Zabawne jest, że premier polskiego rządu po niecałych dwóch latach pozorowania, że rządzi Polską, uważa za stosowne pouczać młodego prezydenta Francji i kwestionować jego doświadczenie. Zabawne jest, że politycy PiS próbują przekonywać swój elektorat, że sytuacja gospodarcza w Polsce jest dużo lepsza niż we Francji, gdy faktyczne dane o sile gospodarek dowodzą, że wciąż jesteśmy o wiele lat w rozwoju gospodarczym niż Francuzi. Jeszcze śmieszniejsze jest to, że obywatele polscy, którzy sympatyzują z rządem Prawa i Sprawiedliwości zapewne uwierzą w toporną propagandę sukcesu, mimo iż wciąż zarabiają w złotówkach wielokrotnie mniej niż Francuzi w euro. Zastanawia mnie tylko czy Beata Szydło prowadząc spór z prezydentem Macronem w takim stylu zdaje już sobie sprawę, że w kwestii zmiany dyrektywy o pracownikach delegowanych wygrać nie może. I to z bardzo prostej przyczyny.
Prezydent Francji wygra ten spór nie dlatego, że ma rację i że proponowane przez niego rozwiązania są rewelacyjne. Wygra ten spór, bo obejmując funkcję prezydenta Francji i obiecując swoim wyborcom obronę interesów francuskich przedsiębiorców, rozumie, że żeby osiągnąć na forum Unii Europejskiej sukces, trzeba grać według zasad, jakie w UE obowiązują. Za głównego przeciwnika w tej kwestii ma rząd polską premier, która zdaje się być przekonana, że można wygrać mecz w piłkę nożną chwytając piłkę w ręce i biegnąc przez całe boisko wbijać gola za golem. A tak się po prostu nie da i jeśli PiS w ogóle myśli praktycznie o ugraniu czegokolwiek na arenie międzynarodowej, to musi zrozumieć że gole strzela się nogą.
Kwestia zmiany dyrektywy o pracownikach delegowanych, na podstawie której dziś polscy pracownicy m.in. firm transportowych wygrywają z zachodnią konkurencją, owszem jest kontrowersyjna. Jej ograniczenie dotknie przede wszystkim pracowników z tzw. “nowych” krajów UE przynosząc korzyści przedsiębiorcom z krajów bogatszych. Ograniczenie naruszy jedną z unijnych swobód i tu akurat rząd Beaty Szydło ma rację. Problem polega jednak na tym, że do zmiany dyrektywy jej inicjator, czyli prezydent Macron potrzebuje większości kwalifikowanej, nie jednomyślności. I tego zdaje się Beata Szydło nie rozumieć, ogłaszając bojkot negocjacji. Podoba nam się to czy nie, to prezydent Francji jest na prostej drodze do uzyskania sojuszników i ugrania tego, co obiecał swoim wyborcom. Stanowisko Polski w tej sprawie jest dla niego nieistotne i jeśli osiągnie sukces, będzie się mógł pochwalić skutecznością. Polsce pozostanie ewentualne wyjście z UE lub narażenie się na dyscyplinujące kary za nieprzestrzeganie unijnego prawa.
Nie można oczywiście także wykluczyć, że strategia Beaty Szydło to kolejny etap zrażania Polaków do Unii Europejskiej, którą prymitywna propaganda rządowej telewizji będzie przedstawiać jako zaborczą i Polsce wrogą, tak by z biegiem czasu doprowadzić do referendum w sprawie Polexitu. Wówczas owszem polscy pracownicy będą mogli dalej pracować za stawki wschodnioeuropejskie i nadal zarabiać o połowę mniej niż pracownicy na zachodzie. Problem w tym, że po wyjściu z UE o zlecenia już wcale tak łatwo nie będzie. No ale tego Beata Szydło ani TVP nie ujawni. A niech Macron się uczy jak dbać o polskie interesy.
fot. flickr/KPRM
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU