Jak donosi portal Onet.pl, Prawo i Sprawiedliwość przygotowuje ustawę, która zmienia całkowicie sposób sprawowania kontroli i same uprawnienia służb specjalnych. Szczegóły projektu zawierają zapisy niespotykane w krajach demokratycznych, przez co możemy mieć do czynienia z najgroźniejszą dotychczas ustawą rządu PiS. Wszystko dlatego, że obóz rządzący postanowił uwolnić służby ze sztywnych ram kontroli państwa prawa, przez co może powstać sytuacja, nad którą sami autorzy zmian nie będą potrafili zapanować.
Prawu i Sprawiedliwości marzy się użycie służb jako działa, które pozwoli skutecznie siać spustoszenie w szeregach opozycji. Z tego powodu zostanie powołane arcyministerstwo, którego przyszły szef – Mariusz Kamiński, stanie się jednoosobowo odpowiedzialny za służby specjalne w Polsce. Funkcja ministra ds. bezpieczeństwa połączy w sobie kompetencje rozsiane dzisiaj po wielu resortach i organach kontrolnych, dając jednej osobie władzę nad najbardziej wrażliwymi danymi o obywatelach niewidzianą od czasów PRL.
Kamiński będzie kierował nowo utworzoną Agencją Bezpieczeństwa Narodowego (ABN). Powstaje ona z połączenia ABW i Agencji Wywiadu. Jest to klasyczny ruch, dzięki któremu możliwa jest pełna wymiana kadr służb na osoby lojalne tylko Kamińskiemu. Dodatkowo ustawa przenosi na nowe stanowisko część kompetencji ministra obrony w zakresie wojskowych służb. Służby Wywiadu oraz Kontrwywiadu Wojskowego, choć pozostają formalnie w obrębie MON, to będą mogły być kontrolowane i koordynowane przez Kamińskiego. W powyższy sposób powstaje funkcja o olbrzymich kompetencjach. Jedna osoba będzie zarządzać zarazem wywiadem, kontrwywiadem, formacją zwalczającą terroryzm, superpolicją, a na dodatek będzie gromadzić informacje strategiczne dla bezpieczeństwa państwa. Nowa instytucja ABN, to także specjalne przywileje prawne, jak choćby prawo do odmowy przeprowadzenia śledztwa zleconego przez prokuraturę “w przypadku uzasadnionym interesem służby”. O celach zmian dużo mówi fakt, że nowy resort obejmie także kontrolę nad CBA.
Niestety przy zmianach nie zatrzymano się na daniu wszystkich kart do jednej ręki Mariusza Kamińskiego, ale równocześnie wycięto liczne ograniczenia, jakie limitowały bezkarność służb.
Agenci będą mieli pełen niejawny dostęp do “danych zawartych w rejestrach publicznych i ewidencjach” instytucji publicznych. Kompetencje dzisiejszej Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego zostały poszerzone. Do tej pory ABW mogła realizować zadania o obszarze “rozpoznawanie, zapobieganie i wykrywanie przestępstw”, to znaczy, że dla ABN wystarczającą przesłanką będą “zagrożenia”, które instytucja bez zewnętrznego nadzoru sama określi. Zgoda sądu została zachowana przy stosowaniu takich metod jak podsłuch i podgląd, czy uzyskanie dostępu do informacji objętych tajemnicą bankową.
Bardzo niepokojąca jest także likwidacja Kolegium ds. Służb Specjalnych, organu, który umożliwiał prezydentowi i premierowi nadzór nad służbami. Stary porządek zastąpi nowy – Kolegium Szefów Służb Specjalnych. Z tą różnicą, że poprzednim ciałem kierował premier, a nowym nikt inny jak Mariusz Kamiński. W powyższy sposób dwie najważniejsze osoby w państwie z gospodarzy sprawujących nadzór nad służbami, staną się ich petentem, który pojawia się na spotkaniach bardziej w roli gościa, którego Mariusz Kamiński nie będzie miał obowiązku nawet zapraszać!
Nowa ustawa jest zniszczeniem wszystkiego, czego nauczyły się państwa demokratyczne o służbach specjalnych. Służby podzielono na liczne mniejsze instytucje oraz poddano je licznym organom kontrolnym nie bez powodu. Największym zagrożeniem dla demokracji są właśnie bezkarne służby, które mogą dowolnie manipulować sytuacją w państwie, jeśli nie są poddane uważnej kontroli. Szefowie służb nie pochodzą z wolnych wyborów, a praktyki samych służb są niemożliwe do społeczno-medialnego nadzoru. Nowa ustawa dając wszystkie kompetencje w ręce Mariusza Kamińskiego tworzy precedens. Nowy arcyminister i jego świta mogą bowiem łatwo urwać się z politycznej smyczy i stworzyć kryzys państwa, nad którym nawet liderzy PiS nie będą mieli kontroli. Sytuacja zaczyna nasuwać skojarzenie z czasami początków PRL, kiedy to służby miały kontrolę nad partią, a dopiero z czasem partia opanowała służby i dołożyła starań, aby się już nie usamodzielniły. Przez swoje pragnienie pełni władzy PiS może otworzyć puszkę pandory, której konsekwencje mogą być bardzo trudne do naprawienia. Cenę za błędy rządzących przyjdzie zapłacić nam wszystkich kosztem naszej wolności i prywatności.
fot. flickr/Sejm RP
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU