Dzisiejszy Dziennik Gazeta Prawna donosi o nadchodzącej rewolucji w polskim systemie emerytalnym. W końcu po wielu miesiącach prac koncepcyjnych i gorących dyskusjach w kręgach rządowych toczących się pomiędzy Ministerstwem Rozwoju i Finansów a Ministerstwem Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej udało się wypracować wspólną koncepcję wprowadzenia Pracowniczych Planów Kapitałowych (PPK). Mają one uzupełnić polski system emerytalny o filar oparty na prywatnych oszczędnościach Polaków, które ci będą mogli dobrowolnie odkładać na poczet przyszłych świadczeń emerytalnych. Według założeń ma to nie tylko wpłynąć na wysokość emerytur, ale i pomóc zasypać lukę w ZUS, jaką generuje dzisiejszy model wypłacania świadczeń.
W założeniach model wydaje się prosty i atrakcyjny. Oszczędzanie ma być zautomatyzowane, bowiem przerzucone na pracodawcę. Finalnie pracownik będzie mógł zapłacić składkę dodatkową do 2,5 procent. Podstawowa składka pracownika sięgnie 2 procent, ale będzie on mógł dołożyć kolejne 2 procent podstawy składek na ubezpieczenie emerytalne i rentowe. Łączna minimalna odprowadzana składka (pracodawcy i pracownika) może zatem wynieść 3,5%, a maksymalna 8%. Składki dokonywane przez pracownika rozliczane będą z wynagrodzenia netto.
Według założeń z początkiem 2019 roku PPK mają przystąpić najwięksi pracodawcy, zatrudniający powyżej 250 pracowników. W połowie 2020 roku małe firmy oraz jednostki sektora finansów publicznych. Zarządzaniem tak zgromadzonymi środkami mają się zająć Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych, które oczywiście zacierają ręce. Dzięki takiemu modelowi oszczędności Polaków mają trafić na polski rynek kapitałowy, wzmacniając w ten sposób spółki giełdowe. Koszty zarządzania mają być ekstremalnie niskie, a wysokość opłat ograniczona ustawowo. Zyskać mamy wszyscy. Pracownicy – bo zwiększą swoje szanse na wysoką emeryturę, gospodarka – bo zyska olbrzymi zastrzyk dodatkowych środków na inwestycje.
Do skorzystania z dobrowolnego programu mają być też zachęty – dopłata powitalna i dopłata roczna. Wszystko po to, byś Polaku wierzył w to, że masz na swoim emerytalnym koncie coś więcej niż wirtualne zapisy. Środki mają być prywatne i dziedziczone, a co więcej można je będzie wykorzystać w prywatnym celu, takim jak sfinansowanie wkładu własnego na zakup mieszkania. Tyle w teorii. Czego jednak władza głośno nie powie?
Otóż przede wszystkim zwróćmy uwagę na fakt, że oznacza to de facto podniesienie składki na ZUS, czyli zmniejszenie wynagrodzenia netto, jakie pracownicy otrzymują w ramach swojej wypłaty. Środki trafią do sektora państwowego i ubezpieczeniowego (argument, że nie są to środki prywatne podzielił Sąd Najwyższy – na to powoływała się PO modernizując system Otwartych Funduszy Emerytalnych). Inaczej mówiąc państwo sfinansuje inwestycje po raz kolejny zabierając część naszych wynagrodzeń, mamiąc nas wizją ich wykorzystania za kilka dekad, mimo iż w chwili ich przekazania do PPK zostaną one wydane na zupełnie inne cele.
Po drugie, marchewka na zachętę w postaci możliwości sfinansowania wkładu własnego z tych środków też jest tylko pozorna. Po pierwsze te środki podlegają zwrotowi (tak, swoje prywatne środki musimy oddać państwu – co oznacza klęskę narracji o ich prywatności), po drugie potrzeby przy sfinansowaniu wkładu własnego do zakupu własnego M potrzebują ludzie w wieku ok. 25 lat, najczęściej gdy rozpoczynają swoją pracowniczą karierę. Sami odpowiedzcie sobie ile środków będą mieli zgromadzonych w ramach PPK i jaka to będzie część z obowiązkowego, chociaż 15% wkładu własnego.
Po trzecie, marchewka w postaci dopłat od państwa. Wygląda atrakcyjnie – 250 zł na początek plus 240 zł co roku. Czyżby państwo jednak chciało się podzielić ze mną swoim bogactwem i dołożyć do moich oszczędności bym potem miał wyższą emeryturę? Nietrudno sobie wyobrazić, że pełne ignorantów ekonomicznych społeczeństwo kupi taką bajeczkę. Istota kłamstwa w tej zachęcie polega na tym, że dopłata nie pochodzi “z pieniędzy rządu” tylko z podatków. Oznacza to zatem, że rząd więcej pieniędzy z nas ściągnie, by móc nam je zaoferować jako prezent od niego.
Finalnie, wprowadzenie PPK jest nierozerwalnie związane z zakończeniem żywota przez OFE, które PiS też chce już znacjonalizować. Doprowadzi to do wycofania sporej ilości środków z polskiej giełdy, jednak w bardzo szybki sposób pozwoli chwilowo zasypać dziurę w systemie emerytalnym. Jeśli uda się ludzi przekonać do PPK (mamy być nim objęci obligatoryjnie, ewentualnie oświadczeniem możemy zrezygnować), to trudno nie odnieść wrażenia, że głównym celem jest nabić Polaków w butelkę raz jeszcze. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że gdy budżet przestanie się dopinać, to takie środki jedną decyzją polityczną momentalnie znikną. Wystarczy chwila, by rząd jednak zdecydował o wprowadzeniu emerytury obywatelskiej, w równej kwocie dla wszystkich i tyle będziemy widzieć nasze prywatne i dziedziczone środki.
Czy projekt wejdzie zatem w życie? Oczywiście że wejdzie. Nie takie kity Polacy już kupowali, a tu trzeba przyznać, że pijarowo opakowane to będzie wyjątkowo zgrabnie.
Źródło: DGP
fot. flickr/Sejm RP
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU