Wczorajsze orędzie Beaty Szydło na tle ostatnich poczynań rządu jest przykładem starannie przygotowanego produktu PR-owego, który ma pozwolić zatrzeć niesmak powstały po niedawnych klęskach premier na europejskich salonach i przygotować społeczeństwo na kolejny ostry spór wokół zaprezentowanej “Deklaracji Warszawskiej” podczas zbliżającego się szczytu. Widać wyraźnie, że Prawo i Sprawiedliwość zdało sobie sprawę, że przesadzenie z jednostronnym atakiem na Unię Europejską w najbardziej euroentuzjastycznym kraju Europy może w sporej części elektoratu partii władzy wywołać przesilenie. Premier zaprezentowała zatem bardziej zrównoważony, ale sprzeczny w sobie przekaz, tak aby każdy mógł znaleźć w nim coś dla siebie, a PiS występował w roli wybawcy, a nie agresora. Nastawiona prounijnie większość została uspokojona, że wspólnota jest ważna i potrzebna, a problemem jest tylko błędny bieżący kurs wspólnoty. Równocześnie zarówno przeciwnicy imigrantów jak i zwolennicy teorii o niemieckim dyktacie dostali także coś dla siebie. Beata Szydło oceniła, że wspólnota zaczęła zajmować się problemami, które sama wykreowała, albo które nie mają istotnego znaczenia, bo w “zwrotnych” dla przyszłości wspólnoty sprawach jak “Brexit” czy kryzys migracyjny, UE reaguje opieszale. Cała retoryka orędzia prezentowała zasadę bycia za, a nawet przeciw integracji Europejskiej. Prawdziwą hipokryzję premier zobaczymy jednak kiedy odrzemy przemówienie z PR-owego pustosłowia i skupimy się na zaprezentowanych faktach.
Centralną częścią wystąpienia było ogłoszenie “Deklaracji Warszawskiej”, dokumentu zakładającego kierunki reformy Unii Europejskiej przygotowanego przez kraje Grupy Wyszehradzkiej. Premier wskazała jej cztery postulaty:
- potwierdzenie niepodzielności Wspólnoty;
- integralności wspólnego rynku i zasad ekonomicznych;
- budowania bezpieczeństwa Europy w oparciu o struktury NATO;
- wzmocnienia roli parlamentów narodowych.
Na pierwszy rzut oka widać już, że propozycja Polski nie jest ani niczym odkrywczym, ani niestety w jakikolwiek sposób przystającym do potrzeb kontynentu.
Beata Szydło w pięknych słowach opisywała pułapkę obecnej polityki unijnej, która odeszła od wartości, na których zbudowano wspólnotę. Krytykowała ignorowanie narodowych różnic, skupianie się na nieistotnych problemach czy, jak wspominałem, na kreowaniu nowych, ostrzegając jednocześnie przed Europą kilku prędkości. Można nawet powiedzieć, że większość diagnoz zawartych w przemówieniu jest prawdziwa, co jest kluczem do tak dużego poparcia tej retoryki przez Polaków, jednak problem kryje się w rozwiązaniach.
PiS starannie chowa się za fasadą troski o przyszłość wspólnoty, nie proponując czegokolwiek, co by istotnie którykolwiek z problemów rozwiązało. Jest wręcz przeciwnie, Beata Szydło zamierza dołożyć starań, które czarne scenariusze dla Unii mogą tylko przyspieszyć.
Europa potrzebuje większej zdolności podejmowania decyzji oraz ograniczenia destrukcyjnego konkurowania ze sobą sprzecznych interesów krajów członkowskich. Kluczowym problemem jest wbrew opinii premier gospodarka, która w Europie stoi w miejscu, a bezrobocie młodych osiąga historyczne rekordy.
Postulaty zawarte w Deklaracji Warszawskiej są manifestem potrzeb naszej części kontynentu, ale niczym więcej. Beata Szydło mówiąc o niepodzielności, bez podania realnej propozycji reformy sposobu podejmowania decyzji, stara się utrzymać obecne status quo, które sama skrytykowała, że doprowadził do paraliżu decyzyjnego i skupianiu uwagi na sprawach nieistotnych. Budowanie bezpieczeństwa w ramach NATO jest natomiast przykładem pójścia drogą w kontrze do wzmacniania europejskiej podmiotowości, której największą słabością jest nieudolność sił zbrojnych na starym kontynencie i brak ich współpracy w naszym, europejskim interesie. Jest to sprawa szczególnie ważna, kiedy nie wiadomo jakie będą priorytety bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. Powrót do większej roli parlamentów narodowych, przy przeroście biurokracji w Brukseli, mógłby być nawet rozsądnym rozwiązaniem, tylko Prawo i Sprawiedliwość zdążyło udowodnić, że w zabijaniu innowacyjności i narzucaniu nowych barier oraz regulacji potrafi przebić każdego urzędnika unijnego, stąd trudno oczekiwać, że cokolwiek z tego kroku wyniknie.
Kolejny postulat jest już osobliwością, bowiem wspólny rynek nie jest wewnątrz Unii kwestionowany, chyba że PiS zamierza umierać za pozostanie Wielkiej Brytanii w jego ramach. Co więcej, jedną z innych “zasad ekonomicznych” jest swoboda przepływu kapitału, a jeśli ktoś w Europie ma pretensje o zagraniczne inwestycje, to jest to właśnie PiS ze swoją manią repolonizacji.
Przy takim podejściu, które wyklucza próbę spojrzenia na Unię z perspektywy całego kontynentu, a nie pojedynczego kraju, nie jest możliwe uzyskanie konsensusu dla propozycji Beaty Szydło. Powód jest dość oczywisty, a jest nim brak wspólnego interesu ze strony naszych partnerów z zachodu kontynentu, którzy widzą centrum problemów wspólnoty gdzie indziej, a co PiS usilnie stara się ignorować. W powyższy sposób Beata Szydło jedzie na jubileuszowy szczyt jako jedna z krytykowanych przez nią “grup dominacji”, aby rozgrywać swoje “partykularne interesy”. Niestety wydaje się, że politycy PiS rozumieją ten fakt, ale pod przykrywką szukania porozumienia chcą wszcząć kolejna europejską awanturę. Sugestia premier o gotowości do niepodpisania Deklaracji Rzymskiej w przypadku nieuwzględnienia naszych postulatów dobitnie o tym świadczy.
fot. P.Tracz/flickr
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU