Program mieszkanie plus – jak PiS wywiązuje się ze sztandarowej obietnicy?
Program mieszkanie plus jest jedną z czołowych obietnic wyborczych Prawa i Sprawiedliwości. Odwołuje się ona do bardzo podstawowej potrzeby Polaków, jaką jest stworzenie własnego domu. W wymiarze promocyjnym jest to zatem projekt najwyższej klasy. Jednak rzadko to co świetnie sprzedaje się w mediach, równie dobrze działa w rzeczywistości. W przypadku mieszkania plus zawodzi daleko posunięta ekonomiczna ignorancja rządzących, którzy podporządkowują wszystkie swoje plany wizerunkowej potrzebie danej chwili, a nie realnemu rozwiązywaniu problemów Polaków.
Problem dostępu do mieszkań jest bardzo istotny, ponieważ na 1000 mieszkańców przypada w Polsce zaledwie 363 mieszkań, podczas gdy na zachodzie Europy jest to najczęściej ponad 500 (np. Włochy – 580). Z tego powodu oceniając metraż przypadający na jednego Polaka, mówi się o problemie przeludnienia w naszym kraju.
Możliwości nabycia mieszkania także są ograniczone, jak ostatnio pisaliśmy, za średnią pensję można kupić np. we Wrocławiu tylko 0,64 m2 mieszkania, podczas gdy nasi zachodni sąsiedzi za swoje miesięczne zarobki mogą nabyć w Berlinie 1,34 m2, a w przypadku Drezna – już 1,8 m2. Jeśli połączymy to z trudnością uzyskania kredytu i jego wysokimi ratami, to potrzeba zmiany sytuacji na rynku mieszkaniowym widoczna jest jak na dłoni.
Niestety rząd postawił na propagandę zamiast na realne rozwiązania. Już sama deklaracja budowy do 2030 r. dokładnie 2 752 733 tanich mieszkań jest kompletną fikcją i świadczy o nietraktowaniu sprawy poważnie. Oznacza to roczne tempo sięgające 212 tys. oddawanych mieszkań. W 2016 roku oddano natomiast do użytku 162 727 mieszkania, co oznacza, że rządowi planiści założyli, że mieszkanie plus zagwarantuje co najmniej 50 000 mieszkań każdego roku. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że państwowe inwestycje nie pozostaną bez wpływu na rynek prywatny, to można założyć, że ta liczba powinna być jeszcze większa. Jest to założenie bardzo optymistyczne, niepoparte żadnymi doświadczeniami, ponieważ wielkie program budowy mieszkań zapowiadany przez PiS w 2005 roku, okazał się ostatecznie niewypałem.
Niestety urzędowy optymizm to nie jedyny problem. Kolejnym jest nieprzemyślane rozlokowanie inwestycji. W pierwszych doniesieniach rządu była mowa o 17 miastach: Białej Podlaskiej, Chorzowie, Dębicy, Gliwicach, Katowicach, Kobyłce, Nowej Dębie, Pelplinie, Poznaniu, Radomiu, Skawinie, Stalowej Woli, Starogardzie Gdańskim, Trzebini, Tychach, Wałbrzychu i Wrześni. Trudno się zatem doszukać na tej liście priorytetów dużych miast, które są najbardziej dotknięte problemem wysokich cen mieszkań. Zamiast Warszawy, Wrocławia, tam gdzie na ludzi czeka praca i perspektywy, PiS będzie budował w miejscach, które zmagają się z bezrobociem i z których obserwowany jest odpływ mieszkańców. Jest to absurd, ponieważ w ten sposób rząd działa sprzecznie z potrzebami Polaków, zwłaszcza tych młodych, którzy są najbardziej mobilni i próbują zakładać rodziny właśnie w dużych ośrodkach. Można zadać pytanie, czy celem programu mieszkanie plus jest zatem faktyczne odpowiedzenie na problem braku dostępności mieszkań, czy może chodzi bardziej o kupowanie poparcia określonych grup, do których mało przychylni PiS mieszkańcy największych miast się nie zaliczają?
Kolejna sprawa to sensowność całego programu mieszkanie plus. Celem mieszkania plus jest dostarczenie lokali w przystępnej cenie, jednak wysokie ceny na rynku mieszkaniowym nie są wynikiem olbrzymich marży deweloperskich, ale uwarunkowań prawno-ekonomicznych w Polsce. Próżno oczekiwać, że jakiekolwiek mieszkanie budowane przez rząd, który obsadzi cały projekt kolejnymi Misiewiczami, będzie tańsze od tych wykonanych przez deweloperów. Wprawdzie zapowiedziano właśnie, że w celu obniżki kosztów będą stosowane prefabrykaty oraz zrezygnowano z wind i parkingów podziemnych w budynkach, jednak przy niskiej jakości zarządzania i urzędniczej niekompetencji ostateczne koszty wciąż mogą okazać się zawyżone lub jakość lokali niesatysfakcjonująca. Jednak odbiorcy mieszkania plus tego nie odczują, ponieważ do całego przedsięwzięcia sowicie dopłaci budżet państwa. Problem w tym, że publiczna kasa jest pusta, a po potrzebne na budowę 50 000 mieszkań miliardy będzie trzeba sięgnąć głębiej do kieszeni Polaków.
Mieszkania w Polsce mogłyby być tańsze, jednak wymagałoby to uproszczenia szeregu przepisów oraz uporządkowania bałaganu w planach zagospodarowania w samorządach, które podnoszą koszt inwestycji. Jeśli w rankingu oceniającym szybkość wydawania pozwoleń na budowę, Polska znajduje się poza pierwszą 50 – tką krajów, a do spełnienia jest kilkanaście często ciągnących się w nieskończoność procedur, to nie ma się co dziwić, że buduje się mniej, niż przy sprawnym państwie prawa byłoby to możliwe. Co więcej, w samych samorządach panuje chaos w planach zagospodarowania przestrzennego, których dla wielu obszarów albo nie ma, albo odstają od potrzeb mieszkańców.
Trzeba przy tym pamiętać, że podatki także stanowią element cen zarówno wynajmu, jak i kupna mieszkania. Jest to element, gdzie rząd może wesprzeć Polaków, przez poluzowanie żelaznego uścisku urzędów skarbowych. Jednak taka zmiana rządu nie interesuje.
Model gospodarczy oparty na tanim wynajmie mieszkań jest prowadzony w wielu krajach Europy Zachodniej, jednak w przypadku Prawa i Sprawiedliwości dziwi także brak konsekwencji w założeniach mieszkania plus. Państwo będzie dokładało miliardy do budowy mieszkań, które za preferencyjną cenę najmu 12-24 zł za m2 będą po kilkudziesięciu latach przechodzić na własność najemcy. Jest to absurd. W ten sposób nigdy nie zostanie stworzona duża baza mieszkań pod wynajem, ponieważ system będzie z nich drenowany. Szykuje się kolejne uwłaszczenie za cudze pieniądze.
Program mieszkanie plus jest niczym więcej niż ładnym opakowaniem, do którego stworzenia wykorzystano piękne hasła i zmanipulowane idee z zachodu Europy. Polska elita polityczna wciąż nie dorosła do zrozumienia prostego faktu, że bogactwo bierze się z pracy, a nie transferów socjalnych. Gdyby rząd Beaty Szydło równie zaciekle jak o redystrybucję walczył o zwiększenie konkurencyjności polskiej gospodarki, to Polacy zaczęliby więcej zarabiać i zmniejszyłaby się liczba tych, których nie stać na własne mieszkanie. Niestety prowadzenie polityki w naszym kraju sprowadza się do rzucania pustych haseł, za które cenę po cichu zapłacą potem wszyscy.
fot. flickr/ P. Tracz
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU