Jarosław Kaczyński wczoraj wziął udział w pikniku rodzinnym w miejscowości Kuczki-Kolonia w gminie Gózd. Po spotkaniu z ważnym przedstawicielem niemieckiej CDU, na którym prawdopodobnie omawiano zaplanowane na wtorek głosowanie nad kandydaturą Ursuli von der Leyen, prezes zawitał na imprezę cały w skowronkach. Słowa o pojednaniu z opozycją dla dobra Polski mogły wywołać konsternację wśród bardziej krewkich działaczy partyjnych – “Chcemy szybko się rozwijać, ale to wymaga społecznej zgody, to wymaga zakończenia tej wojny, która się toczy w Polsce” – mówił lider Prawa i Sprawiedliwości.
Koniec języka nienawiści?
“Zdradzieckie mordy“, “gorszy sort“, “element animalny“, “komuniści i złodzieje“, “gestapo“, “targowica“, to tylko próbka rozsiewanej przez prezesa PiS nienawiści, nie wspominając o jadowitych wypowiedziach innych polityków Zjednoczonej Prawicy. Premier Mateusz Morawiecki skazany w trybie wyborczym za kłamstwa na temat opozycji, telewizja publiczna zionąca niesamowitą agresją i prorządowe gazety szczujące na władze Gdańska, dopełniają karykaturalny kontekst słów jakie padły na pikniku.
Dobrym gestem na początek byłoby wycofanie się ze specustawy, na mocy której Westerplatte zostanie siłowo odebrane Gdańskowi. Tak wiem, rozmarzyłem się, bo z pewnością tej kwestii zaproponowane porozumienie nie dotyczy. To może przeproszenie za reformę edukacji, doprowadzającą do ogromnego stresu rodziców i ich dzieci? To pewnie też nie jest w planach. Może uderzenie się w piersi za ślamazarne śledztwo w sprawie wieszania portretów polityków Platformy na szubienicach? No nie wiem. Kłamstwo smoleńskie? To mitologia, która jest nie do ruszenia. A wyprowadzenie w pole lekarzy rezydentów i osób niepełnosprawnych? Odpada. Można tak wymieniać bez końca sprawy, za które obóz rządzący powinien głośno powiedzieć “przepraszam”, ale nic z tego, bo takie słowo jest dla nich ciałem obcym.
Co w takim razie sprawiło, że Jarosław Kaczyński nagle chce się godzić, chociaż wie, że żaden pozytywny gest nie wchodzi w rachubę? To kampania wyborcza. W eurokampanii politycy PiS ubiegający się o brukselskie mandaty, stali się największymi euroentuzjastami jakich polska ziemia wydała na świat. Co się potem wydarzyło wszyscy wiemy – siedzenie w trakcie hymnu Unii Europejskiej czy chowanie w europarlamencie unijnej flagi przez Beatę Szydło. Trzy miesiące kampanii wyborczej było na pokaz i obliczone na zatarcie fatalnego wizerunku, jaki towarzyszy Zjednoczonej Prawicy w Europie.
Ostatnie wybory Kaczyńskiego
Wczoraj Jarosław Kaczyński ubrał się w ornat i na mszę dzwoni, tradycyjnie przed każdymi wyborami. Przeobrażenie się w niewinnego aniołka oraz ojca zgody i konsensusu – który bez żadnych skrupułów negocjował budowę dwóch wież – jest stare jak dowcipy o Wąchocku. To początek wielkiej mistyfikacji, ale także zapowiedz tego, że to prezes będzie frontmanem wyborczym. To prawdopodobnie jego ostatnia kampania wyborcza – “Wierzę, że za cztery lata ktoś, kto będzie stał w tym miejscu, bo ja już mam swoje lata, więc to pewnie nie będę ja(…)” – zakomunikował prezes.
Wygląda na to, że Kaczyński będzie chciał zakończyć “cały na biało” swój polityczny rajd, dlatego najbliższe miesiące mogą aż kipieć od słów o zakończeniu sporu politycznego w Polsce.
fot. Shutterstock/praszkiewicz
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU