W sumie to nic nowego, że przedstawiciele władzy Prawa i Sprawiedliwości bardzo często używają górnolotnych słów kreując atmosferę wielkiego przełomu, jaki dokonał się w 2015 roku, gdy zdobyli niepodzielną władzę w Polsce. Z tego też powodu słyszymy wciąż, że w końcu rządzą prawdziwi Polacy, lepszy sort obywateli, który wyciągnął Polskę z ruiny, do jakiej doprowadzili ją poprzednicy. Że w końcu udało się obalić okrągłostołowy układ, który trawił polski dobrobyt oraz pokonać służby specjalne, które dotychczas tak naprawdę sterowały Polską. Dzięki ordynarnej propagandzie sukcesu i tabloidową narracją TVP, dokonywaną przy pomocy słynnym już czerwonym paskom w TVP Info udaje się skutecznie ukryć, że przecież Jarosław Kaczyński był uczestnikiem Okrągłego Stołu, Porozumienie Centrum będące fundamentem PiS uwłaszczyło się na komunistycznym majątku, a sam PiS rządził już 10 lat temu, jest więc taką samą częścią układu jak ich przeciwnicy.
Dziś jednak stanowczo zbyt wysoko odleciał minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak, który komentując kwestię uchwalenia i podpisania przez prezydenta Andrzeja Dudę ustaw demolujących Krajową Radę Sądownictwa i Sąd Najwyższy powiedział w radiowej Jedynce, że tydzień temu skończył się w Polsce komunizm.
„Można powiedzieć w ten sposób – bo tydzień temu prezydent Duda podpisał ustawy [o SN i KRS] – tydzień temu w Polsce skończył się komunizm gdyż wymiar sprawiedliwości wyszedł z komunizmu de facto bez zmian – powiedział w “Sygnałach dnia”.
Postawienie takiej cezury jest bowiem kuriozalne i destrukcyjne także dla Prawa i Sprawiedliwości. Okazuje się bowiem, że nie tylko pierwsze rządy Prawa i Sprawiedliwości w latach 2005-07 były rządami komunistycznymi ale także te Beaty Szydło do takich należy zaliczyć. Sam minister Błaszczak przyznaje równocześnie, że on sam, przez ostatnie dwa lata był szefem komunistycznego MSWiA. Być może od dzisiejszej deklaracji przestanie się oburzać na nazywanie go współczesnym Kiszczakiem.
Problem jednak w tym, że jego słowa oznaczają dla PiS dużo większy problem, zwłaszcza jeśli wiara w ich prawdziwość jest powszechna w pisowskim elektoracie. Okaże się bowiem, że do kanonu komunistycznych prezydentów dołączy nie kto inny ale brat Jarosława Kaczyńskiego, przedstawiany dotychczas jako wielki mąż stanu czyli prezydent Lech Kaczyński. Duży problem mogą mieć wojewodowie w całej Polsce, którzy dziś na wyścigi zmieniają nazwy ulic, placów czy skwerów, oznaczając je nazwiskiem tragicznie zmarłego prezydenta RP. W świetle dzisiejszej wypowiedzi ministra Błaszczaka nie mają prawa wyboru takiego patrona, gdyż zabrania tego ustawa dekomunizacyjna.
Skutki słów szefa MSWiA są jednak daleko dalej idące – jeśli bowiem Lech Kaczyński staje się komunistycznym prezydentem to lud smoleński musi zapomnieć o pomniku byłej głowy państwa. Pozbywając się złogów komunizmu sprzed grudnia 2017 roku powinniśmy dbać o to, by nowe się w przestrzeni publicznej nie pojawiały. Pytanie tylko, co na to Jarosław Kaczyński, który 10. każdego miesiąca taki pomnik obiecuje. Wychodzi na to, że w ten zakamuflowany sposób regularnie propaguje w Polsce komunizm.
Źródło: 300polityka.pl
fot. Krzysztof Białoskórski/flickr
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU