Po zakupie przez rząd maseczek z lewymi certyfikatami, rykoszetem dostają prywatni przedsiębiorcy. Możemy stracić nawet kilkaset milionów złotych – alarmują przedsiębiorcy, którzy sprowadzają maseczki. Transporty z nimi, które dotąd były bez problemu odprawiane, teraz są zatrzymywane przez urzędy celne. – Ta nadgorliwość to efekt afery z zakupem przez Ministerstwo Zdrowia masek za 5 mln zł – twierdzą – pisze Rzeczpospolita.
Współwłaściciel jednej z firm ze Śląska, która handluje maseczkami, mówi, że zatrzymano mu kontener z milionem masek o wartości 770 tys. zł – To maseczki higieniczne, które można kupić nawet w supermarketach, nie mają służyć zakaźnikom. Wcześniej celnicy nie mieli do nich żadnych zastrzeżeń, teraz domagają się od nas “prawdziwej” certyfikacji – mówi gazecie.
Firma z Wrocławia działająca w branży reklamowej, aby się ratować i utrzymać na rynku zaczęła sprowadzać maseczki – Nie braliśmy żadnej tarczy, chcieliśmy zachować miejsca pracy. Nasz towar jest przetrzymywany(…)To są zwykłe maseczki, każdy może sobie taką uszyć. A od nas żądają certyfikacji na kawałek włókniny. Jedni mogą zarobić miliony, a przed nami stawia się bariery nie do obejścia – stwierdza. To jednorazowe, niemedyczne maski, które są sprzedawane w sieciówkach czy stacjach benzynowych bez żadnych oznaczeń i certyfikatów.
Wczoraj rząd ogłosił luzowanie nakazu związanego z noszeniem maseczek. To będzie się wiązało ze stopniową obniżką cen, ponieważ zapotrzebowanie rynku na ten produkt będzie malało. W ekstremalnej wersji, gdy celnicy będą się uparcie domagali certyfikatów, towar trzeba będzie utylizować. Kowal zawinił, cygana powiesili.
Źródło Rzeczpospolita
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU