Obrazki, jakie można było oglądać wczorajszego wieczoru i w nocy w Sejmie nie napawają optymizmem. Jedna wielka awantura, w której z jednej strony uczestniczyli bezradni posłowie opozycji, którzy na wszelkie niemal możliwe sposoby próbowali doprowadzić do znacznego spowolnienia procedowania fatalnej ustawy o Sądzie Najwyższym, z drugiej walec sejmowej większości, który nie zważając na nic, prze dalej. Podczas posiedzenia komisji sprawiedliwości i praw człowieka po raz kolejny mogliśmy zobaczyć, dlaczego Jarosław Kaczyński jej szefem zrobił akurat posła Stanisława Piotrowicza. Tak jak sprawdził się na początku kadencji, przepychając kolanem haniebne ustawy demolujące Trybunał Konstytucyjny, tak teraz, z jeszcze większą determinacją i pogardą dla obowiązujących procedur legislacyjnych przepchnął przez komisję ustawę o Sądzie Najwyższym. Kto jak kto, ale właśnie PRL-owski prokurator, posłuszny funkcjonariusz egzekutywy, lojalny wobec ręki, która go karmi, jest na to miejsce najlepszy.
Ciężko komentować same obrady komisji, bo sposób ich przeprowadzenia uwłacza wszelkim standardom demokratycznym i napawać może olbrzymim niesmakiem tych, którzy być może po raz pierwszy chcieli zobaczyć procedurę uchwalania prawa w Polsce. Tak moi drodzy, prawa się nie uchwala. Tak wprowadza się dekrety naczelnika, niezgodne z Konstytucją, innymi ustawami czy konwencjami. Tak niszczy się ład i porządek prawny, odbierając części suwerena prawa do godnej reprezentacji na etapie tworzenia, abstrakcyjnego przecież z założenia, prawa. Nawet Jarosław Kaczyński w swoim wczorajszym wystąpieniu w “Gościu Wiadomości” w TVP podkreślał, że suwerenem jest naród, którego reprezentują posłowie. Ta definicja najwyraźniej nie obejmuje reprezentantów tej części społeczeństwa, którzy nie głosowali na Prawo i Sprawiedliwość. Tak ordynarne bowiem odmówienie praw opozycji do procesu stanowienia prawa sprawia, że w Polsce funkcjonuje już tylko atrapa demokracji.
Mógłbym opisać chamskie odzywki posłanki Pawłowicz, butę posła Piotrowicza czy awanturę o mikrofon, który po zblokowaniu poprawek opozycji w zaledwie kilka głosowań nastąpił podczas obrad. Słyszeliśmy “hańba”, “Konstytucja”, “wolne sądy”. Nie zabrakło też haniebnych “bohaterów” takich jak poseł PiS Wróblewski, którego wniosek pozbawił opozycję prawa uzasadniania wniosków oraz głosowanie ich blokiem.
Dodajmy, że dr nauk prawnych…#ZamachLipcowy #3razyweto https://t.co/8kdjpWZv3a
— Borys Budka (@bbudka) July 19, 2017
Problem w tym, że co z tego? Słów krytycznych już od dawna brakuje. Od dawna nie robią one już na nikim wrażenia. Dziwne, że rzekomy upadek wartości moralnych w polskich sądach może być argumentem za zaoraniem polskiego sądownictwa, a widoczny gołym okiem upadek wartości demokratycznych w PiS już za zaoraniem tej partii nie jest. Mocnych słów, które nadają się do publikacji już nie ma. To ta władza do tego doprowadziła i za to ponosi pełną odpowiedzialność. Skoro można o opozycji powiedzieć “zdradzieckie mordy”, to wkrótce nikogo nie będzie raził “gnój”, “menda” czy “chuj”. Bo przecież i tak nie będzie to miało znaczenia, gdy władzę na własność przejmie jedna partia, której i tak nic nie będzie można zrobić.
Czy coś jeszcze może pomóc zatrzymać ten marsz PiS po sądownictwo? Trudno powiedzieć. Raczej nie ma co liczyć na weto prezydenta Andrzeja Dudy, który po chwilowej wolcie, raczej wrócił na przewidziane dla niego tory. Pozostaje masowo protestować, by jak powiedział niedawno prof. Adam Strzembosz, kiedyś nie wstydzić się, że siedzieliśmy cicho, gdy umierała w Polsce demokracja.
fot. flickr/KPRM
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU