W PiS wraca temat przyspieszonych wyborów. Pozostaje tylko pytanie, czy skrócenie kadencji to realny scenariusz, czy straszak Nowogrodzkiej na krnąbrnych sojuszników.
Nie da się ukryć, że PiS rządzi w chaosie. Bierność wobec pandemii, szalejąca inflacja, konflikty z Unią Europejską, wewnętrzne kłótnie i niezliczone afery, a do tego problem ze stabilną większością – obóz rządzący ma mnóstwo zmartwień. Wydaje się, że jedyne, co powstrzymuje Jarosława Kaczyńskiego przed decyzją o rozpisaniu nowych wyborów są sondaże. Te nie są dla partii rządzącej zbyt optymistyczne – PiS niby w sondażach prowadzi, ale nie miałoby szans na samodzielne rządy. Problemu większości więc wybory by nie rozwiązały.
Realny scenariusz czy straszak?
Ale, jak donosi Radio Zet, temat przyspieszonych wyborów wrócił na tapet w obozie władzy. Może być to dla Kaczyńskiego okazja, by pozbyć się krnąbrnych sojuszników. Ponoć plotki o wyborach późną wiosną 2022 roku mocno martwią polityków Solidarnej Polski, dla których ma nie być miejsca na listach Zjednoczonej Prawicy.
– Koledzy od Ziobry obawiają się, że nie będzie dla nich miejsc na listach. Kiedy doszło do nich, że ludzie PiS rezerwują billboardy na maj, zaczęli się martwić, z jakiej listy startować – mówi w rozmowie z Radiem Zet jeden z polityków PiS.
A może te obawy to po prostu… cel Kaczyńskiego? Zasadne bowiem jest pytanie, czy skrócenie kadencji Sejmu to realny scenariusz, czy raczej straszak na niepokornych członków koalicji rządzącej.
– Z tego co słyszymy, hasło szybkich przyśpieszonych wyborów wraca jako narzędzie dyscyplinujące. To zawsze wpływa na posłów z tylnych ław, którzy pozwalają sobie na odstępstwa od partyjnej linii – ocenia w rozmowie z Radiem Zet Tomasz Siemoniak z PO.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU