Z okazji urodzin Marszałka Józefa Piłsudskiego dziś przed Zgromadzeniem Narodowym wystąpił prezydent Andrzej Duda, który postanowił wygłosić orędzie. Jak zwykle z ust tego prezydenta, padło wiele patetycznych i pustych w swej treści słów, którymi polityk PiS starał się przekonywać, że jest kimś więcej niż partyjnym delegatem do Pałacu Prezydenckiego, stojącym na straży pisowskiego interesu. Istotną częścią orędzia był apel o wspólne obchody 100 lecia polskiej niepodległości i rozpoczęcie procesu jednoczenia się zwaśnionych plemion, jakie tworzą obecnie polski naród.
Nadeszła pora, aby istotą naszego życia publicznego przestało być nieustanne, wyniszczające starcie wrogich plemion. Czas na rzeczową debatę w gronie rodaków. Na rozmowę między depozytariuszami bezcennego dobra, którym jest nasze wspólne, niepodległe państwo. Polska nie jest niczyją własnością. Nawet naszą, naszego pokolenia. Jesteśmy jej wybrańcami, jej sługami i opiekunami. Polska – wiecznie młoda i zniewalająco piękna, groźna i pełna majestatu – to właśnie taka wciąż budzi w nas nowe siły i zdolności, dumę i odwagę, wielkie idee i żywe uczucia. Wzrasta razem z nami. Jest silna naszą siłą, naszymi sukcesami. Opiekę nad tym skarbem przekażemy kiedyś naszym dzieciom i wnukom. Dlatego nie możemy go roztrwonić. Przeciwnie, powinniśmy go pomnażać. Wykonamy to zadanie, jeżeli zostawimy po sobie silniejsze państwo i dojrzalsze, bardziej zjednoczone społeczeństwo. Jeżeli się to nie uda, historia być może nazwie nas pokoleniem straconym – mówił prezydent RP.
Stulecie niepodległości to być może najlepsza w ostatnich latach szansa na odbudowanie poczucia wspólnoty narodowej. Bez tej świadomości nie zdołamy zbudować nowoczesnego, sprawiedliwego, silnego państwa. „Każde królestwo, wewnętrznie skłócone, pustoszeje. I żadne miasto ani dom, wewnętrznie skłócony, nie ostoi się”. Historia świata dostarcza wielu dowodów na słuszność tej ewangelicznej przestrogi. Miejmy świadomość, że patriotą jest każdy, kto nosi w sercu miłość do Ojczyzny i zabiega o jej dobro – bez względu na swoje poglądy, religię czy status społeczny. Apeluję też do klasy politycznej (…) – przekonywał Andrzej Duda.
Zabawne, że orędzie o takiej treści padło z ust głowy państwa akurat dzisiaj, gdy gościem radia TOK FM był dr hab. Maciej Gdula, współautor raportu pt. “Dobra zmiana w Miastku. Neoautorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta” traktującego o tym, czym charakteryzuje się elektorat Prawa i Sprawiedliwości. Zbadał on profil wyborców partii rządzącej w miejscowości, w której PiS zdobyło w ostatnich wyborach ponad 50% poparcia. I to, co wynika z raportu pokazuje, jak bardzo nierealne i życzeniowe są apele Andrzeja Dudy o zakopanie rowów dzielących dziś polskie społeczeństwo. Okazuje się bowiem, że to właśnie podział, rewanżyzm i przekonanie o konieczności wyrównania rachunków wobec tej drugiej, wrogiej części społeczeństwa jest tym, co napędza poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości oraz na czym “dobra zmiana” żeruje i co w pełni świadomie dokarmia realizując swój program.
Jaki jest zatem elektorat Prawa i Sprawiedliwości? Otóż zdaniem doktora Gduli można go podzielić na trzy główne grupy.
Z jednej strony, to ludzie z klasy średniej, którzy są przekonani, że świat jest przeciwko nim, że ktoś im szkodzi, że rzuca im kłody pod nogi. To nie są ludzie bardzo zamożni, to nie prawnicy czy bogaci przedsiębiorcy, ale ci, którzy zarabiają poniżej średniej krajowej. Dla nich PiS jest partią, która może zmienić ich życie. Rozliczyć tych, którzy im szkodzą, także w ramach takich personalnych rozrachunków. W tej grupie uczestnictwo w procesie rozwalania starego świata, w którym czuli się pokrzywdzeni, jest ważniejsze niż własne doświadczenia.
Druga „pisowska tożsamość” to ludzie, którzy mają poczucie moralnej wyższości, przekonani, że należy wprowadzić porządek oparty na rygoryzmie moralnym. Dla nich popieranie PiS-u jest narzędziem wywyższenia – przynosi stratyfikujący efekt. Często to klasa średnia: całkiem nieźle urządzona, ale z deficytem uznania. To kontrabasiści, bez nich nie ma muzyki, ale oni z tyłu robili tylko rytm, a chcieliby mieć solówkę.
A ostatnia grupa to klasa ludowa, ludzie wykonujący pracę fizyczną. Dla nich popieranie PiS to akt przystąpienia do wspólnoty i docenienie władzy, która pamięta o zwykłym człowieku i chce działać na jego rzecz.
To co łączy te trzy grupy to przekonanie, że są świadkami czegoś wielkiego i co więcej, uczestniczą w tym planie. Dzięki Prawu i Sprawiedliwości mają dziś okazję wyrównać rachunki wyimaginowanych krzywd – i za to ją popierają. Choć lider PiS i wielu polityków tej partii jest częścią mitycznych elit, udało się im przekonać swój elektorat, że dziś reprezentują interesy właśnie tych przez elity wykorzystanych.
Tym samym apel Andrzeja Dudy, który wygłosił dziś z mównicy sejmowej jest nierealny od samych fundamentów, gdyż ewentualne spełnienie jego postulatów pozbawiłoby PiS podstawowej siły – właśnie tej niechęci jednych do drugich. Prezydent nie jest także w stanie udawać, że nagle przestał to rozumieć – w końcu do lipca tego roku realizował program Prawa i Sprawiedliwości, wzmacniający podziały obywateli na lepszy i gorszy sort. Dziś jego apele to nic innego jak czcze gadanie osoby, która zaczyna się czuć niepewnie na swoim stanowisku. Osoby bezradnej, która nie chce rozumieć, że do zakopania podziałów nie dojdzie przy pomocy samych słów – potrzeba czynów. A by ich dokonać, po prostu brakuje mu odwagi.
Źródło: TOK FM
fot. Shutterstock/Dziurek
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU