Nie macie pojęcia, jak bardzo szkodzą swoim partiom ludzie, którzy deklarują się jako ich zwolennicy, a w relacjach ze zwolennikami innych środowisk przekraczają granice kultury, dobrego smaku i tego, co dopuszczalne przy różnicy zdań. Sam kiedyś taki byłem. Wstydzę się tego i jest mi głupio, ale zawsze staram się być uczciwy, a więc nie ma sensu, abym udawał, że zawsze byłem tak poukładany i wyważony jak dziś.
Z tego się wyrasta. Przychodzi dzień, w którym człowiek uświadamia sobie, że wiedziałby o życiu więcej i miałby w telefonie więcej numerów, gdyby na pierwszym miejscu nie stawiał chęci udowodnienia swojej racji, nie zapragnął werbalnie dominować nad drugą jednostką. Życie nauczyło mnie, że czasem lepiej odpuścić, bo szarpanina do upadłego przyniesie więcej szkody niż pożytku.
Piszę o tym, ponieważ Włodzimierz Czarzasty, Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz skarżą się na werbalną agresję ludzi podających się za zwolenników Rafała Trzaskowskiego. Oskarżają oni tych trzech panów, że oni sami oraz ich środowiska zrobiły za mało, aby kandydat Platformy Obywatelskiej wygrał II turę wyborów prezydenckich.
Nawet, jeśli faktycznie mogli zrobić więcej, a po prostu nie chcieli, to – jakkolwiek skutki tego dla naszego kraju są opłakane – mieli do tego prawo, ponieważ nigdzie nie jest napisane, że dla jakiegokolwiek dobra wyższego czy dobra osób trzecich, mają obowiązek przekroczyć samych siebie. Agresja wobec nich jest nieuzasadniona, niemądra i szkodliwa. Niezależnie od tego czy inne środowiska opozycyjne zrobiły wszystko, co mogły, aby Trzaskowskiemu pomóc (pewnie nie, a nawet na pewno nie), to i tak na końcu, w dniu wyborów każdy sam decyduje czy głosuje i na kogo.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU