Swoboda z jaką dr Wacław Berczyński kompromituje się poprzez swoje wypowiedzi w mediach sprawia, że zasadne staje się pytanie, gdzie Antoni Macierewicz wynajduje takich ludzi? Do niedawna całkowicie anonimowy, obecnie główny śledczy w państwowym badaniu katastrofy w Smoleńsku, nie tylko sprawia wrażenie mitomana, o życiorysie naciąganym w zależności od potrzeb, członek PZPR od 1968 r. do niemal końca tej partii, ujawnił ostatnio w szczerym wywiadzie z Magdaleną Rigamonti, że to on stoi za wykończeniem Caracali, których zakup, jego zdaniem, był wielkim przekrętem. Kompletnie bezwiednie ujawnia swoją rolę w postępowaniu przetargowym, wskazując, że przekonał Antoniego Macierewicza do zerwania kontraktu z francuskim Airbusem, z powodów kompletnie oderwanych od tych oficjalnych. Ministerstwo Obrony Narodowej oczywiście zaprzeczyło rewelacjom Berczyńskiego, jednak mleko się rozlało. Informacja poszła w świat, opozycja z pewnością nie pozwoli jej zbyt szybko ucichnąć, a tymczasem w siedzibie Airbusa z pewnością aż podskoczyli z radości.
Nie jest bowiem tajemnicą, że francuski koncern będzie domagać się gigantycznego odszkodowania za niesłuszne, ich zdaniem, zerwanie wygranego przez nich przetargu na śmigłowce wielozadaniowe. Wypowiedź Berczyńskiego, który nie ukrywa przecież swojego wieloletniego zatrudnienia w koncernie Boeing, będącego bezpośrednim konkurentem w przetargu na śmigłowce, rzuca na kwestię jego rozstrzygnięcia zupełnie nowe światło. Jeśli Wacław Berczyński już w kwietniu 2015 roku nielegalnie lobbował u przyszłego szefa MON za odrzuceniem oferty Airbusa ze względów niemerytorycznych i w niejasnym, nie do końca transparentnym trybie, to ujawnienie takiej aktywności może być dla Francuzów bezcenne.
Niezależnie od tego czy władze francuskiego koncernu zdecydują się na pozew przeciwko Skarbowi Państwa, w trybie art. 72 § 2 k.c, czy wybiorą sąd arbitrażowy, szanse na wyciągnięcie miliardów złotych odszkodowania z budżetu polskiego państwa właśnie bardzo mocno wzrosły. A jeśli chodzi o pana Berczyńskiego, to Antoni Macierewicz ma nie lada problem. Może być bowiem teraz zmuszony do wykazania, że szef podkomisji smoleńskiej to mitoman, który nie do końca wie o czym mówi a jego słowa o tym, że był pełnomocnikiem ministra do spraw śmigłowców były tylko jego urojeniem. Wówczas bardzo poważnie trzeba zadać pytanie, czy udowadniając wybuch na pokładzie prezydenckiego Tu-154M, również nie stał się ofiarą własnych urojeń.
Kto wie, może także w jego przypadku, podobnie jak w przypadku Bartłomieja Misiewicza, będzie potrzebna partyjna speckomisja, która jednoznacznie stwierdzi, że pan dr Wacław Berczyński nie ma i nigdy nie miał niezbędnych kompetencji do pełnienia funkcji, które pełnił. Pytanie, dlaczego partia rządząca tak często musi odkrywać rzeczy oczywiste.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU