Tragedia w Gdańsku na nowo obudziła debatę o potrzebie ograniczenia języka nienawiści w debacie publicznej w Polsce. Wielu obserwatorów miało nadzieję, że będziemy potrafili wyciągnąć wnioski i politycy zmienią ton. Wśród przeciwników rządu pojawiała się w sieci nawet koncepcja grubej kreski, aby nie rozstrzygać kto zaczął, nie wskazywać winnych, nie rozliczać i potępiać, ale wyciągnąć rękę do zgody. Niestety, jak bardzo naiwnym okazało się to myślenie, pokazuje Jacek Karnowski, który w swoim tekście na łamach “wPolityce.pl” pod tytułem “Celem opozycji jest dziś unieważnienie całej opowieści Prawa i Sprawiedliwości, a szerzej prawicy, o współczesnej Polsce” dał dowód, że odejście od języka pogardy i narodowa zgoda są znacznie trudniejsze do osiągnięcia, niż wielu uważa. Dziennikarz wysunął bowiem kontrowersyjną tezę, która zahacza wręcz o przyzwalanie na kontynuację języka nienawiści.
Twarz świata prorządowych mediów zarzuciła, że w okresie zadumy to rząd zachowuje powagę względem uszanowania tragedii – w przeciwieństwie do opozycji, która chce z morderstwa zrobić paliwo wyborcze:
“Po kilkudziesięciu godzinach od tragedii w Gdańsku debata polityczna wciąż jest mocno wyciszona, choć zdecydowanie bardziej po stronie obozu rządzącego niż po stronie opozycji. W Sejmie Grzegorz Schetyna nie oparł się pokusie, i wygłosił tezę o <<nienawiści dobrze zorganizowanej>>. Czyli de facto oskarżył obóz rządzący o sprawstwo. To pokazuje, w którą stronę żegluje obóz III RP. Tym bardziej, że jak zauważa Marcin Fijołek, w jego szeregach narasta przekonanie, że tragedia w Gdańsku rozstrzygnęła wynik cyklu wyborczego, a przede wszystkim wyborów parlamentarnych”.
Jacek Karnowski opisuje, że rząd jest w pułapce, ponieważ wejście w “licytację pod hasłem <<czyja wina większa>>, albo <<kto zaczął tę wojnę>>, nie może się dla partii rządzącej skończyć dobrze”. Wina takiego stanu rzeczy leży w bliżej nieokreślonych zasobach, które opozycja posiada pod dostatkiem, a PiS wręcz przeciwnie i z tego powodu rządzący konfrontacji mają w tym temacie unikać. Podstawowe przesłanie tekstu nie mówi jednak wcale o pokoju:
Czy jednak da się go unikać bez końca? Cel opozycji jest dziś dobrze widoczny: chodzi o unieważnienie całej opowieści Prawa i Sprawiedliwości, a szerzej prawicy, o współczesnej Polsce. Chodzi o cofnięcie czasu do okresu przed smoleńskiego. O zbudowanie takich mechanizmów – w ramach <<walki z mową nienawiści>> – które uniemożliwiają realny opis i ocenę rzeczywistości. Zarówno w odniesieniu do polityki, jak i życia społecznego (gospodarka, samorządy, wymiar sprawiedliwości).
Puenta jest zaś bardzo mocna, ponieważ redaktor dochodzi do wniosku, że akceptacja postulatu odejścia od mowy nienawiści oznacza koniec rządów Zjednoczonej Prawicy:
“Jeśli PiS zaakceptuje ten postulat, choćby milcząco, choćby w nadziei, że to tylko na jakiś czas, przegra. Nie da się bowiem utrzymać władzy nie prezentując własnej opowieści o Polsce, zarówno w odniesieniu do przeszłości, jak i teraźniejszości czy przyszłości”.
Karnowski ma w jednym elemencie pewną rację. Polityka, czy nam się to podoba, czy nie, jest wiecznym konfliktem. Jednak cywilizacja ludzka jako jedno ze swoich największych osiągnięć może uznać to, że potrafiła nadać międzyludzkiej rywalizacji coraz bardziej restrykcyjne ramy i zasady, przekierowując ją z czystej przemocy do szermierki słownej, z grabieży do rynkowej konkurencji. Z tego powodu polityczny spór nigdy nie ucichnie, jednak od nas zależy, czy będzie prowadzony środkami cywilizowanymi, czy też nie. Tutaj jest sedno sprawy, które w dosyć przewrotny i dla wielu odbiorców kuszący sposób manipuluje Michał Karnowski. Publicysta stara się sprowadzić argumenty oponentów do absurdu, z krytyki pokazywanego w TVP języka pogardy zrobić narrację o nagonce na głoszenie prawdy. Oczywistym jest, że każdego narzędzia można nadużyć, czyli także walka z nienawiścią może zmienić się w polityczną cenzurę “poprawności politycznej”, która stała się fundamentem narracji odrodzenia prawicowego w świecie zachodu. Jednak w ustach Jacka Karnowskiego taka obawa jest najczystszą hipokryzją. Przypadki nierzetelności dziennikarskiej zdarzały się zawsze, ale od 1989 roku nie było sytuacji, aby systemowo dążono do takiego ujednolicenia przekazu medialnego na potrzeby konkretnej formacji politycznej. Obawa redaktora nie jest bowiem strachem o zagranie opozycji -przysłowiowo poniżej pasa.
Zagrożeniem, przed którym ostrzega Karnowski jest to, że przeciwnicy PiS mogliby założyć jego okulary, przyjąć jego optykę i używając jego metod, całkowicie zniszczyć obóz władzy. Cóż innego w 2015 roku zrobiło PiS, jak nie zanegowało wizję Polski prezentowaną przez PO za pomocą przekłamanej narracji o Polsce w ruinie? Kluczowe w mojej opinii są słowa Jacka Karnowskiego, że “Nie da się bowiem utrzymać władzy nie prezentując własnej opowieści o Polsce, zarówno w odniesieniu do przeszłości, jak i teraźniejszości czy przyszłości”. Dziennikarz daje tutaj jasno do zrozumienia, że bez twardej narracji o przeszłości (układzie III RP, postkomunie, UBekach) i teraźniejszości (gorszym sorcie, jedzących kanapki z kawiorem lekarzach, reprezentujących interesy Niemiec nieprawdziwych Polakach) nie da się utrzymać obecnej władzy. Ta ostatnia, w przypadku odrzucenia omawianego paliwa, najwyraźniej w oczach nawet najtwardszych apologetów musi się rozsypać jak domek z kart. I tutaj trzeba przyznać Karnowskiemu pełną rację. PiS w swojej retoryce dawno przekroczył Rubikon i dziś nie ma dla niego opcji powrotu do przeszłości. To twarda propaganda mieszająca z błotem każdego, kto się sprzeciwia oraz całkowite odcięcie milionów od dopływu niezależnych od rządu informacji stało się jednym z fundamentów zdolności przetrwania kryzysów przez rządzących. W sytuacji nieustannie gnębionego aferami rządu zniknięcie jego arcywroga – układu III RP, oznaczałoby, że ludzie szybko zorientowaliby się, że “król jest nagi”. Brak strachu przed “powrotem PO do władzy” oznacza bowiem brak litości dla korupcji, nagród, olbrzymich wynagrodzeń dla Misiewiczów i niekompetencji na niebotyczną skalę. Dziś wśród wyborców prawicy przymyka się na to wszystko oko – na zasadzie wyboru mniejszego zła.
Przewrotność tekstu Karnowskiego leży tutaj w zdolności ubrania rzeczy etycznie wątpliwych w bardzo wyważone i kuszące słowa. Dziennikarz konkluduje, że to oponenci szukają nieustannie dróg do ataku na rząd, a nie machina propagandowa władzy. Odpowiedzią PiS może być zaś “tylko jedno: trzeba mówić swoim głosem, jasno i wyraźnie, spokojnie ale atrakcyjnie. Trzeba zaproponować sprawy i tematy, które przynajmniej zrównoważą agendę drugiej strony. Bez tego nie uda się wyjść z defensywy”. Innymi słowy, zero autorefleksji. Polacy, nic się nie stało, nie mamy za co posypać głowy popiołem. Nie musimy zrobić kroku wstecz. Pod maską zadumy po tragedii kryje się brutalny przekaz, że w polskiej polityce nic się nie zmieni, ponieważ nie jest to na rękę tym, którzy najwięcej korzyści z niej dziś osiągają.
Źródło: wpolityce.pl
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU