Wicepremier Piotr Gliński, pod nadzorem którego działa Polska Fundacja Narodowa, postanowił stanąć w obronie flagowego projektu organizacji, który wywołał medialną burzę w ostatnich dniach. Mowa oczywiście o rejsie jachtem regatowym z okazji 100 rocznicy odzyskania niepodległości, który będzie realizowany za niebagatelną kwotę 20 mln zł. Polityk przyjął starą zasadę “ani kroku wstecz”, w ramach której nie można przyznać się do błędu nawet wtedy, kiedy ewidentnie nie ma się racji.
Piotr Gliński próbował usilnie ignorować najbardziej oburzający wątek całej sprawy, czyli nieproporcjonalność kosztów do założonych efektów projektu fundacji, która zrealizuje go ze środków, jakie otrzymuje od spółek skarbu państwa. Zamiast tego dla wicepremiera najważniejszym źródłem hejtu jest fakt, że jacht będzie pochodził z Francji. Z tego powodu polityk porównał misję PFN do…Kamila Stocha. Gliński przyrównuje PR-ową akcję fundacji do sportu zawodowego, sugerując, że bazowanie na zagranicznym sprzęcie to podstawa, ponieważ Polska nie produkuje w porównywalnym standardzie.
“Żeby wygrywać w najważniejszych regatach, takich jak Sydney-Hobart, trzeba mieć najlepsze łodzie, w Polsce jeszcze nie produkowane. Kamil Stoch także lata na zagranicznych nartach, nie mówiąc już o sprzęcie Hołowczyca, Kubicy, o rowerach kolarzy. Wszyscy korzystając ze sprzętu produkowanego poza Polską (chyba z wyjątkiem kajakarzy). Dlaczego nikt nie hejtuje tych sportowców?”
Arogancja wicepremiera jest daleko posunięta. Porównywanie półprywatnego projektu do reprezentacji narodowej zakrawa na poważną przesadę. Nikt w Polsce nie neguje wspierania sportu, ale PFN ma promować dobre imię Polski, a nie żeglarstwo. Tymczasem za gigantyczne jak na organizację pozarządową pieniądze robi się akcję, która w porównaniu do skali budżetu przyniesie mizerne rezultaty. Dla porównania za 20 mln zł organizacja mogłaby zatrudnić specjalistów i podjąć się realnej pracy wizerunkowej.
Polityk apeluje o nieuczestniczenie w “polskim piekle”, co jednak sprowadzać się ma do ignorowania oczywistych wad założeń projektu PFN:
“Prosiłbym o nieuczestniczenie w „polskim piekle”. Biorę odpowiedzialność za ten projekt o charakterze patriotycznym, wychowawczym. Jest on skierowany do młodzieży, jest także medialny (to już się stało :)), i miał mieć charakter wydarzenia ponad podziałami. A tymczasem zjednoczył hejterów. A mimo to, zrobimy to. Dla Polski”.
Szczególnie bolesna jest jednak pogarda wobec krajowego przemysłu ze strony polityka partii szczycącej się propolskością. Spośród wszystkich branży Gliński postanowił bowiem zdyskredytować jedną z niewielu, gdzie jesteśmy światowym potentatem. W Polsce działa bowiem prawdziwe zagłębie jachtowe. Mamy prawie tysiąc firm działających w tej branży, a produkcja sięga aż 22 000 jachtów rocznie. W kategorii łodzi do 10 m długości zajmujemy drugie po USA miejsce na świecie. Smutne jest, kiedy polscy przedsiębiorcy produkujący jachty nie mogą liczyć na uznanie władz swojego kraju, które uważają, że nie potrafią zbudować łodzi nadającej się na międzynarodowe regaty.
Tymczasem jak donosi “Gazeta Wyborcza” fundacja nie skorzystała z oferty Romana Paszke, kapitana zbudowanego i wymyślonego w Polsce katamaranu „Gemini” z czerwca 2017 roku. Dzięki wyborowi polskiej oferty PFN mogła zaoszczędzić kilka milionów, a przy okazji promowania Polski promować rozwiąż polski przemysł jachtowy. To ostatnie zadanie w ramach tak skrojonego projektu byłoby bowiem najbardziej logicznym i osiągalnym celem. Tymczasem politycy wybrali inaczej.
Źródło: wpolityce.pl
fot. flickr/KPRM
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU