Do wydarzeń w pszczyńskim szpitalu odniosła się Anna Lewandowska, żona napastnika Bayernu Monachium – Naprawdę nie mogę tego zrozumieć – mówi.
W szpitalu w Pszczynie rozegrał się dramat 30-letniej ciężarnej kobiety. Pomimo wad płodu, lekarze czekali na jego obumarcie. Ciężarna zgłosiła się do szpitala z powodu odpłynięcia płynu owodniowego, z żywą ciążą. Przy przyjęciu stwierdzono bezwodzie i potwierdzono zdiagnozowane wcześniej wady wrodzone płodu. Płód obumarł, pacjentka szpitala zmarła na skutek wstrząsu septycznego.
Dziennikarze “Uwagi!” TVN, dotarli do matki pani Izabeli, która pokazała im treść smsów wysyłanych przez córkę – Dziecko waży 485 gramów. Na razie dzięki ustawie aborcyjnej muszę leżeć. I nic nie mogą zrobić. Zaczekają aż umrze lub coś się zacznie, a jeśli nie, to mogę spodziewać się sepsy. Przyspieszyć nie mogą. Musi albo przestać bić serce, albo coś się musi zacząć– brzmiał jeden z nich.
Gazeta.pl zapytała Annę Lewandowską, żonę napastnika Bayernu Monachium, co czuje śledząc kolejne informacje na temat wydarzeń w pszczyńskim szpitalu – Złość. Niemoc. Frustrację. Ból. Naprawdę nie mogę tego zrozumieć, jak w XXI wieku może dochodzić do takiej sytuacji, w której lekarze stoją przed wyborem: życie kobiety albo prokuratura – mówi portalowi.
Co Anna Lewandowska powiedziałaby w tym momencie Polkom, kiedy boją się o swoją przyszłość, o przyszłość swoich dzieci, boją się zajść w ciążę? – Powiedziałabym: rozumiem Was. Też bym się bała.(…)Jeśli okaże się faktycznie, że lekarze nie podjęli odpowiednich działań ze względu na strach przed konsekwencjami prawnymi, to jest to po prostu przerażające. Prawo, które popycha ludzi do nieudzielenia komuś pomocy, jest niegodne i niezgodne ani z zasadami moralnymi, ani z wiarą. To po prostu nieludzkie – czytamy.
Źródło: Gazeta.pl
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU