Sprawa wprowadzenia nowego podatku od paliw wzbudza olbrzymie emocje, nie tylko wśród przeciwników Prawa i Sprawiedliwości. Ekspresowe tempo wprowadzenia nowej państwowej daniny w wysokości 25 gr od litra sprzedawanego paliwa zastanawia wielu komentatorów, którzy zapatrzeni w kolejne raporty Ministerstwa Finansów mogli dojść do wniosku, że budżet ma się świetnie, a gospodarka hula jak nigdy. Tak nagła i pełna determinacji próba wprowadzenia nowego podatku, wbrew obietnicom składanym swoim wyborcom pokazuje, że wcale nie jest tak wspaniale jak rząd próbuje obywatelom wmówić. Kolejne dni i kolejne wypowiedzi niektórych polityków partii rządzącej pokazują prawdziwy powód planowanej podwyżki.
Przede wszystkim chodzi o komfort ministra finansów, który mimo świetnych wyników deficytu budżetowego w połowie roku prawdopodobnie obawia się skutków jesiennego powrotu do niższego wieku emerytalnego. Dziś koszty realizacji tej obietnicy Prawa i Sprawiedliwości szacuje się na 18 mld złotych rocznie. Jeśli jednak analitycy z resortów finansów oraz pracy i polityki społecznej nie doszacowali ich, podobnie jak ma to miejsce z programem 500+, to końcówka roku może bardzo mocno popsuć wyniki budżetu, którymi dziś wicepremier Morawiecki tak mocno się chwali. Uszczelnienie wpływów podatkowych owszem przynosi efekty i rosną przychody z VAT, ale potrzeby wciąż są dużo większe, zwłaszcza że zarówno 500+ jak i niższy wiek emerytalny mogą kosztować coraz więcej z każdym rokiem. Byłoby przecież fatalnie, gdyby akurat na jesień 2019 roku, gdy trwać będzie kampania wyborcza, budżet znajdował się w stanie agonalnym. A tak może się zdarzyć, zwłaszcza w świetle nowego raportu NBP, który szczyt polskiej gospodarki prognozuje właśnie na obecny rok. Jeśli więc czerpać z niej większe dochody, to właśnie teraz.
Druga sprawa to właśnie kwestia wpływów z VAT. Tutaj jeszcze lepiej, niż w przypadku komfortu ministra finansów, widać ukryty cel wprowadzenia nowej opłaty paliwowej. Nie jest bowiem tajemnicą, że podwyżka wszelkiego rodzaju paliw musi spowodować wzrost cen produktów i usług. Droższe paliwo to droższy transport, a więc i większe koszty każdej niemal gałęzi gospodarki. Dziś wskaźnik inflacji znajduje się na poziomie 1,5 % i wciąż jest poniżej celu NBP. Nawet gdyby inflacja wzrosła do 3,5%, to nadal wypełniałaby budżetowe założenia i odnoszę wrażenie, że taki cel przyświeca ministrowi finansów, zwłaszcza że nowa opłata paliwowa ma być co roku korygowana właśnie o wskaźnik inflacji. W końcu wyższe ceny produktów to wyższe wpływy z podatków pośrednich. Jeśli dziś z każdych 500 złotych przekazanych rodzinom w ramach programu “Rodzina 500+” wraca do budżetu załóżmy 150 złotych, to po wzroście cen wróci 200 zł. A wtedy znów minister Morawiecki będzie mógł ogłosić sukces na polu uszczelnienia VAT, bo wpływy oczywiście wzrosną. Czyż to nie oczywiste?
I na koniec jeszcze kwestia samego 500+. Wczoraj w programie “Tak Jest” w TVN24, sprawę planowanej podwyżki ceny paliwa komentowali poseł PO Marcin Kierwiński i warszawski radny PiS, Paweł Terlecki.
Rozmowa zeszła na temat przeznaczenia środków, które przy pomocy nowej opłaty pozyska budżet państwa. Bo przecież drogi lokalne są w fatalnym stanie i wymagają one pilnego remontu. Nowe środki na drogi z kolei pobudzić mają także branżę budowlaną, która dziś cierpi na brak zamówień i nowych inwestycji w drogownictwo. I co do zasady wszystko się zgadza, jednak radny Terlecki powiedział chyba o jedno słowo za dużo, wprost ujawniając jak Prawo i Sprawiedliwość rozumie zarządzanie finansami państwa. Usłyszeliśmy bowiem, że przede wszystkim to na program 500+ zabezpieczone są pieniądze w budżecie i to jest priorytet. I choć przez ostatnie 2 lata wielokrotnie usłyszeliśmy z ust pani premier Szydło i innych polityków PiS, że “wystarczy nie kraść” i na wszystko wystarczy, dziś okazuje się, że nie na wszystko. Inaczej mówiąc, władza dała obywatelom po 500 złotych na dziecko, rezygnując z szeregu innych obszarów swojej aktywności. Jeśli dziś okazuje się, że w tych obszarach pojawiają się potrzeby finansowe, musisz Polaku zapłacić nowy podatek, by je sfinansować. Władza jest bowiem od tego, by dawać pieniądze tam, gdzie najszybciej przyniesie to polityczne profity.
To, że cel środków pozyskanych przy pomocy nowej opłaty jest zupełnie inny, niż próbują dziś wmawiać politycy partii rządzącej niech świadczy już sam proces podziału środków w tej sposób pozyskanych.
Tylko 50%podwyżki pójdzie na drogi lokalne, a 50%na drogi krajowe.PIS dzieki temu mniej wyda z budżetu na drogi.Ta podwyżka jest na 500plus pic.twitter.com/SzHe4trb2H
— Slawomir Nitras (@SlawomirNitras) July 10, 2017
Jeśli do tego dodać centralny sposób zarządzania środkami Funduszu Dróg Samorządowych, to okazuje się, że w razie nagłych potrzeb finansowych na programy wyborcze, środki zawsze da się przesunąć. I przecież o to właśnie chodzi.
fot. flickr/Sejm RP
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU