Z pewnością nie takiego rozwoju sytuacji spodziewał się Jarosław Kaczyński, gdy na początku lipca zwołał pilne spotkanie klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości. Postawił wówczas swoim posłom ultimatum – albo do końca wakacji zostaną uchwalone 3 pilne ustawy albo ja jesień odbędą się przyspieszone wybory. I choć chodziło wówczas o trzy inne ustawy niż te, o które teraz stoczył się największy bój to dziś tamto ultimatum bardzo może mu ciążyć.
Wydarzenia wczorajszego dnia zapiszą się w najnowszej historii Polski, nie tylko dlatego, że oddalono zagrożenie faktycznej likwidacji trójpodziału władzy i wszechwładzy ludzi Kaczyńskiego ale i jako początek kuriozalnej i bezprecedensowej w Polsce otwartej wojny prezydenta z partią rządzącą, która go do Pałacu Prezydenckiego “oddelegowała”. Widocznym dowodem na to, że stosunki Andrzeja Dudy z Jarosławem Kaczyńskim stały się lodowate był wieczorny, całkowicie kuriozalny, pojedynek na orędzia.
TVP ostatecznie pokazało, że podlega woli prezesa PiS, puszczając “Live” przemówienie premier Beaty Szydło a dopiero później, z odtworzenia orędzie prezydenta. Orędzia koncyliacyjnego, wciągającego rękę do środowisk prawniczych oraz do opozycji. Orędzia, jakie chcieli usłyszeć Polacy w finale tego sporu. Co innego wystąpienie premier Szydło, skierowane z założenia do wyznawców dobrej zmiany. Pełno przytyków wobec prezydenta, pełno złej energii i deklaracji, że PiS nie cofnie się ani o krok. Aż dziw, że nie przypomniano publicznie, że Andrzej Duda był kiedyś w Unii Wolności a jako prawnik jest częścią broniącej swoich interesów kasty. Jednak już dwie godziny później PiS zrobił krok w tył, ogłaszając, że wbrew pogłoskom nie będzie pilnego posiedzenia Sejmu a w kwestii ustaw sądowych partia poczeka na projekty prezydenta. Co się zatem wydarzyło przez te dwie godziny? Czemu Kaczyński, który co do zasady się nie cofa, jednak wykonał krok w tył?
Prezes PiS musiał zdać sobie sprawę, że nawet niepokorny i czasami nieposłuszny, Andrzej Duda jest koniecznym elementem utrzymania władzy i wojna z nim nie doprowadzi do niczego dobrego dla partii. Nie chodzi bynajmniej o los dalszych ustaw, jakie PiS planuje przeprowadzić w dalszej części kadencji, których ewentualny brak może spowolni dobrą zmianę ale jej nie powstrzyma, podobnie jak to ma w kwestii ustaw sądowych. Chodzi głównie o to, że dziś Duda może z dnia na dzień zacząć dobrą zmianę cofać i to bez udziału rządzącej partii. W najbliższym czasie uzupełniać będzie bowiem wakat w Trybunale Konstytucyjnym oraz będzie musiał zmierzyć się z wyrokiem Sądu Najwyższego w sprawie ułaskawienia Mariusza Kamińskiego, finalnie pozbawiając go prawa do pełnienia funkcji publicznych. Wisienką na torcie jest natomiast kwestia legalności wyboru Julii Przyłębskiej na Prezesa Trybunału Konstytucyjnego.
Hm. Duda chyba ma karty by odwrócić sytuację w TK. Jeden wakat do obsadzenia Plus orzeczenie SN do legalności wyboru Julii
— Grzegorz Kaczmarek (@gkaczmarek) July 24, 2017
Wygląda zatem na to, że najbliższe tygodnie mogą być spokojne i nastawione na wyciszenie emocji wokół planów rządu. Polska polityka to jednak pasmo ciągłych zwrotów akcji, zwłaszcza wtedy, gdy u władzy znajdują się środowiska prawicowe. Historia natomiast pokazuje, że w przypadku Jarosława Kaczyńskiego to wydarzenia lipcowe mają zazwyczaj szerokie reperkusje. To w lipcu wybuchła afera gruntowa, to w lipcu upadł rząd Marcinkiewicza. Być może stąd tak stanowcze orędzie Beaty Szydło. Nie chce najwyraźniej by prezes PiS odesłał ją na ławkę rezerwowych.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU