Wiosna Roberta Biedronia przestała istnieć natychmiast po majowych wyborach. Dla rzeszy sympatyków lidera tego środowiska stało się jasne, że „ten tramwaj dalej nie pojedzie” i zaczęli niemal szturmować lokalne przedstawicielstwa Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Sam Biedroń też stracił zapał do żmudnej roboty w terenie, gdy jako eurodeputowany miał pięcioletnią gwarancję zarabiania po 50-60 tysięcy złotych miesięcznie.
Równolegle z rozpadem Wiosny nasilały się doniesienia o nieprawidłowościach w łonie tego środowiska – w tym również o nieprawidłowościach finansowych, ale nie tylko, ponieważ również o zachowaniach mających charakter mobbingu. Tajemnicą poliszynela jest, że ważnym elementem dealu Roberta Biedronia z szefem SLD Włodzimierzem Czarzastym wyłączającym Biedronia z krajowej polityki partyjnej była deklaracja pomocy w pozamiataniu brudów Wiosny.
Dla Biedronia i już wtedy garstki jego ludzi jasne było bowiem, że dalsze istnienie Wiosny nie ma sensu, ponieważ finansowe nieprawidłowości są tak wielkie, iż Państwowa Komisja Wyborcza zakwestionuje sprawozdanie, a zatem nawet po przekroczeniu progu w wyborach do Sejmu, Wiosna nie otrzyma subwencji z budżetu państwa.
Historia politycznego upadku Roberta Biedronia powinna być lekcją dla nas wszystkich. Zanim jakiś projekt polityczny przyjmiemy z optymizmem i ogłosimy go gwoździem do trumny formacji istniejących od lat, sprawdźmy, czy to wszystko ma realne podstawy oraz czy obiekt naszych zachwytów działa zgodnie z obowiązującymi regulacjami prawnymi.
Źródło: „Gazeta Wyborcza”
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU