Po spowolnieniu gospodarczym w 2016 roku nastąpiło długo wyczekiwane przyspieszenie tempa wzrostu gospodarczego. Wiele mediów i polityków zachwyciło się widzianym drugi raz w ciągu ostatnich 5 lat wzrostem o ponad 4%. Choć to “ożywienie” jest z całą pewnością dobrą informacją, to jednak przyglądając się szczegółom Polska wcale nie ma powodów do radości.
Kolejne ekipy rządowe chwalą się, że Polska jest “tygrysem Europy”, “zieloną wyspą”, ponieważ nasz wzrost gospodarczy jest w czołówce krajów kontynentu. Trzeba powiedzieć otwarcie, że z perspektywy lat, Polska spośród krajów OECD po 1990 roku rozwija się najszybciej. Wyprzedziliśmy przeganiające nas wówczas Węgry, zminimalizowaliśmy znaczący dystans dzielący nas do Czech, a polski PKB w stosunku do średniej unijnej wzrósł z niecałej połowy w 2004 roku do ponad 70% już w 2015 r.
Jednak problem w tym, że choć ostatnie 27 lat przyniosło liczne sukcesy, to w rządowym samozadowoleniu ulegamy coraz bardziej złudzeniu statystyki.
Ciągle powtarzane hasła o szybkim wzroście przykrywają niestety niewygodną prawdę, że w coraz mniejszym stopniu w ostatnich latach gonimy zachód. Kluczowe do zrozumienia tego stanu rzeczy jest zwrócenie uwagi na kilka szczegółów. Po pierwsze tempo wzrostu gospodarczego Polski spada od lat. W okresie 1994-2003 średni wzrost wyniósł 4,64% rocznie. Po wejściu do UE nastąpiło przyspieszenie, lata 2004-2009 – 5,2%. Jednak wielki kryzys gospodarczy roku 2008 nie ominął Polski, wbrew propagandzie sukcesu ówczesnego rządu. Nasze tempo wzrostu spadło gwałtownie i od tamtego momentu nie potrafimy już wrócić do poprzedniej koniunktury. Co więcej, biorąc pod uwagę PKB Polski liczony w dolarach, a nie złotówkach, to nasz kraj podobnie jak reszta Europy doświadczył recesji, której straty realnie odrobiliśmy dopiero w 2014 roku. Nie zmienia to jednak faktu, że od 2008 roku średnie tempo wzrostu gospodarczego Polski oscyluje wokół 3%. Dla porównania Niemcy przez ostatnie 30 lat rozwijały się w tempie 1,7% rocznie, a USA 2%. Oznacza to w praktyce, że różnica w szybkości wzrostu gospodarczego bogatego zachodu i będącej na dorobku Polski maleje, co sprawia, że perspektywa dogonienia warunków życia światowej czołówki się oddala.
Warto mieć świadomość, że dotychczasowy wzrost zawdzięczaliśmy także dużej różnicy ekonomicznej między wschodem i zachodem Europy. Startując z niskiego poziomu gospodarczego, w oparciu o niskie koszty o wiele łatwiej generować szybki wzrost. Jednak z każdym kolejnym rokiem staje się to coraz trudniejsze i tu dochodzimy to mitycznej wręcz “pułapki średniego rozwoju”, o której tak wiele mówi Mateusz Morawiecki. Oznacza ona zahamowanie wzrostu gospodarczego danego kraju do poziomu, który uniemożliwia mu przejście z grupy średniaków do klubu krajów rozwiniętych. Przyczyną tego stanu jest trudność z przejściem z gospodarki opartej na taniej sile roboczej, na nowoczesny model oparty na zaawansowanych technologiach i innowacyjności.
Dużo o naszym położeniu może nam powiedzieć porównanie, ile lat temu poszczególne kraje zachodu znajdowały się na naszym poziomie rozwoju i czy ten dystans przez ostatnie 25 lat zmalał?
Otóż w 1989 roku dystans dzielący Polskę i zachód wynosił: do Niemiec – 34 lata, Francji – 32 lata, Wielkiej Brytanii – 36 lat , Szwecji – 38 lat , Czech 19 lat.
Dla porównania w 2013 roku było to odpowiednio do: Niemiec – 40 lata, Francji – 37 lata, Wielkiej Brytanii – 27 lat , Szwecji – 40 lat , Czech 9 lat.
Jak widzimy zatem zbliżyliśmy się do zachodu jeśli chodzi o zmniejszenie nominalnej luki dochodów, ale dystans jaki dzieli nas jeśli chodzi o lata rozwoju, w zasadzie pozostał taki sam, a w przypadku części krajów nawet wzrósł.
Zgodnie z wyliczeniami portalu Bankier.pl, przy utrzymaniu obecnych trendów, poziom gospodarczy Niemiec osiągniemy dopiero na początku XXII wieku!
W sytuacji kiedy polski wzrost osiągnąłby poziom już 6%, byłaby to perspektywa nie stulecia, ale zaledwie 30 lat. Niestety przyspieszenie tempa wzrostu gospodarczego nie jest łatwe. Wymagałoby trudnych reform, ale w pierwszej kolejności skończenia oszukiwania samych siebie co do swoich możliwości i położenia. To pozwoliłoby określić potrzeby i niezbędne zmiany, które może w takiej sytuacji miałyby szansę na akceptację społeczną. Jednak elity polityczne wolą żywić społeczeństwo kłamstwem państwa sukcesu, który wydaje się być z każdym rokiem coraz bardziej zagrożony.
fot. flickr/KPRM
Źrodło: bankier.pl, money.pl, szychtawdanych.pl
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU