Strategia wstawania z kolan, której elementem miała być repolonizacja kluczowych obszarów gospodarki poprzez wykup zagranicznych firm, albo ratowanie upadłych spółek okazuje się nieść kompromitację za kompromitacją.
Rządzący okazali się bowiem pozbawieni cierpliwości i zdrowego rozsądku do tego stopnia, że postanowili realizować swoje pięknie wyglądające na papierze cele za wszelką cenę. Najnowsze doniesienia portalu wp.pl dowodzą bezspornie, że w rządzie uważa się, że zasoby budżetu są niewyczerpane, a co za tym idzie można wydawać setki milionów tylko po to, aby uzyskać ładnie wyglądające zdjęcia z konferencji prasowej. Ministerstwo Obrony Narodowej i kontrolowana przez państwo Polska Grupa Zbrojeniowa postanowili bowiem wykupić Stocznię Marynarki Wojennej w Gdyni. Już raz ten plan wywołał kontrowersje, kiedy to okazało się, że siedziba firmy ma się znaleźć w Radomiu. Tym razem sprawa jest o wiele bardziej poważna. Politycy postanowili bowiem kupić spółkę wycenioną na 5,7 mln za aż 224 mln złotych. Oznacza to, że decydenci byli tak zdesperowani medialnego sukcesu, że są gotowi zapłacić 40-krotną realną wartość przedsiębiorstwa.
Sprawa jest skandaliczna. Stocznia Marynarki Wojennej jest bowiem od 6 lat w stanie likwidacji, a jej stan finansowy jest tragiczny. Zgodnie z wyceną z 2015 roku stocznia posiadała wówczas majątek trwały warty 37 mln zł, jednak po uwzględnieniu zadłużenia wartość aktywów spółki spadała do minus 212 milionów. Z tego powodu akcje przedsiębiorstwa oszacowano na ledwie 5,79 mln zł. Ministerstwo miało do dyspozycji drogę prawną, aby przejąć je za powyższą cenę, czyli z pozbyciem się obciążenia długami. Wystarczyło akcje Stoczni Marynarki Wojennej wnieść jako wkład niepieniężny do Polskiej Grupy Zbrojeniowej (PGZ), za które zapłaconoby akcjami w podwyższonym kapitale PGZ. Byłby to jednak proces czasochłonny, a władzy nie chciało się czekać, dlatego postanowiono o rozwiązaniu siłowym, czyli zasypaniu problemu górą gotówki z kieszeni podatnika.
Niestety to nie koniec problemu. Sama sensowność koncepcji przejęcia Stoczni Marynarki Wojennej jest sprawą dyskusyjną. Firma do budowy nowoczesnych jednostek potrzebuje transferu technologii, a tego może udzielić jej tylko współpraca zagraniczna, z której jedyna możliwość na horyzoncie na dziś to przemysł niemiecki, z którym wielu politykom PiS jest nie po drodze. Niestety nawet po restrukturyzacji firma może nie mieć łatwego życia. Stocznia jest bowiem za mała, aby konkurować na rynkach zagranicznych, które są po prostu trudne do pozyskania. Z tego powodu jest zależna od zamówień krajowych, a tych w ostatnich latach brakowało. Ministerstwo zapowiada wprawdzie potężne kontrakty takie jak 10 mld zł na nowe okręty podwodne, ale ich realność jest wątpliwa. Warto przypomnieć, że podobną ekscytację wywoływał projekt korwet typu Gawron, na które kontrakt podpisano w 2001 roku. Wówczas miało powstać 7 okrętów, z których pierwszy po czterech latach. Skończyło się na jednym… po 14 latach. Do tego niefunkcjonalnym okrętem, w który włożono olbrzymie środki. Przyczyną były ciągłe zmiany koncepcji resortu i cofanie środków na finansowanie projektu. Lekcja z Gawrona powinna dać do myślenia, ile warta jest megalomania planów MON. Resort pragnie wydać 30 mld, czyli roczny budżet na same “Patrioty” i inne komponenty chroniącego polskie niebo systemu “Wisła”, a lekką ręką rzuca kolejne wielomiliardowe obietnice. Niestety trudno jednoznacznie odpowiedzieć nawet na pytanie czy powinniśmy w ogóle kibicować, aby te deklaracje zostały zrealizowane. Marynarka Wojenna w ramach naszych sił zbrojnych w warunkach konfliktu miałaby bowiem marginalne znaczenie, podobnie jak relatywnie wysoce dotowana przed II Wojną Światową flota II RP okazała się zupełnie bezużyteczna. Równocześnie budowa i utrzymanie okrętów jest niesamowicie kosztowna, a Morze Bałtyckie stawia okręty w stanie nieustannego zagrożenia atakiem i zniszczeniem z powietrza. Poddaje to w wątpliwość, czy planiści MON dysponując ograniczonym budżetem posiadają zdolność postawienia sobie jasnych priorytetów dla sił zbrojnych. Nie da się ukryć, że Polski na posiadanie potężnej armii, lotnictwa i jeszcze floty po prostu nie stać, a rozpraszanie środków na wszystkie wyżej wymienione kierunki może skończyć się tym, że żaden z nich nie będzie w pełni zmodernizowany.
Niestety po raz kolejny zwycięży typowe myślenie defiladowe w naszym kraju. Każdy chce pochwalić się “sukcesem”, wszyscy myślą w kategoriach tego, co lepiej brzmi na konferencji prasowej niż co zwiększy bezpieczeństwo kraju. Wszystko wskazuje na to, że środowiska, które najbardziej bronią pamięci historycznej równocześnie nie potrafią wyciągnąć z niej jakichkolwiek wniosków.
Źródło: WP
fot. flickr/KPRM
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU