Zastanawiam się, co trzeba mieć głowie, żeby podczas odgrzanego z dużą siłą przez Rosję konfliktu z Ukrainą, zaatakować bezpardonowo ambasador Stanów Zjednoczonych Georgette Mosbacher? W głowę zachodzę bezustannie, co takiego przemówiło do szefostwa Radiowej Jedynki, aby wyemitować wywiad z liderką francuskiej prawicy Marine Le Pen, która nie ukrywa prorosyjskich sympatii, a nawet uznała aneksję Krymu. Oczywiście jest wielce prawdopodobne, że to ja jestem stuknięty i moje dywagacje oraz domysły w tej kwestii są alogiczne i takie postępowanie jest czymś normalnym.
Odprysk tego co w tej chwili dzieje się za wschodnią granicą zdążył już dotrzeć do Polski. Do mieszkańców gmin położonych w pobliżu granicy z Ukrainą, wysłano sms z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, wzywający do stawienia się w urzędach gmin w związku z sytuacją na Ukrainie. RCB zapewnia, że takich powiadomień nie wysyłało i sprawę wyjaśnia ABW i policja. Żeby tego było mało, sms-y o podobnej treści zostały wysłane w imieniu Ministerstwa Obrony Ukrainy i otrzymali je mieszkańcy graniczącego z Rosją obwodu Sumskiego. W wiadomościach informowano o konieczności zgłoszenia się do najbliższej jednostki wojskowej. Ukraiński MON poinformował, że nie ma nic wspólnego z wysyłanymi informacjami.
Jak widać na przykładzie sms-ów, elementy rosyjskiej hybrydowej wojny informacyjnej prowadzonej na terenie naszego sąsiada, zostały wdrożone z premedytacją w Polsce. Jeszcze nie wiemy i pewnie się nie dowiemy, czy polski system został zhakowany, czy ktoś się pod niego podszył. Jednego możemy być pewni, a mianowicie tego, że numery telefonów na które wysłano sms-y nie były przypadkowe i rozlane po całej Polsce, tylko zostały punktowo wykorzystane w rejonie przygranicznym. Ktoś musiał taką listę telefonów zdobyć z dokładnymi namiarami na region, bo zakładam, że mamy do czynienia z podszywaniem się pod polską instytucję. W tej sytuacji możliwości są dwie, albo system został zinfiltrowany albo ktoś po prostu listę numerów wyniósł z centrali.
Co ma to tego Mosbacher i Le Pen? Otóż ma i to bardzo wiele. Przede wszystkim oba przypadki są idealną pożywką dla rosyjskich portali zajmujących się dezinformacją oraz różnej maści trolli. Na terenie Polski rozgrywa się regularna wojna informacyjna od momentu ogłoszenia przez Ukrainę stanu wojennego i mam wrażenie, że rząd tego nie zauważył. Ryszard Czarnecki, Waldemar Paruch czy Mariusz Błaszczak paradują po mediach i wieszają psy na amerykańskiej ambasador. Mam poważne wątpliwości czy jest to w tej chwili zgodne z polską racją stanu, do której politycy PiS tak bardzo lubią się odwoływać. Rozumiem pytania dziennikarzy, ale dzisiaj chyba lepiej odpowiedzialnemu politykowi powiedzieć, że nie komentuje się tej sprawy niż rozwodzić się nad kwalifikacjami Mosbacher.
Ktoś powie, że mleko się już wylało i pewnie będzie miał rację. Problem polega na tym, żeby nie zalać mlekiem całej kuchni, a z tego co można zaobserwować politycy PiS bez opamiętania nadal chochlami wylewają mleko na podłogę. Obecność Marine Le Pen w polskich mediach – kontrolowanych przez PiS – podczas siłowego rozwiązywania przez Rosję spraw na Ukrainie, jest jakby dopełnieniem kompletnego braku wyobraźni. Z jednej strony atakujemy strategicznego sojusznika, z drugiej oddajemy czas antenowy wielkiej przyjaciółce Putina. Za bardzo tego nie ogarniam, ale jak napisałem na początku, to może ja jestem stuknięty…
Fot. Adam Guz / KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU