Sebastian Karpiniuk był początkującym parlamentarzystą. Nie można zatem napisać, że pełnił najwyższe funkcje w państwie, opowiadał się za tym czy był przeciwko tamtemu. A jednak można powiedzieć, że miał wielki talent i jeszcze większy potencjał. Można założyć się o naprawdę dużą stawkę, że gdyby żył, z powodzeniem wykonywałby pracę szefa klubu parlamentarnego, wicemarszałka Sejmu czy ministra. No właśnie – gdyby żył. Na jego pogrzebie ramię w ramię płakali Donald Tusk i Grzegorz Schetyna. Nie dlatego, że był posłem ich partii, ale dlatego, że był cholernie pozytywnym człowiekiem.
Sebastiana Karpinika brakuje w Sejmie dlatego, że zdążył pokazać talent do tej roboty. Był pasjonatem i posłem uniwersalnym tematycznie, a nie zafiksowanym na jednym czy dwóch tematach, które zamierzał eksploatować przez kilka dekad, bo czuł się w nich komfortowo i nie chciał tracić czasu na uczenie się i rozumienie innych dziedzin. To był ktoś, kto przydałby się dziś, aby swoją energią, zaangażowaniem i pomysłowością pokazać ludziom, że opozycji chce się robić politykę i robić ją sensownie, czyli niekoniecznie spędzając ¾ dnia na konferencjach prasowych, które oglądają niemal wyłącznie sejmowi reporterzy i członkowie partyjnych młodzieżówek.
Karpinuk był bardzo dobrze zorganizowany, sprawiał wrażenie człowieka poukładanego, który improwizację traktuje jak zło konieczne i ostateczność. Stracił życie w katastrofie lotniczej, która nie była dziełem usterki technicznej czy celowego działania jakiejś osoby. Nie zrobi kariery i nie pomoże wielu ludziom rozwiązać ich mniejsze lub większe problemy, ponieważ ktoś zlekceważył procedury gwarantujące bezpieczeństwo uczestnikom podróży. Pamiętajmy o nim, ponieważ on pamiętałby o nas i szanowałby nas.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU