wraz ze swoim delfinem zaryzykować, co by tu nie mówić, nawet życiem, by móc uścisnąć dłoń bohaterskiemu prezydentowi Ukrainy.
Od wczoraj media w Polsce żyją brawurową wizytą Morawieckiego i Kaczyńskiego w Kijowie. Spowodowała ona nawet cud w postaci nawrócenia się niektórych mocno antyrządowych dziennikarzy na religię propagandy rządowej. Podkreślają oni ogromne znaczenie tej wyprawy wojennej dla podniesienia morale Ukraińców i dowód na to, że Polska stoi twardo za Ukrainą (choć kierowcy rosyjskich TIR-ów przemierzają Polskę wzdłuż i wszerz z patriotycznymi pieśniami na ustach).
Jednak nie o sporze odnośnie znaczenia tej eskapady będzie tu mowa, lecz o tym, dlaczego ukryty do tej pory Jarosław Kaczyński postanowił wraz ze swoim delfinem zaryzykować, co by tu nie mówić, nawet życiem, by móc uścisnąć dłoń bohaterskiemu prezydentowi Ukrainy. Jego motywacja może być conajmniej ciekawa.
W piątek przed polskim Zgromadzeniem Narodowym przemawiał prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełenski. Oprócz niezwykle ważkich słów padły również te, nawiązujące do katastrofy smoleńskiej:
– Pamiętamy straszną tragedię w Smoleńsku z 2010 roku. Pamiętamy, jak były badane okoliczności tej katastrofy. Wiemy, co to oznaczało dla was i co oznaczało dla was milczenie tych, którzy wszystko dokładnie wiedzieli, ale cały czas oglądali się jeszcze na naszego sąsiada.
Po tych słowach po prawej stronie sieci zabrzmiało. Oto największy bohater naszych czasów przyznaje, że w Smoleńsku doszło jednak do zamachu -krzyczeli jedni. To oskarżenie Tuska za zaniedbania w śledztwie – grzmiali inni.
Te słowa zabrzmiały na tyle enigmatyczne, że każdy może je interpretować na swój sposób. Pytanie jednak, dlaczego w ogóle padły? Czy zostały uzgodnione z prezydentem Dudą? Czy może prezydent Ukrainy pragnął “przypodobać się” polskim włodarzom. To nie do końca jest jasne.
Tak czy inaczej, PiS nie omieszkało chwycić podanej piłeczki i natychmiast, głównie rękami mistrza goebbelsowskiej propagandy, przewodnika ciemnego ludu, Jacka Kurskiego, rozpoczął regularny ostrzał Donalda Tuska, ożywiając wszystkie smoleńskie fobie, kłamstwa i niedopowiedzenia.
Wróćmy jednak do prezesa i jego brawury. Otóż uzasadnione wydaje się twierdzenie, iż wybrał on się do Kijowa zachęcony właśnie tymi słowami. Wołodymyr Zełenski zagrał na melodii jego duszy i trudno było mu się oprzeć, by wspomóc ożywienie się mitu smoleńskiego i pośrednio zaatakować Tuska.
Te polskie smoleńskie “Dziady” będą odprawiane jeszcze długo. Kaczyński nie wybaczy nigdy Tuskowi rzekomych win i wykorzysta każdą okazję, by ożywić smoleńskie duchy i uprawiać politykę na grobach ofiar tej tragedii.
Nawet wtedy, gdy za naszą granica powstaje coraz więcej grobów niewinnych osób.
Czytaj również:
Zaskakujące doniesienia brytyjskiego wywiadu. TAK długo jeszcze wytrzyma Rosja?
Putin skarży się premierowi Izraela. Nie uwierzycie, na co!
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU