Zawsze przykro jest patrzeć na łzy wdowy, która straciła męża. Jeszcze bardziej przejmujący jest widok kobiety, która przez lata nie miała pewności, czy w trumnie jej męża rzeczywiście znajdują się jego zwłoki. Nie sposób dziwić się oburzeniu wdowy po gen. Kwiatkowskim, który zginął w katastrofie smoleńskiej w 2010 roku, gdy, jak donosi dzisiejszy Fakt, okazało się, że w trumnie jej męża znajdowały się szczątki jeszcze 7 innych ofiar tej wielkiej tragedii.
Rodzina generała ma prawo do żalu i szukania winnych tego zaniedbania. Trudno nie przyznać, że może być to żal uzasadniony. Na marginesie warto jednak podkreślić, że dziś obserwując te obrazki widać jak na dłoni, jaki był cel prokuratora Pasionka i jego politycznych zleceniodawców, by w listopadzie zeszłego roku podjąć decyzję o ponownym ekshumowaniu wszystkich 96 ofiar katastrofy.
Zaraz po ogłoszeniu tej decyzji pisałem na łamach portalu, że tego bólu rodzinom można było zaoszczędzić, tym bardziej że podstawy prawne do przeprowadzenia ponownych sekcji zwłok były baaardzo naciągane. Podejrzenie przestępnego spowodowania śmierci może być uzasadnieniem tylko wtedy, gdy całkowicie i z premedytacją zignoruje się znajdujące się w aktach smoleńskiego śledztwa opinie biegłych, wyniki eksperymentów procesowych czy zeznania świadków. W Smoleńsku nie było przestępstwa, a jedynie klasyczny przypadek katastrofy lotniczej typu CFIT (Controlled Flight Into Terrain). Mimo, iż PiS zrobił naprawdę wiele, by znaleźć dowody na zamach w Smoleńsku, to wciąż bardziej prawdopodobne jest spotkanie Yeti w Tatrach niż jego udowodnienie. Zauważcie, że szokujące wyniki ekshumacji rozgrzewają gorące emocje, negatywnie nastawione wobec władzy Platformy Obywatelskiej, ale i jednocześnie odwracają uwagę od kluczowego faktu. Choć przeprowadzono już ponad 20 ekshumacji, to poza oczywiście oburzającymi odkryciami szczątków innych osób w niektórych z trumien czy błędnego opisania trumien skutkujących pochowaniem w grobach niewłaściwych szczątków, to dotychczas przeprowadzone sekcje zwłok nie potwierdziły lansowanej i tak bardzo oczekiwanej tezy o wybuchu czy śmierci z przyczyn innych niż charakterystyczne dla ofiar wypadku komunikacyjnego.
W listopadowym artykule pisałem, że w niepokornych redakcjach sam fakt przeprowadzania ekshumacji będzie wystarczający, by wypuścić pogłoskę, że znaleziono ślady materiałów wybuchowych. Dziś okazuje się, że choć nieraz przekraczali dopuszczalne granice manipulacji, na takie kroki się nie zdecydowali. Dzieje się tak, bo jak to się mówi w sieci, zamach w smoleńsku “już nie grzeje”. Odsetek wyznawców religii smoleńskiej sukcesywnie maleje, podobnie jak wiara w zamach z inspiracji Tuska i Putina. A gdy nie działa plan A, należy wdrożyć w życie plan B, czyli epatowanie cierpieniem wdów i szczegółami odkryć lekarzy czy biegłych. Bo choć nie pomoże to wyjaśnić przyczyn katastrofy, to przynajmniej podtrzyma tak korzystny dla PiS nastrój oburzenia.
I choć Jacek Sasin w wywiadzie w RMF FM zaraz po katastrofie smoleńskiej podkreślał, że rodziny były przy chowaniu ciał do trumien, a sam ten proces odbył się z poszanowaniem ciał ofiar, to teraz jest pierwszym z bulterierów prezesa PiS, który ból wdowy po gen. Kwiatkowskim postanowił wykorzystać do politycznego ataku na ówczesną minister zdrowia, byłą premier Ewę Kopacz. Taniec na smoleńskich trumnach to jedyne co PiS-owi zostało. I niestety będą to robić nadal.
fot. flickr/ KPRM
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU