Nie cichną brawa po kongresowym wystąpieniu wicepremiera, ministra rozwoju i finansów, Mateusza Morawieckiego, którego namaszczenie na następcę prezesa PiS było widoczne gołym okiem. Piękne frazesy, piękna wizja bogatszej i dostatniej Polski, państwa dzielącego się owocami swojego wzrostu z Kowalskim i Nowakiem. Będzie stabilny i robiący wrażenie wzrost gospodarczy, a Polska stanie się tygrysem gospodarczym Europy. Zaskakująco mało zostało w Morawieckim z ekonomisty – bez reszty poświęcił się polityce i populizmowi. I w sumie nic dziwnego, że teraz łatwo mu krytykować krwiożerczy kapitalizm – w końcu jako szef jednego z największych polskich banków odpowiednio zabezpieczył swoje finansowe interesy.
Kiedy jednak weekend się skończył, powróciła szara rzeczywistość, a w niej wysokość planowanych na 2018 rok składek na ZUS. I choć pan wicepremier mówił na kongresie, że sukces udało się osiągnąć bez podnoszenia podatków, to stawki nie pozostały bez zmian. Osoby, które prowadzą działalność gospodarczą, zapłacą składki o 4,2% wyższe niż w 2017 roku. Tym samym, comiesięczna danina do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych przekroczy 1200 zł.
Choć do niedawna mówiło się, że rząd wprowadzi zmiany w oskładkowaniu najmniejszych firm, odchodząc od ryczałtowej kwoty na rzecz obciążenia procentowego w zależności od uzyskanego zysku, to dziś już wiemy, że będzie to miało miejsce nie wcześniej niż w styczniu 2019 roku. W związku z powyższym, wysokość składki zostanie obliczona “po staremu”, czyli będzie zależna od wysokości prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego, które określono w założeniach do budżetu na 2018 rok. Matematyka jest nieubłagana – podstawa wymiaru składki w wysokości 60% od wyższej kwoty wynagrodzenia musi się skończyć wyższą kwotą samej składki. A że w Ministerstwie Finansów prognozują znaczny wzrost przeciętnego wynagrodzenia – bo aż do 4443 zł, to i składka wzrosnąć musi istotnie.
Powyższe dane nie zawierają informacji na temat wysokości składki zdrowotnej, która kalkulowana jest odrębnie, według innego wskaźnika, na który poczekać musimy aż do stycznia 2018 r. Gdyby jednak przyjąć, że wzrost będzie analogiczny jak w poprzednich latach, to zsumowana, miesięczna składka do ZUS za 2018 rok może wynieść aż 1220 zł. Mówi się co prawda o tym, że Ministerstwo Zdrowia chce w ogóle zlikwidować składkę zdrowotną i to właśnie od przyszłego roku. Problem w tym, że do soboty mówiło też, że planuje jak najszybciej zlikwidować NFZ – a tymczasem prezes Kaczyński podczas kongresu wybił ten pomysł ministrowi Radziwiłłowi z głowy. Biorąc pod uwagę potrzeby budżetowe, pomysł likwidacji składki zdrowotnej ministrowi zdrowia wybić może wicepremier Morawiecki. W końcu jest już prawie prezesem PiS.
Fot. P. Tracz / KPRM
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU