Prezes Kaczyński chciał być Prezesem Rady Ministrów. Jego najbliższe otoczenie czyli tzw. zakon PC też chciał, by został premierem. Co więcej, tylko objęcie teki premiera przez Jarosława Kaczyńskiego, było jedynym i łatwym do wytłumaczenia dla pisowskiego elektoratu powodem odsunięcia Beaty Szydło. Przecież nie zmienia się konia w pędzącej karecie.
Niestety, gdy prezes PiS podjął już decyzję o zajęciu miejsca Beaty Szydło, okazało się, że jednak jego stan zdrowia na to nie pozwala. Pojawił się jednak problem z tym, że operacja “rekonstrukcja” już wymknęła się spod kontroli i ze zmiany premiera wycofać już się nie mógł. Morawiecki był natomiast jedynym racjonalnym wyjściem z tej trudnej sytuacji. Co więcej nominacja właśnie wicepremiera od rozwoju i finansów dawała największe szanse na zbudowanie wygodnego i wiarygodnego tłumaczenia, które nie ujawni słabości PiS. Dlatego też już od pierwszego momentu od ogłoszenia decyzji KC PiS mowa jest o taktycznym zagraniu genialnego stratega z Żoliborza, który po fazie przeprowadzania zmian w obszarze funkcjonowania państwa teraz chce postawić na rozwój gospodarczy i budowę polskiej klasy średniej z prawdziwego zdarzenia. Problem w tym, że to wszystko pic na wodę i nieprawda.
Morawiecki to wcale nie jest wygodna osoba na stanowisku premiera koalicyjnego rządu PiS i to z wielu różnych powodów. Poczynając od jego mimo wszystko niezależności partyjnej, przeszłości bankstera i doradcy znienawidzonego premiera Donalda Tuska a na nagraniach przy ośmiorniczkach w restauracji “Sowa i przyjaciele”, gdzie drwił z ambicji młodego pokolenia kończąc. Morawiecki nie pasuje do wizerunku premiera “z ludu i dla ludu”, co tak dobrze sprawdzało się w przypadku byłej już premier. Co gorsza, nominacja syna Kornela Morawieckiego totalnie zaburza dotychczasowy burzliwy ale jednak stabilny układ w obozie rządzącym.
Według doniesień z kręgów zbliżonych do kierownictwa PiS, stanowczy sprzeciw wobec tej kandydatury wyraził szef Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro, który zagroził nawet zerwaniem koalicji Zjednoczonej Prawicy. Nie bez przyczyny minister sprawiedliwości i Prokurator Generalny czuje się rozczarowany – to przecież właśnie przeciwko Morawieckiemu zawiązał taktyczny sojusz z Beatą Szydło, dzieląc się z nią miejscami w kluczowych spółkach Skarbu Państwa. Kto wie, czy oprócz udobruchania zawiedzionego zmianą premiera elektoratu to właśnie ta kwestia nie jest powodem zaoferowania Beacie Szydło roli wicepremiera bez teki (niektórzy twierdzą, że wicepremiera “dla beki”). Szydło musiała pozostać w rządzie bo taki warunek postawił Ziobro, który w przyszłych bojach z Morawieckim potrzebuje sojusznika.
Rozczarowany musi być też mityczny zakon PC – czyli Błaszczak, Brudziński, Kamiński czy Kuchciński. Gdyby dziś premierem został, tak jak chcieli, prezes Kaczyński, to oni kontrolowaliby proces sukcesji w PiS, jaki niechybnie musi nastąpić w najbliższych latach. Desygnowanie na premiera pomazańca Morawieckiego całkowicie ten proces zaburza – oto praktycznie znikąd wyrasta im bardzo poważny konkurent do miana lidera obozu po odejściu Kaczyńskiego. A to musi być dla nich policzek. Co ciekawe, według moich informacji, planowana na styczeń pełna rekonstrukcja gabinetu ma być bardzo głęboka – niewykluczone, że członków zakonu przybędzie w gabinecie Morawieckiego. Ktoś przecież musi pilnować nowego premiera, by za bardzo nie odfrunął i za bardzo nie urósł. W ten sposób Kaczyński będzie chciał kupić spokój w swoim obozie i powstrzymać swoich najbliższych współpracowników przed działaniami osłabiającymi nowego premiera. Czy jednak będzie w tym skuteczny? Dziś nie sposób tego przewidzieć. Z rządu mają ponoć wylecieć najbardziej obciążające osoby, na czele z ministrem obrony narodowej Antonim Macierewiczem. W najbliższym otoczeniu prezesa mówi się, że przez dwa lata Kaczyński dawał się pożywać łasym na rządowe profity sępom a przed nowymi wyborami trzeba będzie usunąć ich w cień. Problem w tym, że najwyraźniej zapominał, że będące na co dzień padlinożercami sępy w obliczu dużego głodu mogą stać się agresywnymi drapieżnikami. Oznaczać to może tylko i wyłącznie przyszłe problemy z utrzymaniem obozu w ryzach.
To, że Kaczyński stawia dzisiaj na Morawieckiego ma jeszcze jedno wytłumaczenie. Prezes Kaczyński, choć w geniusz ekonomiczny kandydata na premiera wierzy niemal bezgranicznie, to jednak musi już zdawać sobie sprawę, że czas beztroskiego rozdawania publicznych pieniędzy się kończy a europejska gospodarka już wkrótce bardzo mocno wyhamuje, co niewątpliwie odbije się na kondycji polskiego rynku. Wtedy umiejętność możliwie taniego pożyczania pieniędzy na rynkach światowych będzie bardzo dużym atutem Morawieckiego. Będzie mu też dużo łatwiej tłumaczyć elektoratowi PiS, dlaczego podatki muszą wzrosnąć a wydatki państwa zmaleć. Z bardzo dużą skutecznością mami przecież obywateli od dwóch lat, przekonując o tym, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Polska z kraju w ruinie stała się europejską potęgą gospodarczą. Gdy środki z flagowego programu 500+ zostaną zjedzone przez galopującą inflację, Kaczyński woli nie firmować tego swoją twarzą. Zawsze może wtedy oznajmić, że jego pomazaniec nie zdał egzaminu i poprosić go, by dobrowolnie podał się do dymisji.
Fot. Kancelaria Sejmu / Krzysztof Białoskórski
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU