– Pamiętam, jak w czasie PRL-u bałem się minąć patrol milicji, bo nie wiedziałem jaka będzie ich reakcja. Obawiam się, że za niedługo podobna sytuacja może mieć miejsce dzisiaj w Polsce. Sądzę też – że w ramach zmian – nie skończy się na zmianie munduru, procedur czy dodaniu korony do orła. Obecna sytuacja wymaga radykalnej reformy policji, pociągnięcia do odpowiedzialności osób, które łamią prawo oraz nadużywają uprawnień – z Piotrem Niemczykiem, ekspertem ds. służb o sytuacji w polskiej policji rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Od kwietnia 2016 roku funkcję Komendanta Głównego Policji pełni Jarosław Szymczyk. To on odpowiada za policyjną ochronę willi Jarosława Kaczyńskiego czy za pacyfikowanie manifestacji Strajku Kobiet. Co się stało z polską policją pod jego rządami?
Piotr Niemczyk: To nie tylko pod jego rządami, bo takie standardy zaczęli wprowadzać już jego poprzednicy. Sądzę, że to co działo się wcześniej ma duże znaczenie, ponieważ – zanim Szymczyk został komendantem głównym – było trzech komendantów, którzy bardzo szybko rotowali. Moim zdaniem był to sygnał dla Szymczyka i każdego innego komendanta, że jeżeli nie będziesz lojalny, to szybko pożegnasz się z funkcją i dalszą karierą w policji. Mam tu na myśli międzynarodowe organizacje policji w Europie. Rotacja komendantów głównych była negatywnie komentowana, ale PiS zrobił to w sposób przemyślany i pokazał, że nikt w policji nie może uprawiać swojej polityki, gdyż w każdej chwili może zostać pozbawiony stanowiska. Szymczyk o tym doskonale wie i zdaje sobie sprawę, że jest tylko od wykonywania poleceń władzy, a nie od wcielania własnej wizji policji. Można powiedzieć, że policja miała przed Szymczykiem złamany kręgosłup, a rządzący wykorzystali okazję.
Warto jeszcze powiedzieć jak – w ramach wymiany kadr – przebiegają teraz szkolenia. Po 2015 proces łamania kręgosłupa dotyczył nie tylko komendanta, ale dotknął też każdego policjanta. W zależności od tego jak został oceniony, zostawał lub żegnał się ze stanowiskiem. Do tego wszystkiego dochodzi też kwestia szkoleń, które są skracane i osób jakie są przyjmowane na służbę, a które najczęściej nie powinny na niej się znaleźć z różnych przyczyn. To powoduje, że na ulicę wypuszcza się osoby bez odpowiednich umiejętności. Być może założenie było takie, że nowi funkcjonariusze i tak się tego nauczą pod okiem starszego mentora, ale takich osób nie ma, ponieważ w większości zakończyły już służbę, a jeżeli nie – to nie mają czasu, żeby przekazać wiedzę, która powinna być na szkoleniu. Efekt jest taki, że podejmują działania na prośbę przełożonych, które często są niezgodne z prawem, ale to nie jest usprawiedliwienie, bo funkcjonariusz, może odmówić wykonania takiego rozkazu zgodnie z ustawą o policji.
Wspomniał Pan o tym, jak w sposób poddańczy zachowuje się policja wobec rządzących. Jak Pana zdaniem to zmienić po ewentualnej zmianie władzy?
Pewna skłonność do „kokietowania” władzy była zawsze i za to też są odpowiedzialni politycy, gdyż uważają, że mogą wydawać policji polecenia – nawet takie, które nie mieszczą się w jej kompetencjach, a które są zapisane w ustawie o policji. To było zawsze, ale nigdy nie zaszło, aż tak daleko. Najlepszym przykładem jest sytuacja, kiedy jeden radny PiS po alkoholu znieważał funkcjonariuszy. W takiej sytuacji, każdy inny obywatel dostałby zarzuty lub grzywnę. Poza tym ograniczanie wolności zgromadzeń i stosowanie środków przymusu bezpośredniego do osób, które krytykują władzę, która tego sobie nie życzy. Czegoś takiego w polskiej policji nie było nigdy, chyba że w czasach PRL-u. Ale policja kryminalna nie wchodziła w takie relacje, jak to się dzieje dzisiaj, to znaczy zamiast wykonywać swoje obowiązki, rozwiązywać śledztwa, funkcjonariusze kryminalni zabezpieczają manifestacje i pilnują domu Kaczyńskiego.
Polska policja bardzo skutecznie pacyfikuje demonstracje kobiet, ale zazwyczaj łagodnie odnosi się do manifestacji narodowców. Czy, Pana zdaniem, można już mówić o policji politycznej, czy raczej tylko o policji upolitycznionej?
Jeżeli policja bez szemrania wykonuje polecenia polityków czy wyznacza sobie zadania, które mają na celu przypodobaniu się rządzącym, to wówczas jest to formacja polityczna. O upolitycznieniu policji można mówić, gdyby funkcjonariusze organizowali jakieś wydarzenia, na których dyskutowaliby, która opcja polityczna bardziej im odpowiada. W obecnej sytuacji prawnej to, o czym wspomniałem – wykonywanie wszystkich poleceń rządzących, nawet jeżeli są one niezgodne z prawem – mówimy o policji politycznej. Zwłaszcza, że policja ostatnio przegrywa każdą sprawę w sądzie, gdyż dochodzi do przekroczenia uprawnień lub środki są niedostosowane do sytuacji. A mimo to wysyła kolejne pozwy.
Natomiast – wracając do Pana pytania – zawsze było tak, że policja chowała się przed kibicami czy innymi grupami, które są silniejsze od niej pod hasłem „nie prowokujmy”. To, co warto zaznaczyć – policja za PiS doprowadziła to do mistrzostwa, to znaczy poczucia pełnej bezkarności takich osób. Jeżeli policjant nie będzie miał poczucia misji, tylko będzie chciał przypodobać się politykom, to będzie wpływało na zadania, które wykonuje. To jest bardzo zła cecha, gdyż funkcjonariusze powinni czuć misję, a nie oglądać się na to, czy siły i środki są wystarczające. Nie oczekuję, żeby w pojedynkę rozbijali agresywne grupy, ale żeby umieli podejmować zdecydowane interwencje w sytuacji, kiedy są w mniejszości przeciwko takiej grupie.
Kiedy można mówić o policji upolitycznionej, a kiedy o politycznej? Czy istnieje jakaś granica?
Ta granica jest płynna. Nie ma definicji policji politycznej. Pamiętam, jak Jarosław Kaczyński mówił, że nie można mówić o policji politycznej w Polsce, bo nie ma więźniów politycznych. To jest dyskusyjne, bo w wielu przypadkach taką rolę pełni areszt wydobywczy. Dla przedsiębiorców, którzy mieli jakieś kontakty z politykami i są zamieszani w jakąś sprawę, a jej zakończenie jest nie na rękę partii, to mimo że dowody są zebrane, a sąd nie chce „klepnąć” kolejnych wniosków o przedłużanie aresztu – nadal pozostają w zamknięciu. W takiej sytuacji można ich nazwać więźniami politycznymi, a policja, która wykonuje polecenia polityków jest polityczna.
Tak jak mówiłem wcześniej – jeżeli funkcjonariusze występują w jakiś imprezach polityka, to jest to policja upolityczniona. Jeżeli policja zaczyna wykonywać polecenia swoich przełożonych i to nawet takie, które są niezgodne z prawem – wówczas jest to już policja polityczna.
Najgorzej pod względem wizerunkowym w ciągu ostatnich kilku lat wypada policja na Dolnym Śląsku, bo tam dość często zdarzają się przypadki interwencji, w wyniku których osoby zatrzymywane umierają. Nie tylko Igor Stachowiak, ale też w ostatnich miesiącach Bartosz S., Dymitro Nikiforenko, Łukasz Łągiewka to młodzi mężczyźni, którzy zmarli w podejrzanych okolicznościach. Zwolniono, przeniesiono lub zawieszono zaledwie kilku policjantów z wrocławskiej komendy. Komu zależy na bezkarności policjantów?
Nie wiemy tak naprawdę, który region Polski ma najgorszą reputację, jeżeli chodzi o policję. Wspomniał Pan o przypadkach na Dolnym Śląsku, ale pamiętajmy, że takie sytuacje miały miejsce w Koninie czy na „Ścianie Wschodniej”. Fakt, że policja stosuje przemoc wobec obywateli nie jest dla nas tajemnicą. O tym informuje na przykład Helsińska Fundacja Praw Człowieka czy inne NGOS-y. Niepokojące jest jednak to, że zjawisko to narasta, zwłaszcza w sprawach kryminalnych policja pozwala sobie na stosowanie metod przesłuchań, które są niedopuszczalne. Pamiętajmy, że osoba podejrzana o dokonanie przestępstwa też jest człowiekiem i obowiązuje ją również prawa człowieka. Jeżeli jest stosowana przemoc czy inna forma przekroczenia uprawnień w czasie przesłuchania, to funkcjonariusz również dokonuje przestępstwa. To się niestety dzieje, tylko nie wiemy w jakiej skali. Warto też zaznaczyć, że niewyciąganie konsekwencji z takich sytuacji daje funkcjonariuszom poczucie bezkarności, gdyż w czasie wyjaśniania sytuacji dochodzi do mataczenia.
Czy po kolejnych wyborach parlamentarnych powinno powołać się jakąś specjalną komisję w celu wyjaśnienia interwencji, które kończą się śmiercią zatrzymanego?
Tak, gdyż bez tego nie uzdrowi się sytuacji w policji. Jeżeli do tego by nie doszło, to będziemy dalej brnąć w patologię. Pamiętam, jak w czasie PRL-u bałem się minąć patrol milicji, bo nie wiedziałem jaka będzie ich reakcja. Obawiam się, że za niedługo podobna sytuacja może mieć miejsce dzisiaj w Polsce. Sądzę też, że w ramach zmian nie skończy się na zmianie munduru, procedur czy dodaniu korony do orła. Obecna sytuacja wymaga radykalnej reformy policji, pociągnięcia do odpowiedzialności osób, które łamią prawo oraz nadużywają uprawnień.
Czy, Pana zdaniem, po odsunięciu PiS-u od władzy wszystkie służby powinna objąć lustracja?
Myślę, że łamanie prawa przez służby jest bardzo dobrze udokumentowane i – moim zdaniem – trzeba będzie dać działać wymiarowi sprawiedliwości. Owszem, nie należy zapominać o tych sprawach. Natomiast, jeżeli pojawią się jakieś nowe sprawy, kiedy funkcjonariusze nadużyją swoich uprawnień, to należy je także dokumentować, a poszkodowani mogą zgłaszać się do sądu. Moim zdaniem należy dać społeczeństwu możliwość rozliczenia nadużyć. Ponadto powinien być przeprowadzony audyt, przetestowanie procedur i struktur organizacyjnych. To koniecznie należy to zrobić, bo policja odkleiła się od rzeczywistości. Być może strukturę oceniania policji należy zmienić w taki sposób, żeby pracę funkcjonariuszu oceniały samorządy czy też wyspecjalizowane NGOS-y. Wówczas trudniej byłoby doprowadzić do takiej sytuacji, jaką mamy obecnie.
Niedawno na wniosek białoruskiej prokuratury polska policja zatrzymała uchodźcę politycznego, wobec którego na Białorusi wszczęto sprawę karną o rzekome przestępstwo. Czy polska policja musi uczestniczyć w grze reżyserowanej przez Łukaszenkę?
Oczywiście, że nie. Na świecie są procedury, które mówią, że jeżeli nie mamy zaufania do wymiaru sprawiedliwości danego państwa, to międzynarodowe listy gończe i nie tylko, można sprawdzać. Polska policja powinna na tyle dobrze znać te procedury, żeby nie naruszać czyjegoś poczucia bezpieczeństwa i to tylko dlatego, że jakiś dyktator używa narzędzi prawnych wobec opozycjonistów. Zresztą – sami jesteśmy ofiarą takich przypadków – bo nieraz sądy europejskie odmawiają wydania nam przestępcy w sprawach oczywistych, gdyż nie mają pewności, że w Polsce będzie uczciwie osądzony. To jest konsekwencja reformy wymiaru sprawiedliwości i podporządkowania służb politykom. A to wpływa na współpracę międzynarodową, do której państwa europejskie nie są zbyt chętne.
Polskie służby nie zauważyły natomiast obecności białoruskiego agenta KGB, Jurija Woskriesieńskiego na Forum Ekonomicznym w Karpaczu, gdzie znajdowali się liczni przedstawiciele sfer partyjno-rządowych. O czym świadczy takie „niedopatrzenie”?
Moim zdaniem – to jest forma prowokacji ze strony Łukaszenki, ponieważ wiadomo było, że jeżeli taka osoba przyjedzie w takie miejsce, to będzie skandal. Natomiast reakcja polskich służb jest żałosna, gdyż Ludmiłę Kozłowską potrafili wpisać na „czarną listę strefy Schengen”, mimo, że większość państw UE nie widzi powodu, dla którego miało by się tak stać, a Woskriesieńskiego, który uczestniczy w łamaniu praw człowieka na Białorusi – już nie. Podejrzewam, że w tym przypadku Europa nie protestowałaby.
Myślę, że ta sprawa jest dużo bardziej poważna, gdyż w wielu państwach europejskich – mam tu na myśli wschodnią części Unii Europejskiej – coraz częściej łapie się rosyjskich szpiegów czy też wydala się dyplomatów Rosji. A w Polsce – nie. Więc albo wywiad rosyjski zakończył działania wobec Polski, co jest raczej niemożliwe, albo – co gorsza – polskie służby nie zauważają działań wywiadu rosyjskiego.
Bardzo dziękuje za rozmowę.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU